Lewandowski jednym dotknięciem piłki zmienił wszystko. Dosłownie

Dawid Szymczak
Robert Lewandowski w końcu doczekał się akcji, która oprawiona w ramkę, będzie idealną pamiątką z jego pierwszego El Clasico na Camp Nou. Półtorej godziny grał co najwyżej przeciętnie, ale w końcu genialnie podał piętą do Alejandro Balde, popychając Barcelonę i do zwycięstwa, i w stronę mistrzostwa Hiszpanii. Barcelona wygrała i ma aż 12 punktów przewagi nad Realem.

Długo najlepszym streszczeniem występu Roberta Lewandowskiego była akcja z 61. minuty. Polak przez kilkadziesiąt metrów ścigał się do piłki z Antonio Rudigerem, ale został wyprzedzony i obrońca Realu Madryt bezpiecznie podał do bramkarza. Lewandowski nie odpuścił, dopadł do Thibauta Courtoisa i zablokował jego odegranie. Camp Nou westchnęło. Piłka przeleciała obok bramki, ale Lewandowski raz jeszcze pokazał, jak bardzo jest zdeterminowany. Chęci nie brakowało mu bowiem ani przez moment, za to szybkości lub precyzji - wielokrotnie. Przez półtorej godziny to był występ, jakich wiele w tym roku: co najwyżej przeciętny, z niedosytem i wieloma akcjami, po których rozczarowany rozkładał ręce. 

Zobacz wideo Największy kryzys Lewandowskiego w karierze? "Nie pamiętam takich miesięcy"

Aż przyszła 92. minuta i efektowne podanie piętą, które nie tylko napędziło bramkową akcję Barcelony, ale też znacząco przybliżyło ją do mistrzostwa Hiszpanii. Polak dostał piłkę przy bocznej linii, zbiegł w stronę pola karnego i zaskoczył obrońców Realu podaniem za plecy - wprost do obiegającego go Alejandro Balde, który po chwili wyłożył piłkę Franckowi Kessiemu. Iworyjczyk strzelił gola dającego Barcelonie zwycięstwo i 12 punktów przewagi w tabeli nad Realem. Lewandowski, który przed tym meczem powtarzał w wywiadach, że wprawdzie nie pobije w tym sezonie wszystkich strzeleckich rekordów, które mu się marzą, ale może pomóc klubowi wrócić na ligowy szczyt, właśnie to zrobił. I to piętą, której po transferze z Bayernu Monachium zaczął używać znacznie częściej.

Robert Lewandowski zagrywa piętą i zmienia wszystko. Barcelona blisko mistrzostwa Hiszpanii

Lewandowski przyznał przed tym spotkaniem, że zmienił Bayern na Barcelonę, bo zauważył u siebie gasnącą miłość do piłki. Potrzebował czegoś nowego, innych emocji, następnych wyzwań. Potrzebował właśnie El Clasico na Camp Nou i uwagi całego świata, tętniących trybun, olbrzymiej stawki meczu, który przesądza o losach mistrzostwa Hiszpanii, a także spotkania twarzą w twarz z innym doskonałym napastnikiem - Karimem Benzemą. Najważniejszy klubowy mecz był reklamowany twarzą Polaka, do niego z rozkładówek apelowały największe katalońskie dzienniki, przez niego zdrożały loty z Polski do Barcelony, a i tak w samolotach nie było wolnych miejsc. I choć ostatnie tygodnie - naznaczone kontuzją i słabszą formą - budziły wątpliwości, Lewandowski wciąż był w centrum zainteresowania.

Nie grał jednak dużo lepiej niż w ostatnich tygodniach. Trzy razy groźnie uderzył na bramkę, ale nie strzelił gola - raz zatrzymał go Courtois, raz zablokował obrońca, a w najlepszej sytuacji - po uderzeniu nożycami - piłka poleciała wysoko nad bramką. Dwa razy uciekał obrońcom, ale w końcu go dopadali. Pomagał też kolegom w rozegraniu, ale przy kluczowych podaniach brakowało mu dokładności. Dochodził do groźnych sytuacji, ale ich nie wykorzystywał. Chciał, ale nie mógł. I pewnie znów oberwałby od hiszpańskich dziennikarzy, gdyby gol Marco Asensio w 81. minucie został uznany, a Barcelona by przegrała. Powtórki pokazały jednak, że Hiszpan był na minimalnym spalonym, a dziesięć minut później to piłkarze Barcelony ściskali się po golu. Taki to był mecz - nieprzewidywalny, na krawędzi i otwarty do samego końca. Lewandowski tym jednym dotknięciem piłki piętą, które może zostać wyryte w historii tego sezonu jako moment przesądzający o mistrzostwie Hiszpanii, zmienił narrację wokół swojego występu. 

Nie zapisał się w protokole golem lub asystą, za to zapisał się w historii tego sezonu znakomitym zagraniem piętą. Przełomu w jego grze wciąż jednak nie ma. Podobnie jak wątpliwości, że tylko piłkarza niezwykle pewnego siebie było stać na takie zagranie w doliczonym czasie do kluczowego meczu, w którym wcześniej nie wychodziły mu nawet proste podania.

Więcej o: