Starcie Realu Madryt z Sevillą zwykle byłoby nazwane absolutnym hitem rozgrywek La Liga, ale w tym sezonie obie drużyny znajdują się na dwóch skrajnych biegunach. "Królewscy" są liderem i dość pewnie kroczą po mistrzostwo kraju. Natomiast Sevilla jeszcze kilka tygodni temu była drużyną, która broniła się przed spadkiem. Widmo degradacji oddaliła pod wodzą Quique Sancheza Floresa - to już ich trzeci szkoleniowiec w tym sezonie - za którego kadencji notują ostatnio passę czterech meczów bez porażki.
Ekipa ze stolicy Andaluzji, przyjeżdżając na Santiago Bernabeu, była skazywana na pożarcie, ale postawiła faworyzowanym rywalom twarde warunki. To goście w 6. minucie jako pierwsi mogli otworzyć wynik spotkania, ale Youssef En Nesyri nie wykorzystał dobrego dogrania w pole karne z lewej strony. To był jednak jedyny ofensywny moment Sevilli, która w dalszej części pierwszej połowy skupiła się na defensywie.
"Królewscy" w 10. minucie ucieszyli swoich kibiców za sprawą trafienie Lucasa Vazqueza, ale sędzia po bardzo długiej interwencji VAR dopatrzył się faulu na początku akcji bramkowej. Carlo Ancelotti podważał jego decyzję, za co został ukarany żółtą kartką. Ta sytuacja wpłynęła bardzo negatywnie na drużynę prowadzoną przez włoskiego szkoleniowca. Real miał ogromne problemy, aby doprowadzić do sytuacji strzeleckiej. Dość powiedzieć, że pierwsze uderzenie na bramkę Orjana Nylanda oddał dopiero w 31. minucie. W zasadzie wyróżnić można jedynie próbę z dystansu Federico Valverde w doliczonym czasie gry. Blisko 75 tysięcy kibiców na Santiago Bernabeu mogło do przerwy czuć się zawiedzeni.
Urugwajski pomocnik był także bohaterem sytuacji zaraz po wznowieniu gry. W polu karnym znalazł go Brahim Diaz, ale nieczyste uderzenie Valverde wylądowało jedynie na słupku. W 52. minucie odgryzła się Sevilla. Kontrę lewym skrzydłem wyprowadził Lucas Ocampos, który dograł do Isaaca Romero, ale kapitalną interwencją popisał się Andrij Łunin. Ukrainiec po raz kolejny potwierdził swoją klasę. Nieprzypadkowo posadził na ławce Kepę.
Mecz nabierał rumieńców. Celnie uderzał Vinicius, niewiele zabrakło także Rodrygo. Szarże gospodarzy zostały przerwane przez... sędziego, który w po godzinie gry potrzebował pomocy lekarzy. Diaz de Mera Escuderos miał problem z łydką i musiał zastąpić go arbiter techniczny Carlos Fernandez Buergo.
Carlo Ancelotti miał problem, gdyż kontuzjowany wciąż jest Jude Bellingham, a kilka dni temu z powodu urazu wypadł także Joselu, przez co próby dośrodkowań w pole karne były w zasadzie bezsensowne, gdyż Vinicius oraz Rodrygo nie mieli szans z rosłymi stoperami Sevilli. Wśród nich był Sergio Ramos, legenda Realu Madryt, dla którego było to czwarte starcie w karierze przeciwko "Królewskim". Dotychczas nie przegrał żadnego z nich.
Czas upływał, ale gospodarze wciąż nie znajdywali drogi do siatki. Aż nadeszła 81. minuta. Piłka po kolejnym dośrodkowaniu została wybita pod nogi Luki Modricia. 38-letni Chorwat kilka minut wcześniej pojawił się na murawie właśnie po to - przymierzył z około 20 metrów, a piłka w drodze do siatki musnęła jeszcze słupek. Golkiper Sevilli był bezradny.
Mimo aż ośmiu minut doliczonego czasu gry podopieczni Quique Sancheza Floresa nie zdołali zagrozić już bramce Andrija Łunina. Real Madryt wygrał swój 20 ligowy mecz w tym sezonie i utrzymał ośmiopunktową przewagę nad FC Barceloną. Ekipa Xaviego Hernandeza przeskoczyła w ligowej tabeli Gironę, która swój mecz w 26. kolejce rozegra w poniedziałek.