Hiszpańskie kluby pod butem CVC. Mają pieniądze, których nie mogą wydać

- Są zespoły, nawet w drugiej lidze, które mają w banku osiem milionów euro i nie mogą ich wydać - powiedział Pedro Bravo, szef hiszpańskich agentów, opowiadając o zawiłościach przepisów finansowych w tamtejszej piłce.

Obecnie, w całej światowej piłce, bez wielkich pieniędzy, zatrzymujesz się w rozwoju i tracisz wysoką pozycję. Przekonują się o tym kluby z Hiszpanii, które z roku na rok wydają coraz mniej na transfery, więcej walcząc z przepisami finansowymi niż z innymi klubami, rywalizującymi o najlepszych piłkarzy na świecie.

Zobacz wideo Krzynówek wskazał wzór dla Santosa. "Szatnia była razem z nim"

Ogromne zadłużenia

Problemy klubów z Primera i Segunda Division zaczęły się już ponad dekadę temu. Ze względu na ogromne wydatki i niezbyt rozsądne rozdysponowywanie funduszy, zdecydowana większość z nich była poważnie zadłużona m.in. w Urzędzie Skarbowym czy Zakładzie Ubezpieczeń. Z tego powodu w Hiszpanii pojawiły się dużo bardziej restrykcyjne przepisy finansowe, które teraz zabijają La Liga.

- W sezonie 2013/2014, hiszpańskie kluby były winne ponad 750 milionów euro Urzędowi Skarbowemu oraz kolejne 100 milionów Zakładowi Ubezpieczeń. Spośród 42 klubów grających w Primera i Segunda Division, 32 były w trakcie postępowania upadłościowego. Wtedy wszystko się zaczęło. Władze naszej piłki wszystko uporządkowały, ale potencjał wyraźnie zmalał - powiedział Pedro Bravo, szef hiszpańskich agentów, w rozmowie z "Relevo.com".

Umowa z CVC

Późną jesienią 2021 roku, za zgodą 37 z 42 klubów w dwóch najwyższych klasach rozgrywkowych, hiszpański związek piłkarski rozpoczął współpracę z funduszem CVC Capital Partners. Właściciele wielu przedsiębiorstw na całym świecie zapewnili klubom dotację w wysokości prawie dwóch miliardów euro, w zamian za 8% przychodów z działalności komercyjnej i technologicznej, a także 11% z praw audiowizualnych La Liga przez następne 50 lat. Według Bravo kluby nie rozumiały jednak zapisów umowy, które pozwalały im wydać otrzymane pieniądze głównie na inwestycje w system szkolenia czy stadiony, a nie w kontrakty nowych zawodników.

- Dochody z CVC mają określony cel i nie można ich w pełni wydawać na transfery. Zgodnie z umową, zaledwie 15% może być przeznaczone na podpisywanie umów i rejestrację piłkarzy. Kolejne 15% może pokryć dziury budżetowe, a aż 70% należy wydać na inwestycję w szkolenie czy infrastrukturę - dodał Hiszpan.

Pieniądze leżą odłogiem

Ze względu na jasne zapisy umowy z CVC, poszczególne kluby mają już poważny problem z dopinaniem budżetu. Nie chodzi tu jednak o całkowity brak funduszy. Wręcz przeciwnie. Milionowe kwoty leżą odłogiem na kontach bankowych, gdy jednocześnie m.in. drużyny z Segunda Division nie mogą się odpowiednio wzmocnić w celu walki o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej.

- Przykładów problemów nie trzeba szukać daleko. Spójrzmy na Leganes. Mają piękny stadion zbudowany 20 lat temu i na bieżąco modernizowany. Ich akademia i centrum treningowe także są na najwyższym poziomie. Co więc mają teraz zrobić z 70% pieniędzy, które do nich docierają? Przecież nie będą przebudowywać obiektów dla samego przebudowywania. W umowie nie ma marginesu, który pozwalałby racjonalnie wydać część funduszy na wzmocnienia i walkę o awans do La Liga - powiedział Bravo.

- Są zespoły, które mają w banku 8 milionów euro, ale nie mogą nic z nimi zrobić. Wówczas dzwonią do mnie i mówią: "Pedro, potrzebny mi nowy napastnik, a nie kolejne centrum treningowe". Myślę, że działacze nie zrozumieli zapisów umowy z CVC - dodał hiszpański agent.

Barcelona nie popełniła błędu?

W całym zamieszaniu związanym z finansami w Hiszpańskich klubach bardzo dużo mówi się o problemach FC Barcelony z rejestracją kolejnych piłkarzy. Według Pedro Bravo, działania Katalończyków nie są jednak nieuzasadnione. "Blaugrana" ma bowiem jasno określony cel, który ma przynieść odpowiednie zyski.

- Rozwiązaniem Barcelony nie była ciągła gra wychowankami, która nie przyniosłaby żadnego trofeum. Dlatego zdecydowali się na zawiłe ruchy, które m.in. pozwoliły pozyskać Roberta Lewandowskiego. Zrobili to, co musieli zrobić, by zapełnić Camp Nou i walczyć o puchary, bo to też daje ogromne pieniądze. Rozumiem ich - powiedział Bravo w rozmowie z "Relevo.com".

Potężne ograniczenia finansowe

W związku z bardzo restrykcyjnymi przepisami poszczególne kluby La Liga nie mogą pozwolić sobie na głośne transfery. Z tego powodu, Hiszpania stała się krajem, w którym na nowych piłkarzy wydaje się niewielkie kwoty. Podczas styczniowego okienka transferowego, było to zaledwie 37 milionów euro.

- Dzieje się tak, bo kluby wydają wszystkie swoje żetony latem, dochodząc wówczas do górnej granicy limitu wynagrodzeń. Żeby kupić zawodnika, trzeba się porządnie nagimnastykować. Jeśli chcielibyśmy zobaczyć w La Liga np. Erlinga Haalanda, musielibyśmy bardzo naciskać na ściągnięcie go przez Real Madryt, bo tylko ich na to stać zgodnie z przepisami. W najbliższych latach możemy zapomnieć o takich ruchach jak Chelsea, która za kosmiczną kwotę kupiła Enzo Fernandeza - zakończył Bravo.

Obecnie w tabeli La Liga, na samym szczycie znajduje się FC Barcelona, która uciekła już na 8 punktów Realowi Madryt. Trzeci Real Sociedad traci z kolei 14 oczek. W Segunda Division walka o awans wygląda zdecydowanie ciekawiej. Na prowadzeniu znajduje się zespół Las Palmas z przewagą zaledwie oczka nad Levante i Eibar. Siódma drużyna Burgos CF, znajdująca się obecnie poza miejscami dającymi co najmniej wejście do fazy play-off, traci do lidera 9 punktów.

Więcej o:
Copyright © Agora SA