W 2014 roku James Rodriguez był na szczycie piłkarskiego świata. Wraz z reprezentacją Kolumbii dotarł do ćwierćfinału mundialu, na których zdobył cztery znakomite bramki i został królem strzelców turnieju. Tuż po mistrzostwach zamienił AS Monaco na Real Madryt za 75 milionów euro i przez kolejne lata słyszał. Wygrał dwa mistrzostwa Hiszpanii oraz dwie Ligi Mistrzów.
W Madrycie miał jednak swoje problemy i już w 2017 roku został wypożyczony na dwa lata do Bayernu Monachium. Po gorszych i lepszych meczach wygrał dwa mistrzostwa Niemiec, a w 2020 roku odszedł do Evertonu. Później było już tylko gorzej - rok w katarskim Al-Rayyan SC, niecały sezon w greckim Olympiakosie i ostatnie 12 miesięcy w brazylijskim Sao Paulo.
Rodriguez w Brazylii zagrał zaledwie 22 mecze, w których zdobył dwa gole i zaliczył cztery asysty. Od 8 sierpnia pozostaje bez kontraktu i zdawało się, że 33-latek zmierza w kierunku zakończenia kariery na peryferiach futbolu. Media donoszą jednak, że lada moment może nie tylko wrócić do Europy, ale również zagrać w jednej pięciu topowych lig.
Kolumbijski dziennikarz Pipe Sierra przekonuje, że bardzo zainteresowane sprowadzeniem pomocnika jest Rayo Vallecano, a więc zespół występujący w LaLiga od czterech lat. Transakcja ma być już na ostatniej prostej, a 33-latek ma podpisać z zespołem kontrakt do czerwca 2025 roku z opcją przedłużenia go o kolejny rok.
Gdyby faktycznie Rodriguez przeniósł się do Rayo, to wróciłby do Madrytu po nieco czterech latach. Pomocnik może pochwalić się naprawdę niezłymi statystykami w hiszpańskiej lidze, w której zagrał 85 meczów, zdobył 29 goli i zaliczył 28 asyst.
Nawet jeśli król strzelców mundialu z 2014 roku wróci do Europy, to prawdopodobnie nie zagra w kolejnym meczu Rayo. Ekipa z Madrytu już w we wtorek 27 sierpnia o 21:30 zmierzy się z FC Barceloną na własnym stadionie.