"Lewy, powtórz to" - przed meczem z Realem apelował na okładce "Sport". Kataloński dziennik przywoływał mecz Roberta Lewandowskiego sprzed dziewięciu lat, kiedy kapitan reprezentacji Polski - jeszcze jako napastnik Borussii Dortmund - strzelił cztery gole Realowi w meczu Ligi Mistrzów. To był mecz, o którym sam Lewandowski dziś mówi, że był jego jednym z najlepszych w karierze. O tym niedzielnym w Madrycie - swoim pierwszym oficjalnym występie w El Clasico - na pewno tak nie powie, bo Barcelona przegrała z Realem 1:3.
To była 12. minuta. Kiedy Karim Benzema strzelał pierwszego gola dla Realu, realizator po chwili pokazał na bliskim planie Lewandowskiego. Polski napastnik miał spuszczoną głowę. Zresztą jak większość piłkarzy Barcelony w tym momencie. Po chwili zobaczyliśmy także Xaviego. Trener Barcelony krzyczał i klaskał w dłonie, jakby chciał podnieść drużynę na duchu. Choć początek wcale na to nie wskazywał. Barcelona dobrze zaczęła z Realem. Na czele z Lewandowskim, który dawał innym dobry przykład.
- Od kilkunastu dni widzę, że ten mecz jest dużym wydarzeniem. Pewnie najważniejszym meczem w sezonie albo w roku, w zależności jak na to spojrzymy. W każdym razie czuć emocje. Dla nas to będzie wyzwanie, ale i okazja, by po ostatnim meczu w Lidze Mistrzów pokazać, że jesteśmy drużyną, która jest w stanie wygrać albo przynajmniej pozostać na pierwszym miejscu w tabeli. Musimy walczyć - przekonywał Lewandowski przed meczem w rozmowie z Eleven Sports.
I Lewandowski walczył. Nie minęła nawet minuta, a już był nie w swojej strefie - czyli w środku ataku - a na lewym skrzydle. To dobrze pokazywało jego determinację, bo Barcelona próbowała wtedy rozegrać akcję właśnie tą stroną boiska. Lewandowski tam zbiegł i pokazywał się do gry. Widać było, że jest zdeterminowany i naładowany energią. Już w trzeciej minucie zaatakował wysokim pressingiem Andrija Łunina i zmusił go do wybicia piłki w aut. Carlo Ancelotti aż rozłożył wtedy ręce. Jakby spodziewał się zupełnie innego początku. Tego, że piłkarze Realu nie dadzą stłamsić się przed własnym polem karnym i nie będą popełniać takich błędów.
No i w zasadzie nie popełniali, bo jeśli ktoś mylił się w tym meczu to prędzej Barcelona. Tak było w 35. minucie, kiedy Fede Valverde miał mnóstwo miejsca przed polem karnym, by przyjąć piłkę, poprawić ją, spojrzeć w kierunku bramki, jeszcze raz na piłkę i uderzyć tuż przy słupku obok Marca-Andre ter Stegena. To był gol na 2:0. W 25. minucie mógł być jednak remis. Lewandowski co prawda był chyba wtedy na minimalnym spalonym, ale nawet gdyby spalonego nie było, to i tak się pomylił. Z kilku metrów uderzył wysoko nad pustą bramką.
Lewandowski w niedzielę był nie tylko nieskuteczny, ale z każdą minutą coraz bardziej podirytowany. Nie tylko niemocą w ataku i brakiem wsparcia od kolegów - szczególnie w pierwszej połowie - ale też ostrą grą obrońców Realu. Najlepszy dowód to starcie z Ederem Militao i z Luką Modriciem, którego Lewandowski staranował chwilę po tym, jak przegrał pojedynek z Miltao. To po tym faulu Lewandowskiego i rzucie wolnym Real wyprowadził z własnej połowy drugą akcję bramkową, a realizator po chwili znowu pokazywał Lewandowskiego. I znowu jego reakcja wyglądała tak samo, jak po pierwszym straconym golu. Znowu było zrezygnowanie, spuszczona głowa.
28 goli, z czego połowa strzelona przez Lewandowskiego. Tutaj przed meczem z Realem nie było wątpliwości. Ofensywa Barcelony działa bez większych problemów. Znacznie gorzej jest z defensywną. - Brakuje nam stabilności z tyłu - wskazywał Lewandowski po środowym remisie z Interem (3:3), kiedy sam na Camp Nou strzelił dwa gole, ale błędy w obronie i stracone gole przez Barcelonę praktycznie przekreśliły jej szanse na awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów.
Ale oprócz Ligi Mistrzów jest jeszcze La Liga. A może nawet przede wszystkim La Liga. Tutaj zespół Xaviego do tej pory raczej nie zawodził - przed meczem z Realem był liderem. Z ośmiu meczów wygrał siedem, jeden zremisował, strzelił 22 gole, stracił tylko jednego. W niedzielę Barcelona grała jednak w Madrycie. Nie z byle kim, bo z aktualnym zdobywcą Ligi Mistrzów i mistrzem Hiszpanii. Do tego była kilka dni po remisie z Interem, który w Katalonii został odebrany jednoznacznie: jak porażka.
Tak samo trzeba odbierać niedzielne El Clasico, dzień przed galą "Złotej Piłki", gdzie to Benzema i Real pokazali się całemu światu z lepszej strony niż Barcelona z Lewandowskim. Dla polskiego napastnika był to drugi mecz z rzędu bez strzelonego gola. Ale chociaż z asystą - mimo że to marne pocieszenie - bo po przerwie - kiedy Real skupił się na bronieniu, a Barcelona po godzinie gry w końcu zaczęła próbować odrabiać straty - Polak oddał trzy strzały, a w 84. minucie zagrał piłkę piętą do Ferrana Torresa. To on zdobył honorową bramkę dla Barcelony, która w niedzielę przegrała z Realem 1:3 - w doliczonym czasie rzut karny wykorzystał jeszcze Rodrygo - i po tym meczu nie jest już liderem La Ligi.
Kulisy pierwszego El Clasico z udziałem Roberta Lewandowskiego możecie śledzić w Sport.pl, na Gazeta.pl i w naszych mediach społecznościowych. W Madrycie jest nasz specjalny wysłannik Dominik Wardzichowski, który przybliża Wam atmosferę jednego z najważniejszych meczów w Europie.