Był jak Cristiano Ronaldo. Jego życie się załamało i skończyło tragedią

Konrad Ferszter
Kiedy spytamy kibiców o Anglików, którzy grali w Manchesterze United, Realu Madryt i kadrze narodowej, w odpowiedzi najpewniej usłyszymy o Davidzie Beckhamie. Ewentualnie o Michaelu Owenie. Mało kto pamięta dziś o piłkarzu, który Anglię na Hiszpanię zamienił blisko ćwierć wieku wcześniej. Laurie Cunningham zachwycał w barwach Realu, gdy Beckham i Owen byli jeszcze dziećmi. Zachwycał tak, że nawet kibice na Camp Nou w Barcelonie oklaskiwali go na stojąco.

Santiago Bernabeu ma dzisiaj jednego bohatera. Jude Bellingham, który trafił do Realu Madryt latem z Borussii Dortmund za ponad 100 mln euro, jest najlepszym piłkarzem pierwszej części tego sezonu w Europie. Genialny 20-latek do drużyny Carla Ancelottiego wszedł z drzwiami. 11 goli i trzy asysty w 12 występach to wynik rewelacyjny.

Zobacz wideo "Gorzej już być nie może". Drużyna Sochana odbije się od dna? Eksperci nie mają wątpliwości

Bellingham to szósty w historii Realu Madryt angielski piłkarz. Przed nim - z różnym skutkiem - na Santiago Bernabeu grali nie tylko Beckham i Owen, ale też Jonathan Woodgate i Steve McManaman. Najmniej znany jest ten, który z Anglii do Realu przyjechał jako pierwszy.

Laurie Cunningham trafił do Madrytu w 1979 r. West Bromwich Albion zarobiło na nim 950 tys. funtów, co w tamtym czasie było rekordem transferowym obu klubów. 23-letni wówczas skrzydłowy zdobył z Realem mistrzostwo Hiszpanii i dwa krajowe puchary. Jego niepowtarzalny styl gry, który zawdzięczał miłości do tańca, był tak wyjątkowy, że w trakcie El Clasico kibice Barcelony oklaskiwali go na stojąco.

- Był Cristiano Ronaldo swoich czasów - powiedział o Cunnighamie jego kolega z drużyny i legenda Realu - Vicente del Bosque. Wydawało się, że Anglik miał wszystko, by na Santiago Bernabeu zachwycać przez lata. Jego historia skończyła się jednak tragicznie.

"Laurie był inny niż wszyscy. Ale on chciał taki być"

Cunningham urodził się i dojrzewał w północnym Londynie. Najbliżsi, którzy obserwowali jego karierę od samego początku, szybko dostrzeli różnice między cichym dzieciakiem poza boiskiem a ekstrawaganckim, momentami szalonym zawodnikiem na nim. Nieszablonowy styl gry, zamiłowanie do dryblingu i indywidualnych popisów Cunningham zawdzięczał miłości nie tylko do piłki, ale też do muzyki i tańca.

Te czasami jednak stawały się jego przekleństwem. Tak było, gdy Cunningham w wieku raptem 16 lat został zwolniony przez Arsenal. Nastolatek nie pasował do stylu drużyny, który opierał się na podaniach i wychodzeniu na wolną pozycję. To było zupełne przeciwieństwo futbolu, jaki prezentował Cunningham. Kiedy ten odchodził z Arsenalu, w uzasadnieniu zwolnienia go wpisano: "nieodpowiedni materiał na zawodnika".

- On nie potrzebował trenerów. Na boisku chciał po prostu wyrażać siebie. Był bardzo pewny siebie, ale nigdy nie można było powiedzieć o nim, że był arogancki. Po prostu chciał być sobą - mówił o nim przyjaciel z dzieciństwa.

W 1974 r. Cunninghamowi zaufało drugoligowe Leyton Orient, gdzie Brytyjczyk rozwinął skrzydła. W ciągu trzech lat zagrał 75 meczów, strzelił 15 goli. - Pamiętam jego debiut. Przegraliśmy 0:1 z West Hamem, ale po meczu mówiono tylko o nim. Facet był fenomenem. Po prostu brał piłkę, po czym biegł z nią i dryblował. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego - wspominał jeden z kibiców Leyton Orient w rozmowie z "The Athletic".

- Laurie był inny niż wszyscy. Ale on chciał taki być. Czasami odnosiłem wrażenie, że najbardziej w życiu bał się tego, by nie stać się taki jak wszyscy. Uwielbiał się wyróżniać, nie tylko na boisku. Poza nim uwielbiał rozmawiać o kinie, modzie czy tańcu. Dzisiaj to nikogo nie dziwi, ale wtedy sporo osób patrzyło na niego jak na dziwaka. Prawda jest taka, że Laurie łamał bariery i wytyczał nowe ścieżki. Piłkarze tacy jak Beckham później już tylko nimi podążali - dodawał o Cunninghamie jego kolega z West Bromwich Albion - Cyrille Regis.

"To samo było z Bellinghamem, który został dopiero drugim czarnoskórym Brytyjczykiem w historii Realu. Kto wie, czy doszłoby do tego transfeu, gdyby szlaku nie przetarł mu Cunningham" - pisał niedawno Mike Walters z "Daily Mirror".

Na kary zarabiał konkursami tanecznymi

Taniec, moda, malarstwo, architektura, wina - to rzeczy, które wypełniały Cunninghamowi czas między treningami. Najwięcej wolnego spędzał na parkiecie, gdzie dopracowywał kolejne choreografie. To przez nie notorycznie spóźniał się na treningi.

George Petchey - trener Leyton Orient - jako pierwszy zaczął nakładać na Cunninghama kary. 10 funtów za spóźnienie na jeden trening nie robiło jednak na nim większego wrażenia. I nie dlatego, że klub płacił Cunninghamowi krocie. Nie, on na kary zarabiał na konkursach tanecznych. Przez noc potrafił zarobić 15 funtów, więc z ekonomicznego punktu widzenia i tak był do przodu.

Nocny tryb życia i regularne spóźnialstwo nie sprawiły jednak, że Cunninghamowi przypięto łatkę złego chłopca. Wręcz przeciwnie. Każdym treningiem, ale też każdym zwykłym dniem i wywiadem udowadniał, że jest nadzwyczaj inteligentny i - jakkolwiek to nie zabrzmi - odpowiedzialny. Koledzy wspominali, że Cunningham uczył ich nie tylko na boisku.

Jednego nauczył obierać krewetki. Drugiego prawidłowo posługiwać się sztućcami. Trzeciego nauczył podstaw hiszpańskiego, a czwartego prostych kroków w rytmie soul, który obok futbolu był najważniejszą rzeczą jego życia.

- Laurie miał też bzika na punkcie ubrań. Wydawał na nie fortunę. Dbał też o nie jak o największy skarb. Przed wyjściem na mecz potrafił przez 30 minut prasować podkoszulkę - wspominał Brendon Batson, z którym Cunningham grał w West Bromwich Albion.

O tym, jakim człowiekiem i piłkarzem był Cunningham, najlepiej świadczy sytuacja z grudnia 1978 r. Ówczesny trener WBA - Ron Atkinson - szukał swojego zawodnika przez kilka dni. Dopiero po serii telefonów szkoleniowiec dowiedział się, że Cunningham przebywał na zakupach w Londynie. Według relacji świadków Atkinson wściekł się na piłkarza, ale zabrał go na mecz na Old Trafford. WBA wygrało tam 5:3, a Cunningham był jednym z bohaterów.

- To był niezwykle wyluzowany niezależnie od okoliczności. Jeszcze w dniu tamtego meczu nie był pewien, czy gra u siebie, czy na wyjeździe. Ale jemu nie robiło to różnicy. Zawsze był pozytywnie nastawiony i to sprawiało, że za każdym razem był gotowy do gry - wspominał Lachlan Macpherson, od którego Cunningham wynajmował pokój, gdy zaczynał grę w WBA.

"Nie wiedziałem, że można tak dobrze grać w piłkę nożną"

Cunningham był nietuzinkową postacią, ale przede wszystkim był doskonałym piłkarzem. Dlatego niemal wszystkie wybryki uchodziły mu płazem. Wystarczy tylko spojrzeć na wypowiedzi tych, którzy mieli przyjemność obserwować rozwój jego talentu.

- Obrońcy tacy jak ja wychodzili na boisko przede wszystkim po to, by kopać przeciwników. Laurie był tak szybki i sprytny, że nawet to przychodziło mi z trudem. Do dzisiaj, gdy patrzę na skrzydłowych, porównuję ich do Cunninghama. Laurie robił rzeczy, o jakich inni mogli tylko pomarzyć. Stylem gry wyprzedzał swoje czasy - wspominał 30-krotny reprezentant Anglii, Viv Anderson.

- Czarował już w Leyton Orient. Pamiętam mecz wyjazdowy przeciwko Fulham, gdzie grał jeszcze legendarny Bobby Moore. Chociaż nie był już w najlepszej formie, to wciąż był bardzo dobrym zawodnikiem. A ten młokos Cunningham nic sobie z tego nie robił. Był tak szybki, tak nieuchwytny, że rozbił legendę na kawałki. Nie wiedziałem, że można tak dobrze grać w piłkę nożną. Moore chyba też nie - dodał Dougie Blaxland, kibic Leyton Orient.

Prowadzone przez Atkinsona WBA było jedną z lepszych drużyn lat 70. w Anglii. W sezonie 1978/79 długo wydawało się, że zespół, którego liderami byli czarnoskórzy Cunningham, Regis i Batson zdobędzie mistrzostwo kraju. Ostatecznie WBA zakończyło rozgrywki za plecami Liverpoolu i Nottingham Forest.

Czarnoskóre trio podzieliło Anglię

Do tamtej drużyny w West Bromwich wzdychają do dzisiaj. Ale nie tylko z uwagi na sportową jakość. Cunningham, Regis i Batson stali się też inspiracją dla czarnoskórych w całej Anglii. Trójka z WBA była dopiero pierwszym w historii ligi angielskiej podstawowym, czarnoskórym triem w jednej drużynie. A to nie wszędzie spotykało się z szacunkiem.

Zwłaszcza że w drugiej połowie lat 70. na Wyspach szybko rozwijał się skrajnie prawicowy, faszystowski ruch polityczny. Reprezentujący takie poglądy Front Narodowy był w tamtym czasie czwartą siłą na brytyjskiej scenie politycznej.

Rasistowskie zachowania na stadionach były wtedy codziennością i były znacznie częstsze niż dzisiaj. Cunningham, Regis i Batson byli przyzwyczajeni, że w trakcie meczów w ich kierunku latały banany czy monety. Sprawcy częściej byli nagradzani brawami, niż karani. - To były paskudne, rasistowskie czasy - wspominała ówczesna partnerka Cunninghama.

- Na meczach wyjazdowych byliśmy regularnie atakowani i opluwani. O czarnoskórych mówili, że są leniwi, nie lubią pracy i zimna, co było bzdurą. Nie mogliśmy z tym walczyć inaczej jak tylko na boisku - opowiadał Batson.

I dodał: - Dopiero po czasie zrozumiałem, że byliśmy inspiracją dla innych. Pokazaliśmy, że czarnoskórzy nie mają się czego wstydzić i nie mają się czego bać. Czarnoskóra społeczność na Wyspach Brytyjskich była nam bardzo wdzięczna. Otrzymywaliśmy wiele podziękowań i słów wsparcia.

Transfer do Realu początkiem końca

Cunningham i spółka przyciągali i inspirowali do tego stopnia, że skrzydłowy stał się pierwszym czarnoskórym, który zagrał dla reprezentacji Anglii. Było to w 1977 r. w kadrze do lat 21. W seniorskiej drużynie wyprzedził do wspomniany wcześniej Anderson. Dwa lata później, po świetnym sezonie w WBA, kiedy strzelił 16 goli, Cunningham był na szczycie. Latem 1979 r. Anglik stał się najdroższym transferem w historii Realu Madryt.

Cunningham nie mógł odmówić Hiszpanom nie tylko dlatego, że Real to największy klub na świecie. Anglik miał też dość rasizmu na angielskich stadionach. Zdaniem Regisa to był początek końca zaledwie 23-letniego piłkarza.

- Zawsze uważałem, że był za młody na transfer. Był bardzo podekscytowany i uważał, że jest wystarczająco dojrzały, by sobie z tym poradzić. Ale tak nie było. Przez sposób gry i styl bycia często błędnie uważano go za aroganckiego. A było dokładnie odwortnie - wspominał Regis.

- Laurie był bardzo nieśmiały i czuł się nierozumiany. To wszystko sprawiło, że stał się samotnikiem. Presja związana z grą w takim klubie jak Real była ogromna, a on został z tym wszystkim sam. To go przytłoczyło. Potrzebował jeszcze czasu, by dojrzeć i poukładać życie przed transferem do Realu - dodał.

Początki nie zwiastowały jednak tragedii. Cunningham strzelił gola w debiucie przeciwko Milanowi w meczu towarzyskim, a w pierwszym meczu ligowym przeciwko Valencii ustrzelił dublet. W pierwszym sezonie zdobył 12 bramek w 41 występach, pomagając drużynie w wygraniu ligi i Pucharu Hiszpanii.

Jego pierwsze El Clasico na Camp Nou, które odbyło się 10 lutego 1980 r., zostało zapamiętane nie dzięki zwycięstwu Realu (2:0), a przede wszystkim dzięki świetnej grze Cunninghama. - Doprowadzał nas do szału swoimi dryblingami, szybkością i indywidualną odwagą - wspominał obrońca Barcelony - Migueli.

Cunninghama doceniła też publiczność na Camp Nou, która żegnała zawodnika brawami. Ćwierć wieku później w taki sam sposób kibice na Santiago Bernabeu w Madrycie żegnali Ronaldinho. 

"Jego życie w Madrycie się załamało"

Mimo doskonałej formy Cunningham nie załapał się do angielskiej kadry na włoskie Euro 80. Zdaniem wielu to początek końca kariery skrzydłowego. Na początku sezonu 1980/81 Cunningham doznał kontuzji palca u stopy, która wykluczyła go niemal do końca rozgrywek.

Anglik zdążył się wyleczyć na finał Pucharu Europy, który Real przegrał z Liverpoolem 0:1. Kilka miesięcy Cunningham doznał kolejnej kontuzji, która znów wykluczyła go z gry na wiele miesięcy. - Czasami myślę, że potrzebował jeszcze sezonu lub dwóch w West Bromwich. Wiem, że Realowi się nie odmawia, ale w Madrycie nie miał wokół siebie ludzi, których bardzo potrzebował - mówił Batson.

- Jego życie w Madrycie się załamało. Nie miał obok siebie przyjaciół, opuściła go partnerka, której nie podobała się codzienność na świeczniku. Miałem poczucie winy, że nie pomogłem mu, gdy tego potrzebował, ale z drugiej strony on nigdy nie odbierał telefonu - dodał.

Miłość do muzyki, tańca i nocnego życia kolejny raz okazały się dla Cunninghama przekleństwem. To, co wcześniej uchodziło mu na sucho, w Madrycie było nie do zaakceptowania. Paparazzi coraz częściej fotografowali kontuzjowanego piłkarza w klubach nocnych, a dziennikarze, którzy jeszcze kilka miesięcy wcześniej zachwycali się jego talentem, pisali o tym, że Cunningham rozmienia go na drobne.

- Wciąż uwielbiał styl życia glamour. Kobiety, szybkie auta, muzyka i taniec pociągały go nie mniej niż futbol. Ale kiedy sfotografowano go na imprezie z nogą w gipsie, czara goryczy się przelała - wspominał przyjaciel Cunninghama.

Imprezowy styl życia sprawił, że Real nałożył na zawodnika grzywnę w wysokości miliona peset (około 20 tys. funtów). W tamtym czasie była to najwyższa kara w historii La Liga. Cunninghamowi posypało się też żcyie prywatne. Zawodnik doczekał się dwójki nieplanowanych dzieci, a tragiczne inwestycje zrobiły z niego bankruta.

Tragiczna śmierć na autostradzie

Cunningham odszedł z Realu w kwietniu 1983 r., a już kilka miesięcy później związał się ze Sportingiem Gijon. Była to tylko zapowiedź podróży, w jaką skrzydłowy ruszył po odejściu z Realu. Do 1989 r. grał jeszcze kolejno w Marsylii, Leicester City, Charleroi, Wimbledonie i Rayo Vallecano. Sukces odniósł tylko w Wimbledonie, gdzie zdobył Puchar Anglii. Ale Cunningham był już tylko cieniem samego siebie.

Zawodnik zginął 15 lipca 1989 r. na autostradzie pod Madrytem. Cunningham, który wracał do domu po nocy spędzonej w dyskotece, wyprzedzając jedno auto, nie zauważył drugiego, stojącego na poboczu z przebitą oponą. Anglik stracił panowanie nad pojazdem, uderzył w latarnię, po czym kilkukrotnie dachował i przez niezapięte pasy wyleciał przez przednią szybę.

Cunningham zmarł w drodze do szpitala w wieku 33 lat. Raport toksykologiczny wykazał, że zawodnik Rayo Vallecano prowadził auto pod wpływem alkoholu. Cunningham wracał z imprezy, na której świętował awans do pierwszej ligi. W Rayo Anglik miał jeszcze szansę nawiązać do najlepszego momentu swojej kariery. Nie zdążył. 

Jak zdradził Regis, dwa lata wcześniej brał udział w podobnym wypadku, gdy prowadził Cunningham. - Gdybym nie zapiął pasów, pewnie bym nie przeżył - powiedział. - Zdecydowanie wolę pamiętać Lauriego z wcześniejszych czasów - zakończył pięciokrotny reprezentant Anglii. 

Więcej o: