Jedne z ważniejszych i najciekawszych meczów dla kibiców na świecie na razie nie dostarczają Robertowi Lewandowskiemu wiele satysfakcji. Szczególnie gdy mówimy o ligowych starciach między Realem Madryt i Barceloną. Mimo że gra Dumy Katalonii na monumentalnym Santiago Bernabeu momentami mogła się podobać jej kibicom, to mecz zakończył się przegraną 2:3. Robert Lewandowski kończył mecz z poczuciem niedosytu i perspektywą ławki rezerwowych.
Barcelona zaczęła to spotkanie z animuszem, męcząc gospodarzy wysokim pressingiem. Brał w nim udział też Robert Lewandowski. Na samym początku wyglądało to dobrze, bo na świeżości Polak uwijał się między obrońcami gospodarzy i wykazywał spore zaangażowanie. W drugiej minucie agresywnie podbiegł do bramkarza Realu Andrija Łunina, zmuszając go do złego wyprowadzenia. Gdyby piłkę lepiej strącił Raphinha mogła być z tego znakomita sytuacja dla Barcelony. Tak skończyło się na strachu. Im jednak dalej w mecz tym Lewandowski w naciskaniu rywali schodził na niższy bieg. Szybko biegali inni, duże zaangażowanie wykazywał szczególnie Raphinha, Polak poruszał się po boisku oszczędnymi krokami.
W kilku fragmentach meczu widzieliśmy to, co często praktykowane było przez Barcelonę w meczu Ligi Mistrzów w Paryżu. Chodzi o dalekie przerzuty na środek boiska, tam, gdzie stał Robert Lewandowski. Jego koledzy mieli zagrywać tak, by Polak przytrzymał chwilę piłkę i starał się wykreować groźną kontrę. Takie absorbowanie uwagi i ściąganie rywali udało się raptem kilka razy, ale wiele pozytywnego efektu nie przyniosło.
Najlepszą sytuację w pierwszej połowie Polak miał w 25 minucie, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Nabiegając na piłkę w centralnej części pola karnego, trafił jednak nad poprzeczką. Więcej z gry w tej części meczu mieli ofensywni koledzy Polaka z Barcelony. Choćby aktywny tego dnia Lamine Yamal, a swym ustawianiem się, pracą bez piłki plusował też Raphinha. Partnerzy na dogrania do Lewandowskiego decydowali się rzadko. W 38. minucie Cancelo szukał Lewandowskiego dośrodkowaniem, ale zagrywał niecelnie i w pierwszej części spotkania właściwie było to wszystko.
Tuż przed przerwą podczas kontuzji De Jonga, Polak długo rozmawiał z Xavim przy linii bocznej boiska. Po gestach i mimice można było zorientować się, że chodzi o ustawienie. Panowie szybko osiągnęli zgodność, ale co ta rozmowa zmieniła? Dla Lewandowskiego niewiele.
W 55. minucie Polak w jednej z akcji chciał odgrywać piłkę do kolegi piętą. To było gdzieś w okolicach pola karnego. Efektowne zagranie przyniosło jednak przejęcie Realu i groźną kontrę, którą strzałem zakończył Vinicius Junior.
W 61 minucie "Lewy" wreszcie dostał dalekie podanie. Polak pięknie opanował piłkę i zauważył wychodzącego do niego Łunina. "Zgaszenie" piłki przez Polaka realizatorzy pokazywali kilka razy. Strzał do tej powtórki już nawet się nie załapał, bo piłka poszybowała gdzieś w górne sektory trybun, zupełnie obok bramki gospodarzy. Chwilę później stało się coś, co nie było zaskakujące. Xavi zdecydował się zdjąć Polaka przy stanie 1:1. Ten w 64. minucie został zmieniony przez Ferrana Toresa, który już 120 sekund po wejściu na boisko miał sytuację sam na sam, choć był na spalonym. Wniósł trochę ożywienia do gry Katalończyków.
Polak schodził z boiska niepocieszony, ale pogodzony, że jego słabszy występ wpłynął na decyzję szkoleniowca. Lewandowski kończył mecz z dwoma niecelnymi strzałami na bramkę rywali, dwoma (z dwóch) wygranymi powietrznymi sytuacjami i dwoma (z pięciu) rozstrzygniętymi na swoją korzyść pojedynkami. Sześciokrotnie stracił pikę.
Tak przy okazji, to warto wspomnieć, że za chwilę (24 kwietnia) minie 11 lat od jednego z piękniejszych momentów w karierze Lewandowskiego. Właśnie tego dnia Polak upokorzył wielki Real Madryt w półfinale Ligi Mistrzów. Na stadionie w Dortmundzie wbił mu 4 gole z taką łatwością i kunsztem, że świat zaczął mocniej zwracać uwagę na wyczyny Polaka. Zresztą tamtym meczem Lewy otworzył sobie drogę do hiszpańskiego transferu. Wtedy chciał go Real. Ostatecznie jak wiemy, Polaka skusiła Barcelona. Teraz te piękne momenty i wspomnienia związane z Realem można tylko powspominać. Co z tego, że w koszulce Barcelony?
Ligowe El Clasico do tej pory szczęśliwe dla Lewandowskiego nie były. Nie tylko dlatego, że trzy z czterech przegrał, ale też nie miał w nich najlepszych statystyk. Nie strzelał w nich goli, zaliczył jedną asystę i jedną asystę drugiego stopnia - ładną po zagraniu piętką. Nie wbił też gola w swym jednym meczu przeciw Realowi w Pucharze Króla. Zdobył za to dwie bramki w Superpucharze Hiszpanii (w dwóch meczach), gdzie zaliczył też 1 asystę. To na tyle, na pewno mało dla ambitnego piłkarza, który wciąż chce być kluczową postacią dla jednej z największych drużyn Europy.