Uratował wielki klub przed katastrofą. Miał ich tylko utrzymać

W marcu Jose Luis Mendilibar obejmował Sevillę z jasnym celem - utrzymać zespół, który ma dwa punkty przewagi nad strefą spadkową. 62-letni trener do tej pory prowadził ekipy z dołu tabeli i jest znany z prymitywnego sposobu gry określanego mianem "retrofutbolu". Ale najwidoczniej właśnie tego potrzebowali w zespole z Andaluzji, który w środę zawalczy o kolejny triumf w Lidze Europy.

Mówisz Sevilla, myślisz Liga Europy. Zespół z Andaluzji zdobywał ten puchar w ostatniej dekadzie aż cztery razy - w 2014, 2015, 2016 i 2020 roku. Dodając do tego dwa zwycięstwa w 2006 oraz 2007 roku jest bezsprzecznie najbardziej utytułowaną drużyną w historii tych rozgrywek (Ligi Europy lub Pucharu UEFA). Jej obecność w tegorocznym finale nie była jednak tak oczywista. Ba, w kontekście całego sezonu można powiedzieć o gigantycznej niespodziance, gdyż przez wiele miesięcy Sevilla była jednym z największych rozczarowań nie tylko w Hiszpanii, ale również w całej Europie.

Zobacz wideo Dramat Wisły Płock, to był lider Ekstraklasy!

Wyprzedaż w letnim oknie transferowym, osłabiona i wiekowa kadra - w półfinałowym rewanżowym starciu z Juventusem w Lidze Europy średnia wieku wyjściowej jedenastki przekroczyła 30 lat - a w dodatku roszady nie oszczędziły też trenera. Sezon zaczął Julen Lopetegui, który prowadził zespół od lata 2019 r., ale w październiku wylądował w strefie spadkowej z raptem jednym zwycięstwem. Zastąpił go Jorge Sampaoli. Argentyńczyk wytrwał 165 dni, ale spora część z nich przypadła na mundial w Katarze. 

Po 26. kolejkach widmo degradacji realnie zajrzało w oczy ekipie z Estadio Ramon Sanchez Pijuan, co byłoby rzeczą niespotykaną w skali europejskiej. W zeszłym sezonie Sevilla była czwartą drużyną La Liga. Drużyna, która jeszcze jesienią grała w fazie grupowej Ligi Mistrzów, miała na koncie 28 punktów - tylko dwa więcej od zespołów znajdujących się w strefie spadkowej.

"Retrofutbol" przyniósł efekt. Sevilla w finale Ligi Europy. Magia Estadio Sanchez Pizjuan działa

W wyborze nowego szkoleniowca nie było miejsca na pomyłkę. Postawiono na Jose Luisa Mendilibara, specjalistę od prowadzenia drużyn z dolnych rejonów tabeli, który podpisał umowę "strażacką" do końca sezonu. Cel był jasny - utrzymać drużynę, ale jego ostatnie miejsca pracy budziły wątpliwości w kontekście Sevilli. Alaves, Eibar, Levante, Osasuna czy Real Valladolid - nie jest to CV trenera aspirującego do objęcia czwartej drużyny w kraju. "Jose Luis Mendilibar wsiadł do pociągu jadącego na klif" - napisała barwnie "Diario de Sevilla". 

W tych zespołach 62-latek dał się poznać jako trener do bólu pragmatyczny. Stawiający na dość prymitywny futbol, który w dodatku nie dawał rezultatów podczas ostatniej kadencji w Alaves, osiągnął średnią 0,52 punktu na mecz w dwunastu spotkaniach. Intensywność, dośrodkowania, bezpośrednia gra, często z pominięciem drugiej linii, aby oddać jak największą liczbę strzałów najprostszym środkiem. Do tego Mendilibar jest twardym człowiekiem. Nie jest to futbol hiszpański, a zwłaszcza taki, do którego przyzwyczaiła nas Sevilla w ostatnich latach pod wodzą Lopeteguiego.

Prostota, jednowymiarowość i to, co postrzegano jako wady Mendilibara, w Andaluzji zostało przekute w pozytywną stronę z uwagi na konstrukcję kadry zespołu. Po prostu pasowała ona pod styl gry preferowany przez tego szkoleniowca, na czym skorzystali środkowi napastnicy Rafa Mir oraz Youseef En-Nesyri. Jak? Sevilla w końcu zaczęła zaznaczać swoją obecność w polu karnym rywala. W sposób prosty, ale bardzo skuteczny. Wyeliminowanie z Ligi Europy Manchester United i Juventus po dogrywce to wyniki bardzo godne. Zwłaszcza rewanżowe starcie z włoską ekipą na Estadion Ramon Sanchez Pizjuan, które ponownie potwierdziło magię tego stadionu, co przełożyło się na niezwykłą determinację piłkarzy. Próżno szukać drugiego takiego obiektu w Europie, 

Ogólny bilans Jose Luisa Mendilibara to osiem zwycięstw oraz pięć remisów. W minionej kolejce z Realem Madryt Sevilla przegrała dopiero drugie spotkanie pod jego wodzą i ma punkt straty do siódmego miejsca, gwarantującego europejskie puchary. Do nich, i to do samej Ligi Mistrzów, mogą się jednak dostać, triumfując w Lidze Europy. Finał z AS Romą już w środę 31 maja.

- Jest osobą, która nie nosi żadnej maski. Idzie prosto przed siebie i zasługuje na wszystko, co się teraz dzieje - mówi jego piłkarz Papu Gomez dla oficjalnej strony UEFA. - Jest skromny, szlachetny i zasługuje na wielkie uznanie - komplementuje Bono. - Wszedł z dużą energią i pragnieniem. Jego cechą jest łatwość dotarcia do graczy i ludzi - to z kolei słowa Ivana Rakiticia.

W tym pojedynku zostanie przerwana jedna z serii, bowiem Sevilla sześciokrotnie grała w finale Ligi Europy lub Pucharu UEFA i zawsze wygrywała. Natomiast szkoleniowiec Rzymian Jose Mourinho nie przegrywa w starciach o europejskie trofeum. Grał pięć takich meczów - dwa razy w Lidze Mistrzów oraz po razie w Lidze Europy i Lidze Konferencji rok temu. - To dla mnie zaszczyt grać przeciwko Mendilibarowi, bo dla mnie reprezentuje grupę trenerów z ogromnymi warsztatem w mniejszych klubach, bez możliwości zdobywania tytułów, a tak spędził swoją karierę - podkreślił Portugalczyk.

Możliwe, że zwrot "bez trofeów", którego użył "Mou" wobec Luisa Mendilibara, przestanie być aktualny od środowego wieczoru.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.