Po dotkliwej porażce w Monachium z Bayernem (0:2) w Lidze Mistrzów, FC Barcelona i Robert Lewandowski udanie wrócili do ligowej rywalizacji. W sobotę Barca gładko poradziła sobie z najsłabszą drużyną La Liga - Elche. Goście oddali pierwszy celny strzał na Camp Nou dopiero w 90. minucie. Ale wtedy było już po meczu, bo gospodarze prowadzili 3:0, po dwóch golach Roberta Lewandowskiego i trafieniu Memphisa Depaya.
Wystarczyło kilka centymetrów więcej i Robert Lewandowski nie strzeliłby pierwszego gola w meczu FC Barcelony z Elche. Linię spalonego w sytuacji z 35. minuty wyznaczała noga Alejandro Balde, który zagrywał piłkę w pole karne rywala. Lewandowski znajdował się w momencie podania niemalże na równi.
Ale po wyliczeniach sędziów z wozu VAR, sędzia nakazał wznowienie gry ze środka boiska. Robert Lewandowski znajdował się o kilka centymetrów dalej, niż Balde, który zagrał piłkę po ziemi na dalszy słupek bramki Elche. Dwóch obrońców próbowało ją sięgnąć, by nie dopuścić Polaka do strzału, ale bezskutecznie. Zamykający akcję Lewandowski wbił piłkę do bramki i zdobył siódmą bramkę w tym sezonie La Liga.
Niektórzy jeszcze mieli wątpliwości, bo pierwotnie w przekazie telewizyjnym sytuację było widać z kamery ustawionej pod innym kątem. Dopiero po narysowanych liniach VAR dało się zauważyć, że spalonego nie było. "Byłem przekonany, że był spalony. A jednak" - napisał na Twitterze polski sędzia, Łukasz Rogowski.
Później sędzia, zauważając komentarze użytkowników Twittera zreflektował się i poddał sytuację pod większą wątpliwość. "Faktycznie macie rację. Linia wyrysowana jest od buta, nie od piłki. Dziwne, bardzo. Ale i tak gdyby była od piłki, to brak spalonego - pod warunkiem, że linia Lewego jest prawidłowo wyznaczona".
W hiszpańskich mediach sporo uwagi poświęcono pracy sędziego przy sytuacjach związanych z Kessié.
Najpierw piłkarz Barcelony uderzył łokciem w twarz Lucasa Boyé, który potrzebował pomocy medycznej. Za to został ukarany żółtą kartką. Kilka minut później sędzia był bardziej surowy. Gonzalo Verdu faulował wychodzącego na czystą pozycję Roberta Lewandowskiego i obejrzał za to czerwoną kartkę.
Największe oburzenie pojawiło się później, kiedy zdaniem wielu ekspertów Franck Kessié zasłużył na czerwoną kartkę. Znów uderzył rywala w twarz. Tym razem Johna Chetauyi. Arbiter jednak darował to przewinienie zawodnikowi Barcelony. Pere Milla, zawodnik Elche, który był nieobecny z powodu choroby, pokazał swoją złość podczas meczu na mediach społecznościowych. "Nic nie rozumiem" - napisał najpierw po pierwszym faulu Kessiego i czerwonej kartce dla Verdu. "Powtarzam, nic nie rozumiem" - dodał po drugim przewinieniu iworyjskiego obrońcy.
- Być może nasza czerwona kartka była słuszna. Dla mnie było jednak oczywiste, że była też druga żółta i czerwona kartka dla Kessiego, której nie pokazano, a to sprawiło, że straciłem panowanie nad sobą. Protestowałem w nieodpowiedni sposób wobec liniowego, ponieważ uważałem, że w tym momencie jesteśmy poszkodowani. W innych meczach wyciągano żółtą kartkę i potem czerwoną, po obejrzeniu tego przez VAR. Przeciwko Betisowi przydarzyło się nam to samo. Jednak prawdą jest, że zostaliśmy całkowicie zdominowani przez rywala, który ma graczy o takiej jakości - powiedział po meczu szkoleniowiec Elche. Francisco Rodríguez przesadził i został odesłany z ławki trenerskiej.
Rację sędziemu przyznał kolega po fachu w programie "Marcador" Radia MARCA. "Sędzia miał rację, nie pokazując drugiej żółtej kartki. Pierwsza z nich została prawidłowo pokazana za łokieć, natomiast w akcji na Johnie Kessie tylko wystawił rękę, ale bez wystarczającej siły, aby zostać upomnianym - stwierdził arbiter Pérez Burrull.