Dane grozy wypłynęły z FC Barcelony. Katastrofa. Nikt nic nie wiedział

Barcelona ma blisko 1,4 miliarda euro długu - tak wynika z klubowego audytu, który przedstawił Ferran Reverter, dyrektor generalny. - Gdyby klub był spółką akcyjną, to w kwietniu tego roku przestałby funkcjonować - mówi.

Ostatnie tygodnie są dla Barcelony bardzo trudne. Od początku sezonu w La Liga piłkarze Ronalda Koemana grają w kratkę. W lidze po ośmiu kolejkach zajmują dopiero dziewiąte miejsce (ich bilans to: trzy zwycięstwa, trzy remisy i porażka). W Lidze Mistrzów po dwóch kolejkach zanotowali najgorszy start w rozgrywkach od 49 lat, bo mają zero punktów i bilans bramkowy 0:6.

Zobacz wideo "Wokół kadry Sousy zrobiło się spokojniej. Te mecze trzeba wygrać"

"Gdyby klub był spółką akcyjną, to w kwietniu przestałby funkcjonować"

Nie to jest jednak największym zmartwieniem w stolicy Katalonii. FC Barcelona znajduje się bowiem w katastrofalnej kondycji finansowej. Klub zaprezentował wynik sprawozdania finansowego. Pokazał on fatalną sytuację finansową.

- Sezon 2020/21 przyniósł Barcelonie stratę w wysokości 481 milionów euro, a zadłużenie klubu i przyszłe zobowiązania sięgają 1,35 mld euro. Od 2017 do 2020 r. przychody wzrosły o 30 proc., a wydatki o 55 proc. Lista płac była większa o 61 proc., a koszty zarządzania o 56 proc. Pomiędzy 2017 a marcem 2021 r. nastąpił wzrost zadłużenia o ponad 500 mln euro - powiedział Ferran Reverter, dyrektor generalny Barcelony.

Dodał nawet, że w kwietniu tego roku klub mógł przestać istnieć. - Gdyby klub był spółką akcyjną, to w kwietniu tego roku przestałby funkcjonować. Nie mieliśmy wtedy pieniędzy - przyznał.

Brazylijski dziennikarz Marcelo Bechler (który jako pierwszy informował m.in. o transferze Neymara z Barcelony do PSG) dodał również, że aż do 21 kwietnia nie było pieniędzy na wynagrodzenia dla pracowników klubu. Lista płac zawodników z 419 milionów euro w 2017 roku wzrosła do aż 759 milionów w 2020 roku. Czterech zawodników Barcelony zarabiało więcej niż cała kadra Juventus. Pensje dla piłkarzy były od 30 do 50 proc. wyższe od średniego wynagrodzenia na rynku. Według informacji Bechlera prowizje wahają się od 5-10%. Natomiast Barcelona płaciła 20-30%.

Bechler dodaje, że finanse Barcelony uratowały też wymiany piłkarzy. Najpierw z Valencią (Neto za Cillesena) i z Juventusem (Miralem Pjanić za Arthura). Zostały one jednak przeprowadzone tak naprawdę tylko po to, by zgadzały się rozliczenia finansowe.

Ferran Reverter poinformował również, że lista płac została w tym sezonie obniżona aż o 155 milionów euro. - Przez odejście Griezmanna do Atletico Madryt możemy sobie pozwolić na transfery w zimowym okienku. Mamy na to ponad 25 milionów euro - dodał członek zarządu Barcelony.

Nikt nie wiedział, czy Barcelonę stać na nowych piłkarzy

Revert skomentował krytycznie transfery dokonywane przez Barcelonę w ostatnich latach. - Barcelona kupowała piłkarzy, nie wiedząc, czy ją na nich stać. Tak było z Coutinho i Griezmannem. Brakowało planowania finansowego. W przypadku Francuza tej samej nocy, kiedy sprowadzili, zobaczyli, że nie ma pieniędzy i w tym samym momencie szukali funduszu inwestycyjnego. Wcześniej nie było żadnego planowania. Poprzedni zarząd wszelkie decyzje podejmował pochopnie, działali improwizując - dodał.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.