Prezes FC Barcelony odszczekał. Pep Guardiola w tyle. Xavi imponuje

Dawid Szymczak
To co miało trwać lata, Xaviemu zajęło kilka miesięcy. FC Barcelona odradza się w sposób spektakularny, a zwycięstwo 4:0 z Realem Madryt tylko to potwierdza. W ostatnich dwóch latach Santiago Bernabeu było dla Barcy lustrem, w którym widziała swoje mankamenty i niedoskonałości. W niedzielę niczego takiego nie znalazła. I na koniec mogła tylko zapytać: "Kto jest najpiękniejszy w świecie?".

Barcelona w niedzielę znów się podobała, chwilami znów grała pięknie. Miała rozmach, siłę i świetną dynamikę. Grała atrakcyjnie, z uśmiechem na ustach. Stworzyła tyle sytuacji, że wynik powinien być wyższy. Zdominowała Real Madryt w niezwykle ważnym momencie - gdy sama jest w środku budowy i potrzebuje jeszcze od czasu do czasu potwierdzenia, że zmierza w dobrym kierunku. Ale znaczenie miał też rywal - najlepszy w lidze i dopiero co cieszący się z pokonania PSG w Lidze Mistrzów. W niedzielę był jednak bez szans, a Barcelona kolejny raz pokazała, że oglądanie jej podnoszącej się z kolan, może być nawet bardziej fascynujące niż śledzenie jej seryjnych zwycięstw w poprzednich latach.

Zobacz wideo Ivan zabrał piłkę i uciekł z mamą do Polski. "Syn pyta: mój dom jeszcze stoi?"

Każdy wielki trener Barcelony to przeżył. Ale Xavi czekał nawet krócej od Pepa Guardioli

Każdy z ostatnich wielkich trenerów Barcelony miał swój wieczór na Santiago Bernabeu. Frank Rijkaard razem z kibicami Realu oklaskiwał popisy Ronaldinho, który poprowadził Barcelonę do zwycięstwa 3:0. Pep Guardiola w maju 2009 r. wygrał tam 6:2, bo w nocy przed meczem wymyślił dla Leo Messiego pozycję "fałszywej dziewiątki" i kompletnie zdezorientował tym obrońców Realu. Luis Enrique w listopadzie 2015 r. przytłoczył rywali i wygrał 4:0, chociaż wpuścił Messiego dopiero 57. minucie, już przy trzybramkowym prowadzeniu.

Ale żaden z nich nie czekał na koncert swojego zespołu na Santiago Bernabeu tak krótko jak Xavi Hernandez. Rijkaard i Luis Enrique kształtowali swoje drużyny przez lata, spektakularne zwycięstwo Guardioli wypadło w dziesiątym miesiącu pracy, tymczasem Xavi trenuje Barcelonę od listopada i wyciąga ją z dołka najgłębszego ze wszystkich. Ale już po pierwszym "El Clasico" może powiedzieć, że jego zespół zagrał perfekcyjnie. 

- Byliśmy dużo lepsi od Realu. Kontrolowaliśmy mecz, wysoko naciskaliśmy, odzyskiwaliśmy dużo piłek na połowie rywala i atakowaliśmy tak, jak trenowaliśmy. To jest droga, którą musimy podążać. Tak musimy rywalizować i tak cieszyć się piłką. Pokazaliśmy przede wszystkim samym sobie, na co nas stać. Jestem dumny i szczęśliwy - przyznał na konferencji prasowej Xavi.

"Barca wróciła!" - oznajmił po tym meczu dziennik "El Pais". Zagrała, jakby nie dotknął jej finansowy i instytucjonalny kryzys. Jakby eksperci nie przepowiadali jej jeszcze kilka miesięcy temu "Milanizacji", czyli spektakularnego upadku z wysoka i trwającego lata mozolnego powrotu na szczyt wzorem słynnego włoskiego klubu. Jakby nie ona została latem osierocona przez najlepszego piłkarza w swojej historii. Jakby nie ona przegrała pięć ostatnich meczów z Realem i nie ona chwilę temu odpadła w grupie Ligi Mistrzów, wyśmiewana przez Thomasa Muellera, że z tą intensywnością nie jest dla Bayernu Monachium żadnym rywalem.

To niesamowite, jak wiele zdążył naprawić Xavi. On sam nie pcha się jednak po ordery. Podkreśla, że to zwycięstwo drużyny, a nie jego. Ale to on przygotował na ten mecz lepszą taktykę niż Carlo Ancelotti i odkąd przejął Barcelonę, punktuje najlepiej w lidze. Jego drużyna jest niepokonana od grudnia i strzeliła 28 goli w ostatnich dziewięciu meczach. Trudno też nie dostrzec, kiedy jej kibice zaczęli się uśmiechać i w którym momencie wróciła im nadzieja. 

Dlaczego Xavi działa tak szybko?

Ostatnich sześć lat Xavi spędził w Katarze, gdzie kończył piłkarską karierę i zaczynał tę trenerską. Nigdy jednak nie spuścił oka z Camp Nou. Obejrzał każdy mecz Barcelony, słyszał o każdym problemie, miał z kim podyskutować o każdej plotce. Przez cały czas był znacznie bliżej klubu niż wskazywałaby mapa. Dlatego, gdy zastąpił Ronalda Koemana, nie musiał niczego nadrabiać. Wielu piłkarzy Barcelony opowiedziało, że już w pierwszych dniach Xavi dokonywał tak dogłębnej analizy ich gry, jakby wnikliwie obserwował ich od miesięcy. W istocie tak właśnie było.

Wniosków mu nie brakowało: piłkarze nie mieli pojęcia o pozycyjnej grze, która stała się barcelońskim credo, nie byli też fizycznie przygotowani do gry na najwyższym poziomie, a w klubie od wielu miesięcy brakowało odpowiednich standardów. Xavi słyszał chociażby anegdotę o Sergio Aguero, który przyjechał do klubu dwie godziny przed treningiem, ale pocałował klamkę zamkniętych drzwi siłowni. Znał także zatrważającą statystykę kontuzji w tym sezonie: 23 urazy, w tym 17 mięśniowych. Zaczął więc od zmiany lekarza, głównego fizjoterapeuty i trenera przygotowania fizycznego. Wiedział, że w szatni brakuje odpowiedniego nastawienia, dlatego w odpowiedzi miał przygotowany transfer podstarzałego Daniego Alvesa, który jednak zdobył w karierze ponad 40 trofeów i wciąż pragnie kolejnych.

Kibice spodziewali się, że Xavi będzie trenerem-filozofem, który momentalnie zacznie odwoływać się klubowych tradycji. Ale on zaczął pierwszą konferencję prasową w podobnym stylu, jak debiutujący trenerzy w Getafe czy Granadzie - że będzie wymagał przede wszystkim zaangażowania i dyscypliny. - Najważniejsze są jasne zasady - podkreślał. Ani słowa o dziedzictwie Cruyffa, żadnej głębszej analizy różnic w grze Frenkiego de Jonga i Pedriego. Za to całe litanie o potrzebie ciężkiej pracy.

Xavi zaczął od wywieszenia w szatni listy 10 nowych zasad. Od obowiązkowych posiłków w klubie, przez czytelny system kar, po obowiązek przyjeżdżania na trening z półtoragodzinnym zapasem. Pierwszy ukarany? Oczywiście Ousmane Dembele, który spóźnił się na boisko trzy minuty. Pierwszy godny naśladowania? Gerard Pique, który odwołał medialne zobowiązania przy Pucharze Davisa, by skoncentrować się tylko na treningach i meczach. 

Jak trenujesz, tak grasz

Xavi wyznaczył sobie trzy najważniejsze cele: poprawienie treningów, jak najszybsze nadanie drużynie swojego stylu gry i wzmocnienie drużyny w zimowym oknie transferowym. Najważniejsze były jednak treningi. Xavi lubi tę starą zasadę - jak trenujesz, tak grasz. W jego sztabie znalazł się Ivan Torres, trener przygotowania fizycznego, który pochodzi z tej samej miejscowości, więc znają się od zawsze. Ale nie o przyjaźń chodziło, ale o charakter i podejście Torresa, który nigdy nie pozwoliłby na skrócenie zajęć, co w ostatnich latach było w Barcelonie stałą praktyką. Poprzedni trenerzy wierzyli, że należy dostosować intensywność do weteranów albo nie mieli wystarczającej siły, by zdecydować inaczej. Pierwsze przecieki z treningowych boisk Barcelony mówią, że Torres jest mistrzem łączenia ćwiczeń integracyjnych z naprawdę wymagającymi zadaniami. Piłkarze trenują znacznie ciężej niż dotychczas, ale w lepszej atmosferze. Nikt nie ma taryfy ulgowej. Trener nie ogląda się na najbardziej doświadczonych, jak Dani Alves, Jordi Alba, Sergio Busquets czy Pique. I może dlatego oni wszyscy wrócili ostatnio do wysokiej formy. 

Osoby będące blisko Xaviego twierdzą, że niemal wszystko, co robił w Katarze, było podporządkowane Barcelonie. Miał oczywiście swoje cele z Al-Sadd, realizował je, ale wiedział, że w istocie tylko przygotowuje się do bycia trenerem Barcy. Nauczył się chociażby wpajać piłkarzom pewne zachowania i schematy, które wychowankowie La Masii mają rozwinięte naturalnie. Słowem: nauczył się uczyć. Obcy piłkarze wymagali innego podejścia niż wychowankowie Barcelony. Xavi i cały jego zespół udoskonalili swój przekaz, nieco zmodyfikowali treningi i zaczęli prościej tłumaczyć najważniejsze zasady. Dzisiaj w Barcelonie, do której zimą trafiło trzech piłkarzy z Premier League, te umiejętności są kluczowe.

Xavi nie jest jednak konserwatywny i wyraźnie przywiązany do mitologizowanej spuścizny Cruyffa czy Guardioli. Przeciwnie - uważa, że futbol zmienił się tak wyraźnie, że stosowanie rozwiązań sprzed tylu lat nie miałoby żadnego sensu. Dlatego też, jeśli już porównywać jego Barcelonę do którejś z tych wielkich, to do tej Luisa Enrique - bardziej bezpośredniej niż ta Guardioli. Xavi nie napawa się procentem posiadania piłki czy liczbą wymienionych podań. Może to być środkiem do celu - jak w meczu z Realem Madryt (63 proc. w pierwszej połowie), ale nie celem samym w sobie. Jeśli akcja rozegrana dwoma długimi podaniami pozwoli Barcelonie stworzyć okazję do strzelenia gola, nikt ze sztabu nie będzie się jej wstydził. Kto jednak koniecznie chce widzieć nawiązania do Cruyffa, to i tak znajdzie je znacznie szybciej niż u Koemana. 

Prezes Barcelony odszczekał. Xavi imponuje, ale przyznaje - sto dni, jak sto lat

W Katarze, podczas pierwszej fali pandemii, Xavi zaczął też intensywnie korzystać z wideoanaliz gry poszczególnych piłkarzy. Oglądanie meczów i ich szczegółowe rozpracowywanie sprawia mu zresztą największą satysfakcję. Jego innowacją jest program indywidualnych lekcji wideo stworzony dla niemal każdej pozycji na boisku. Piłkarze dowiadują się z nich, jakie są najważniejsze wymagania Xaviego, jakie mogą pojawić się zagrożenia i jak ich uniknąć. Xavi zawarł w nich najważniejsze informacje dotyczące ustawiania i podstawowe założenia taktyczne. To podręcznik. Resztę wiedzy zdobywa się już na boisku. Rzetelne obejrzenie podręcznika, przyspiesza postępy. - Od pierwszego treningu pokazywał nam filmy wyjaśniające, czego konkretnie wymaga od każdego z nas. Ja usłyszałem wiele wskazówek odnośnie ustawiania się. Xavi chciał też, żebym częściej rozgrywał piłkę - opowiadał Ronald Araujo, strzelec gola na 2:0 w Madrycie.

- Xavi zmienił mentalność drużyny, poprawił poszczególnych piłkarzy i odzyskał istotę filozofii Barcelony - powiedział prezes klubu Joan Laporta i odszczekał stwierdzenie z maja ubiegłego roku, że Xavi nie jest gotowy do prowadzenia Barcelony. Jest nie tylko gotowy do trenowania tego klubu, ale też przygotowany na bardzo ciężką pracę i poświęcenie, na które często nie stać nawet najbardziej profesjonalnego trenerskiego najemnika. - To było jak sto lat - powiedział po swoich pierwszych stu dniach w roli trenera Barcelony.

Ale praca nad tym zespołem wciąż jest w toku. Do końca bardzo daleko, mimo że dotychczasowe efekty przewyższają oczekiwania. Celem Barcelony jest zwycięstwo w Lidze Europy i wywalczenie miejsca w lidze, które pozwoli awansować do Ligi Mistrzów. A przynajmniej takie wydawały się być jej cele jeszcze przed meczem z Realem Madryt. Po nim, by nie zatracić ambicji, należy chyba mówić o wicemistrzostwie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.