W sobotę 28 października doszło do szlagieru w La Liga - FC Barcelona podejmowała na własnym stadionie Real Madryt. Kibice oczekiwali, że dojdzie też do pojedynku najlepszych strzelców obu drużyn. Mowa o Robercie Lewandowskim i Jude Bellinghamie. Ostatecznie pierwszy z nich rozpoczął spotkanie na ławce rezerwowych, co miało związek z niedawno przebytą kontuzją stawu skokowego. Na boisko wszedł dopiero w 61. minucie, ale nie zdobył gola. Kolejne trafienia na koncie zapisał za to Anglik, który został bohaterem El Clasico.
Barcelona świetnie rozpoczęła ten mecz, bo już w 6. minucie piłkę w siatce umieścił Ilkay Guendogan. Real z kolei raził niedokładnością. Wszystko zmieniło się po przerwie. Goście zaczęli napierać na bramkę Marc-Andre ter Stegena, co przyniosło efekt już w 68. minucie. Wówczas Bellingham przejął piłkę przed polem karnym i oddał strzał, po którym piłka zatrzepotała w siatce. Na tym Anglik się nie zatrzymał.
W 92. minucie podwyższył prowadzenie na 2:1. Znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem i nie zmarnował szansy. Uderzył w środek bramki, za plecy golkipera Barcelony. Tym samym Bellingham nie tylko zapewnił zwycięstwo Realowi, ale i umocnił się na prowadzeniu klasyfikacji strzelców La Liga.
Pomocnik coraz bardziej ucieka w tym zestawieniu Lewandowskiemu. Ma już na koncie 10 trafień i dwie asysty, co zapewnia mu pewną pierwszą lokatę. Za jego plecami znajduje się Antoine Griezmann. Francuz traci już jednak trzy gole do rywala. Dopiero trzecią lokatę okupuje polski napastnik - na jego koncie jest pięć bramek i trzy asysty.
Więcej treści sportowych na stronie głównej Gazeta.pl.
Kolejną okazję do zdobycia goli Lewandowski będzie miał już 4 listopada, kiedy to Barcelona zmierzy się z Realem Sociedad. Polak musi strzelać kolejne bramki, jeśli chce po raz drugi z rzędu sięgnąć po miano najlepszego strzelca ligi. Konkurencja jest jednak niezwykle silna.