Nie minął rok od odejścia Leo Messiego, a FC Barcelona znów może być wielka. I to niekoniecznie za sprawą Roberta Lewandowskiego, którego transfer na Camp Nou jest największym hitem letniego okna transferowego. Nie chodzi też o Raphinhę, Julesa Kounde, Andreasa Christensena, Francka Kessie czy też piłkarzy, z którymi zmagająca się wciąż z problemami finansowymi Barca zdołała przedłużyć kontrakty, jak Ousmane Dembele, Ronald Araujo, Ansu Fati, Pedri, Sergi Roberto i Gavi (ten ostatni ma to zrobić za kilka dni, po skończeniu 5 sierpnia 18 lat). Wszystkie te ruchy łączy jedna osoba, której praca przywraca katalońskiego giganta na szczyt europejskiej piłki.
Mowa o dyrektorze sportowym Mateu Alemanym. Jego zatrudnienie niespełna półtora roku temu było majstersztykiem w wykonaniu obejmującego stery w Barcelonie Joana Laporty. I choć dla 59-letniego działacza praca w FC Barcelonie jest pierwszą w tak wielkim klubie, to jego reputacja w Hiszpanii jest na tyle dobra, że aż dziw bierze, że Alemany musiał tak długo czekać na tak prestiżową pracę.
Alemany na początku swojej pracy w piłce przez wiele lat był związany z Realem Mallorca (od 1989 roku), a naprawdę głośno o nim stało się po raz pierwszy jeszcze w 2000 roku, gdy mógł on trafić do... Realu Madryt. Na początku swojej pierwszej kadencji w roli prezydenta "Królewskich" Florentino Perez chciał uczynić go dyrektorem generalnym klubu. Bezskutecznie. Alemany zdecydował się nie opuszczać Majorki. - Wiem, że moja decyzja jest obarczona pewnym ryzykiem, ale nie wątpiłem, że chcę być dalej związany z Mallorcą, szczególnie po spotkaniu z Antonio Asensio (ówczesnym właścicielem Realu Mallorca) – mówił po swojej odmowie.
Z wykształcenia prawnik Mateu Alemany specjalnie stratny na swojej decyzji nie był. W zamian za odrzucenie oferty Realu Madryt Mallorca uczyniła go najważniejszą osobą w klubie – prezydentem. Pod jego wodzą klub z Balearów zajął w 2001 roku trzecie miejsce w lidze i awansował do LM, a w 2003 roku zdobył historyczny Puchar Króla.
W tych latach Alemany poznał też Joana Laportę, z którym kilkanaście rok później szedł ramię w ramię w trakcie kampanii prezydenckiej FC Barcelony. Wówczas jednak obaj panowie spotkali się po dwóch stronach barykady, negocjując transfer do Barcy kameruńskiego snajpera Samuela Eto'o. Obie strony na tym wygrały – Barca zyskała niezwykle skutecznego napastnika, z którym m.in. dwukrotnie wygrywała Ligę Mistrzów, a Mallorca na tej transakcji zarobiła 24 miliony euro.
Po tym, gdy w 2005 roku Alemany zdecydował się ustąpić ze stanowiska, a jego dotychczasowy klub z trudem utrzymał się w La Liga, kolejne lata dla obecnego dyrektora sportowego Barcy zbyt udane nie były. W 2007 roku nie zdołał wygrać wyborów na prezydenta hiszpańskiej federacji RFEF z Angelem Marią Villarem, który pełnił tę funkcję przez prawie 30 lat – od 1988 do 2017 roku. Dwa lata później Alemany wrócił do roli prezydenta Mallorki, ale jego druga kadencja trwała zaledwie kilka miesięcy.
Wielki powrót Alemany'ego do hiszpańskiej piłki nastąpił jednak dopiero w 2017 roku, gdy został zatrudniony przez Petera Lima jako dyrektor generalny Valencii. Za sprawą duetu Alemany – Marcelino (którego Alemany ściągnął do klubu w maju 2017) pogrążone w kryzysie "Nietoperze" znów były w czołówce Primera Division. I to mimo faktu, że na nadmiar pieniędzy w klubie narzekać nie mogli, a i kurek ten był dalej zakręcany przez singapurskiego właściciela. Z Alemanym i Marcelino Valencia dwukrotnie była w La Liga czwarta, awansując do Ligi Mistrzów, a do tego dotarła do półfinału Ligi Europy oraz zdobyła w 2019 roku Puchar Króla, pokonując w finale FC Barcelonę 2:1.
Zamiast pójść ze swoim klubem do przodu, Lim postanowił zwycięską drużynę rozprzedać. I stało się jasne, że jego współpraca z duetem M&M (Mateu i Marcelino) prędko się zakończy. Marcelino odszedł z klubu we wrześniu, a Alemany w listopadzie, obaj skonfliktowani z Limem i jego prawą ręką Anilem Murthym. Od tego czasu Valencia stała się ligowym przeciętniakiem, zatrudniającym trenerów, którzy tylko godzą się na to, co zaoferuje im Peter Lim, A oferuje niewiele, wiadomo, szczególnie w kwestii rozwoju klubu i drużyny.
Z perspektywy czasu Alemany na pewno odejścia z Estadio Mestalla nie żałuje. Od półtora roku decyduje o sile piłkarskiej FC Barcelony. - Barcelona jest w najlepszych możliwych rękach. Mateu to geniusz, najbardziej inteligentna osoba w świecie europejskiej piłki – mówił w mediach prezydent Olympique'u Marsylia Pablo Longoria, który jako dyrektor sportowy Valencii miał okazję współpracować z Alemanym, nazywanego przez hiszpańskie media "największą bronią Joana Laporty".
- Którykolwiek klub, w którym Mateu będzie mógł pracować, mieć władzę i móc realizować swoje pomysły, będzie bardzo wysoko. To geniusz w swojej profesji, umie świetnie czytać malutkie detale, pracował też praktycznie na wszystkich stanowiskach zarządczych w klubach piłkarskich. Umie zaadaptować się do każdych okoliczności i nowych kierunków futbolu – dodawał Longoria.
W podobnym tonie wypowiedział się niedawno Santiago Canizares. - Myślę, że nawet Joan Laporta nie spodziewał się tak świetnej roboty ze strony Alemany'ego. To Messi obecnej Barcy – przyznawał były bramkarz Valencii i hiszpańskiej reprezentacji.
Alemany i Laporta musieli jednak zacząć swoje panowanie na Camp Nou od bardzo niepopularnej decyzji, czyli pozbycia się z klubu Leo Messiego, zarabiającego wielokrotnie więcej niż ówczesne możliwości finansowe Barcy na to pozwalały. Mimo że Joan Laporta otwarcie deklarował, że zrobi wszystko, by Messi w Barcelonie został do końca kariery, to on podjął tę trudną decyzję o nieprzedłużaniu dogadanej już umowy z Argentyńczykiem.
Mało tego, kolejne decyzje duetu Laporta – Alemany też Barcelony nie wzmocniły. Choć obaj nie mieli większego zaufania do trenera Ronalda Koemana, Holender pozostał w klubie na kolejne miesiące, co skończyło się dla Barcy bardzo źle. Laporta wówczas jednak nie miał przekonania do tego, czy Xavi Hernandez jest w stanie już teraz z powodzeniem objąć drużynę. Na szczęście dla kibiców, szybko zmienił zdanie. Ale zanim to nastąpiło, Barca w ostatnim dniu okna transferowego z przyczyn finansowych oddała Antoine'a Griezmanna do Atletico, w zamian pozyskując za grosze Holendra Luuka de Jonga z Sevilli. Paradoks tej sytuacji był taki, że De Jonga zażyczył sobie Koeman i go dostał, ale to dopiero jego następca Xavi sprawił, że holenderski rosły napastnik zaczął być przydatnym jokerem w jego talii.
Ta negatywna tendencja zaczęła się odwracać dopiero wraz z nadejściem 2022 roku. Alemany ku zdziwieniu wszystkich znalazł pieniądze w klubie na ściągnięcie za 55 milionów euro swojego dobrego znajomego z Valencii Ferrana Torresa, który reprezentował już barwy Manchesteru City. Mało tego, tak nieoczywiste transfery, jak sprowadzenie wypalonego w Arsenalu Pierre'a-Emericka Aubameyanga, wypożyczenie chimerycznego Adamy Traore z Wolverhampton czy uznawanego za piłkarskiego emeryta Daniego Alvesa, sprawiły, że zespół Xaviego bez większego trudu zajął w lidze hiszpańskiej drugie miejsce, po drodze rozbijając Real Madryt na Santiago Bernabeu 4:0.
Ale to dopiero latem Mateu Alemany przy wielkiej pracy całego klubu przy tzw. "dźwigniach finansowych" dostał komfort pracy i możliwość ściągania piłkarzy, którzy mają pomóc Barcelonie wrócić na szczyt. I za ten komfort fantastycznie się odwdzięczył - zaczął się dopiero sierpień, a Alemany zrealizował już wszystkie główne cele transferowe FC Barcelony, o które prosił go i Laportę Xavi.
Kilkukrotnie ograł przy tym zdecydowanie bogatsze kluby, jak Chelsea i Bayern Monachium. Londyńczykom marzyło się sprowadzenie Julesa Kounde, Raphinhi, Ousmane'a Dembele i Roberta Lewandowskiego. Wszyscy są obecnie w Barcelonie. I to za mniejsze pieniądze. W przypadku Lewandowskiego Bayern Monachium deklarował twardo, że nie jest na sprzedaż, a w połowie lipca był już do dyspozycji Xaviego, na warunkach Barcelony.
Gdy dyrektorowi sportowemu Barcy uda się jeszcze sprowadzić bocznych obrońców, najpewniej duet z Chelsea Marcos Alonso – Cesar Azpilicueta, okno transferowe Katalończyków będzie kompletne, a wszystkie transfery nie będą kosztowały klubu więcej niż 170-175 milionów euro. Do tego należy przecież dodać przedłużenia kontraktów z tymi, którzy o sile Barcelony mają stanowić przez lata, czy Pedrim, Ronaldem Araujo, Ansu Fatim czy Gavim. Imponujące.
Ale żeby nie było tak miło, być może jeszcze trudniejsza praca wciąż jest przed Alemanym. O ile do tej pory kupował, to musi też zacząć sprzedawać tych, na których Xavi już nie liczy: to m.in. Neto, Samuel Umtiti, Martin Braithwaite i Riqui Puig. Ponadto Barca stara się przekonać do transferu Memphisa Depaya, a przed Frenkiem de Jongiem postawiła warunek: albo godzisz się na znaczne obniżenie zarobków, albo masz odejść.
To wszystko są trudne zadania, które po pozbyciu się Griezmanna, Lengleta czy Coutinho Mateu Alemany wciąż musi wykonać, a potem będzie mógł się rozsiąść w fotelu i obserwować, czy jego znakomita praca zostanie wykorzystana przez Xaviego i jego drużynę na boisku.
Jedno jest pewne – Barcelona znów może zacząć marzyć o największych trofeach w Europie, w dużej mierze dzięki Alemany'emu.