Michał Gajdek: - Ogólnie tak, ale daleko do zachwytu. Podstawowy cel został spełniony. Trzeba docenić, że po trzech sezonach udało się odzyskać to mistrzostwo Hiszpanii. W dodatku tak pewnie, z tak dużą przewagą. Dla piłkarzy i trenera to było najważniejsze trofeum i wielokrotnie o tym mówili. Ale nie można jednocześnie pominąć tego, co wydarzyło się w Europie. Łatwiej już zrozumieć ten Puchar Króla i porażkę 0:4 z Realem Madryt. To kwestia jednego meczu, może się on przytrafić, trochę rekompensuje go zdobycie Superpucharu Hiszpanii. Ale nie wyobrażam sobie, by kolejny sezon w europejskich pucharach był tak słaby, jak ten.
- Pewnie bym wtedy nie uwierzył, że odpadniemy z Ligi Mistrzów już w fazie grupowej. I nie uwierzyłbym, że potkniemy się już na pierwszej przeszkodzie w Lidze Europy. Nawet nie w 1/8! To wynik znacznie poniżej oczekiwań, bo te sięgały ćwierćfinału, może nawet półfinału Ligi Mistrzów. I w drugą stronę - pozytywnym zaskoczeniem jest tak pewne zwycięstwo w lidze. Przecież Barcelona długo szła na stupunktowy wynik. Teraz nieco zwolniła, a i tak ma szansę na 97 pkt, co byłoby drugim w historii najlepszym wynikiem. Kompletnie bym nie przypuszczał, że takie cyfry w ogóle będą w zasięgu. Wydaje mi się jednak, że Barcelona nie jest dzisiaj ani tak silna, jak wskazywałaby na to liga, ani tak słaba, jak w europejskich pucharach.
- Dobre pytanie, na które chyba nikt nie zna jednoznacznej odpowiedzi. Trzeba zacząć już od losowania. Okazało się, że w jednej grupie są trzy mocne zespoły - Barcelona, Bayern Monachium, Inter. Do tego Viktoria Pilzno, której należało współczuć. Dwa miejsca dające awans i trzech chętnych, żeby je zająć. Wiadomo było, że któryś z wielkich klubów będzie rozczarowany. Inter był trochę niedoceniony, a osiągnął świetny wynik. Przed meczami z Barceloną mówiło się, że jeśli trener Simone Inzaghi przegra, to zostanie zwolniony, bo nie szło mu wtedy w lidze, a dzisiaj jest w finale Ligi Mistrzów. Gdyby ktoś powiedział wtedy, że w tej grupie jest przyszły finalista, to zdecydowana większość wskazałaby na Bayern, może ktoś na Barcelonę, ale chyba nikt nie obstawiałby Interu.
No i nałożyło się wiele niekorzystnych okoliczności. Faza grupowa była rozgrywana bardzo szybko, mecze były co tydzień, żeby zdążyć przed mundialem w Katarze. Decydujące były dla Barcelony spotkania z Interem, a dzieliło je raptem osiem dni i wypadły w momencie, gdy Barcelona była w słabszej formie. Do tego kontuzje, błędy sędziowskie i błędy indywidualne, choćby Gerarda Pique. Dzisiaj obrona Barcelony też wygląda zupełnie inaczej. W rewanżu z Interem nie było Julesa Kounde, nie było Andreasa Christiensena, nie było Ronalda Araujo, a Xavi sam sobie nie pomógł pomijając Alejandro Balde.
- Tu już kompletnie nie rozumiem, co się stało, bo w tym pierwszym meczu brakowało tylko Ousmane Dembele. Pamiętam, że byłem przerażony, widząc, kogo w obronie wystawił Xavi. Barcelona złapała już wtedy rytm w lidze, wygrywała mecz za meczem i obrona wyglądała bardzo pewnie. A nagle okazało się, że Christiensen, decyzją trenera, siada na ławce rezerwowych. Może Xavi zlekceważył te rozgrywki? Trudno powiedzieć. Mecz był na styku, mógł pójść w każdą stronę. W pewnych fragmentach trochę brakowało Barcelonie doświadczenia.
- To bardzo poważny problem, bo Barcelona co roku budżetuje awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Uwzględnia w budżecie nagrodę od UEFA i wpływy z dnia meczowego na Camp Nou. Jeszcze dało się to uratować dojściem do finału Ligi Europy, gdyby doszły mecze w 1/8, ćwierćfinale i półfinale, z mocnymi rywalami, to zarobki z dni meczowych byłyby porównywalne do tych z osiągnięcia ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Ale to też nie wyszło, więc zabrakło pieniędzy od UEFA, zabrakło wpływów z biletów, z dni meczowych i praw telewizyjnych. Brakowało Barcelonie meczów z mocnymi rywalami, bo w lidze hiszpańskiej tak naprawdę atrakcyjne są tylko spotkania z Realem i Atletico.
- Dziura i tak zostaje, ale klub szuka różnych sposobów, by zapewnić wpływy do budżetu i trochę go podreperować. Barcelona nikogo zimą nie kupiła, za to sprzedała Memphisa Depaya. Owszem, za drobne, ale przynajmniej zeszła z jego pensji. Oddała Hectora Bellerina do Sportingu, by też zwolnić jego pensję. Z kolei Pique zakończył karierę. Okazało się też, że frekwencja w tym sezonie na Camp Nou była rekordowa. Muzeum pobiło rekordy w liczbie zwiedzających, bo turyści na dobre wrócili do Barcelony po pandemii. W zeszłym roku po sezonie drużyna poleciała do Australii, a w tym sezonie poleci do Japonii, by chociaż trochę te straty nadgonić.
- Nie patrzę na to w tej perspektywie, że klub wykonał je, by w tym sezonie coś osiągnąć. To byłoby kompletnie głupie i uznałbym, że się nie opłacało niezależnie od tego, co Barcelona by w tym sezonie wygrała. Jeżeli sprzedałaby aktywa klubu na kilkadziesiąt lat po to, żeby mieć jeden sezon, nawet nie wiadomo jak genialny - z wygraną ligą, Ligą Mistrzów, Pucharem Króla i piękną grą, to i tak nie byłoby warto. Ale to nie był jedyny zamiar, dlatego trzeba obserwować, jak przebiegną kolejne sezony.
- Bardzo mało kusząca. Zakładała, że klub nie kupi żadnego piłkarza, a jedynie dokona transferów bezgotówkowych, a przy tym sam sprzeda najlepszych piłkarzy, bo Barcelony nie będzie stać na ich zarejestrowanie. Mogłoby się okazać, że trzeba sprzedać Pedriego czy Araujo. Można więc powiedzieć, że realnej alternatywy nie było.
- Może jako "liga 1:0"? Barcelona wyrównała już rekord wyników 1:0, zapewne go pobije, bo zostały jeszcze cztery mecze. Jeśli chodzi o ofensywę, to Barcelona jest najsłabszym mistrzem w ostatnich latach. Robert Lewandowski ma 21 goli w lidze i też może być najsłabszym królem strzelców od kilkunastu lat. W zeszłym roku Karim Benzema kończył sezon z 27 golami, a w 2019/2020 Messiemu wystarczyło 25 goli i to był najsłabszy król strzelców. Wcześniej w erze Messiego i Ronaldo zawsze trzydziestka pękała bez problemu, a rekordy sięgały pięćdziesięciu goli. To diametralna różnica.
- Zdecydowanie. Na ten moment ma tylko 13 straconych goli, w tym dwa straciła już na zupełnym luzie w ostatnim meczu z Espanyolem. To świetny wynik nie tylko jak na Hiszpanię, ale i w skali całej Europy. Rekord 15 straconych goli należy do Chelsea z Jose Mourinho na ławce, więc Barcelona może to przebić.
- Ale zobaczymy też, jak zaskakująca jest ta linia obrony, która wykrystalizowała się w trakcie sezonu. Balde, Kounde, Christiensen i Araujo. Trzech pierwszych w zeszłym sezonie nawet nie było w klubie, bo Kounde i Christiensen przyszli latem, a Balde grał w rezerwach. Araujo z kolei bardzo często był kontuzjowany, więc mówimy o zupełnie nowej obronie, która gra naprawdę świetnie, a za sobą ma jeszcze Marca-Andre ter Stegena w najlepszej wersji. W takiej formie, jak w tym sezonie, nie widziałem go jeszcze nigdy. I nawet nie spodziewałem się, że jeszcze kiedykolwiek go w takiej zobaczę. On wielokrotnie dokonywał cudów w bramce. Barcelona strzelała tylko jednego gola, on ją ratował i dlatego kończyło się zwycięstwami 1:0.
- Pierwszy sezon, który prowadzi w całości, kończy się zdobyciem trofeum. Imponujące. Widać, że w tej ligowej młócce dobrze sobie radzi i regularnie punktuje. Martwi to, co się dzieje w Europie. Jego Barcelona wygrała na Camp Nou tylko z Viktorią Pilzno. Nie pokonała Interu, Bayernu, Benfiki, Napoli, Galatasaray, Eintrachtu Frankfurt, Manchesteru United… Sporo mocnych rywali, ale z Napoli w zeszłym sezonie, Eintrachtem czy Benfiką jednak wypadało wygrać. Inter, gdy przyjeżdżał do Barcelony też nie był w takiej formie, jak obecnie. Na pewno Xavi ma duży margines do poprawy, co pokazał też mecz Pucharu Króla z Realem. W lidze Barcelona sobie poradziła, ale już dwa tygodnie później przegrała aż 0:4 i poniosła największą klęskę w meczu u siebie w tym wieku.
- Zdobył moje zaufanie tym sezonem, ale na pewno nie stworzył drużyny, którą spodziewałem się zobaczyć, gdy zostawał trenerem. Upraszczając, myślałem, że to będzie drużyna od tiki-taki i ofensywnego stylu, a mówimy o "sezonie 1:0" z wieloma przepchniętymi meczami i słabą skutecznością. Tak czy siak jego pracę oceniam pozytywnie, bo też trzeba mierzyć siły na zamiary. Ronald Koeman zostawiał Barcelonę na 9. miejscu w lidze. Xavi dostał parę wzmocnień, ale punktuje zdecydowanie lepiej. Nie można mu odmówić pełnego zaangażowania i takiej troski o klub, która w ostatnich latach - zwłaszcza we władzach - nie była oczywista. Wydaje mi się, że Xavi to wciąż trener na dorobku, który razem z tą Barceloną wciąż się uczy. Jeśli ta drużyna dalej będzie rosła, on będzie rósł razem z nią.
- Absolutnie fenomenalny początek, bardzo dobra forma niemal do mundialu, nie licząc dwóch ostatnich meczów z czerwoną kartką i niestrzelonym karnym z Almerią. To było tak dobre wejście, jakiego się nie spodziewałem. Wszedł przecież do nowej ligi, do niegotowej drużyny, a strzelał gola za golem. Po mundialu wrócił jednak inny człowiek. Dopiero w ostatnich tygodniach zaczął się przełamywać i strzelił gola z Betisem, później dwa z Espanyolem. Dobrze, bo wyglądało to już bardzo niepokojąco. Ta zniżka formy nie trwała tydzień, dwa czy trzy, ale przynajmniej trzy miesiące. Z drugiej strony, jak spojrzy się w statystyki, to okaże się, że żaden inny ofensywny piłkarz Barcelony nie ma porządnych liczb. Lewandowski ma w lidze jednego gola więcej niż Dembele, Raphinha, Ansu Fati i Ferran Torres razem wzięci.
- Trzeba zaznaczyć, że mimo słabszej formy między styczniem a kwietniem, za Lewandowskim pozytywny sezon. Ale pewnie, że się martwię tym długim kontraktem. Jest obawa, że Lewandowski częściej będzie wyglądał tak, jak w tych nieudanych miesiącach, a nie jak na początku sezonu. U piłkarza w tym wieku zawsze jest takie ryzyko. Z Cristiano Ronaldo było podobnie: był piłkarz, nie ma piłkarza. Karim Benzema też nie wygląda już tak dobrze, jak jeszcze w poprzednim sezonie, za który dostał Złotą Piłkę. Owszem, wciąż miewa świetne występy, czasami nawet strzeli hat-tricka na Camp Nou, ale te liczby u niego zauważalnie spadły. Dzisiaj ma 17 goli w lidze i bardziej niż z Robertem ściga się z Joselu, którego Espanyol spada z ligi i z Enesem Unalem z Getafe. W dodatku sporo tych goli nazbierał z rzutów karnych.
- Chyba to wszystko zebrane w całość jest odpowiedzią. Widać było, że źle wygląda fizycznie, więc można uwierzyć w jakiś uraz. Rozregulowanie mundialem jakoś tłumaczyłoby pierwsze tygodnie po mundialu, ale już raczej nie te w marcu. Spotkałem się z taką teorią, że to był pierwszy sezon w karierze Lewandowskiego, w którym nie miał przerwy zimowej. W Polsce zawsze ją miał i w Niemczech też, bo Bundesliga w styczniu nie gra. W Hiszpanii gra się całą zimę, więc nie ma tego okresu przygotowawczego. Wydaje mi się ona sensowna. Bardziej martwi mnie, że wiele transferów do Barcelony tak właśnie wygląda. Przechodzi piłkarz po bardzo dobrym sezonie w innym klubie i jeszcze siłą rozpędu w pierwszych miesiącach po transferze prezentuje się świetnie. Ale czas mija, a on gaśnie. Nie wiem, czy to przez niski poziom treningów w Barcelonie, czy przez styl życia w tym mieście, czy przez co, ale to się powtarza od lat. Część piłkarzy później z tego wychodzi i wraca na swój poziom, a część już nie potrafi, jak Philippe Coutinho. Dobre 2-3 miesiące, a później nie dało się na niego patrzeć. U Lewandowskiego na szczęście widać to odbicie w ostatnich tygodniach. Oby to był zwiastun powrotu do tej dobrej, stabilnej formy.
- Barcelona wypuściła taki naiwny komunikat, że Alemany odchodzi, ale całe lato będzie pracował dla niej. Kompletnie w to nie wierzę. Mam jednak nadzieję, i tak sobie to wyobrażam, że praca dyrektora sportowego nie polega na tym, że cały rok się leży i tylko podczas okienka transferowego zaczyna pracę. Wiele rzeczy planuje się z wyprzedzeniem i w praktyce transfery dopina się już wcześniej, a latem tylko dogrywa szczegóły. Liczę więc, że to letnie okienko zostało przez niego zaplanowane i teraz ktoś inny tylko dokończy robotę przy tych operacjach, które on zlecił.
- Przyszłość maluje się niestety w czarnych barwach, bo Deco jest polecany przez agenta piłkarskiego Jorge Mendesa, który już parokrotnie przyklejał się do różnych klubów i zaczynał de facto nimi rządzić. Potrafił klub wyssać i z niego odejść. Tak było przecież z Valencią, w której - co ciekawe - też był wtedy Alemany i przez Mendesa z tego klubu odszedł. Martwi mnie to, że Deco zostanie wsadzony na to stanowisko i zacznie sprowadzać piłkarzy Mendesa. Zresztą, on już zyskuje w Barcelonie na znaczeniu, bo Balde, Fati i Nico Gonzalez są jego piłkarzami. Lamine Yamal, najmłodszy zawodnik Barcelony w tym sezonie, zaledwie 15-letni, też należy do niego. To bardzo niebezpieczna sytuacja.
- Finansowo nadal jest źle. Na najbliższe lato widzę dwa scenariusze. Pierwszy - podobny, jak ostatniej zimy, czyli dużo szumu, a ostatecznie nikt nie przychodzi, bo Barcelony nie stać na wydawanie pieniędzy. Drugi - przychodzą nowi zawodnicy, ale też jacyś piłkarze odchodzą. I to nie byle jacy za 5 czy 10 mln euro, ale znacznie drożsi, których kibice nie chcieliby się pozbywać. Jeśli mówi się o powrocie Leo Messiego, to trzeba zrobić miejsce w ataku i sprzedać przynajmniej dwóch piłkarzy z trójki - Raphinha, Fati, Torres. I to chyba naturalni kandydaci do odejścia, bo są w dobrym wieku i pewnie znajdą się na nich chętni, chociażby w Anglii. Ale nie mam pojęcia, czy którykolwiek z nich będzie chciał z Barcelony odejść, a przerabialiśmy to już z Frenkiem de Jongiem, którego klub chciał wypchnąć, ale się zaparł, został i ostatecznie wszystkich wyszło to na dobre, bo za nim udany sezon.
- Jeśli Barcelonie uda się sprawnie sprzedać tych zawodników, o których mówiłem, to jego powrót będzie realny. On chce tutaj wrócić. Przylatuje do tej Barcelony z całą rodziną w każdej wolnej chwili, cały czas ma swój dom i po prostu jest tutaj u siebie. Kończy mu się kontrakt z PSG, więc może wybierać. Oczywiście, w Arabii może mieć gigantyczne pieniądze. Ale czy to jest oferta "teraz albo nigdy"? Wydaje mi się, że poczekają na niego jeszcze rok z tymi samymi pieniędzmi. A Messi podobno chce jeszcze zostać w Europie, żeby przygotować się do Copa America w przyszłym roku, by nie jechać na ten turniej po roku spędzonym w Arabii Saudyjskiej. A jeśli chce zostać w Europie, to nie widzę dla niego innych opcji niż Barcelona.
- Zmieni się jego komfort pracy. Messi pokazywał w Argentynie, ale też w PSG, że stał się zawodnikiem, który podaje napastnikowi piłkę. On sam już tym napastnikiem nie jest, więc Lewandowski powinien się cieszyć. Będzie miał więcej okazji na gole, bo najlepszy piłkarz w historii będzie mu zagrywał piłkę. Spadnie też z niego presja, bo największą gwiazdą z miejsca stanie się Messi. Nie widzę minusów.