W czwartek FC Barcelona wypuściła sensacyjny komunikat: Lionel Messi nie przedłuży kontraktu i odchodzi z klubu. To tym bardziej niespodziewana informacja, że wydawało się, że rozmowy idą w dobrym kierunku, ale ostatecznie Barcelony nie było stać na podpisanie nowej umowy (i tłumaczy to wynikami niedawnego audytu i finansowymi limitami narzuconymi przez władze LaLigi). Argentyńczyk zdaniem mediów jest blisko przejścia do Paris Saint-Germain, a sam ma odnieść się do tej sytuacji na niedzielnej konferencji prasowej. Nowe światło na kwestię jego odejścia rzuca Marcal Lorente z "Mundo Deportivo".
Z tych doniesień wynika, że Joan Laporta zdecydował o nieprzedłużaniu kontraktu z Lionelem Messim już miesiąc temu. Decyzję miał podjąć po konsultacjach z dyrektorem sportowym Mateu Alemanym, a była ona spowodowana tym, że podpisanie umowy z Argentyńczykiem nie mieściłoby się w narzuconym przez władze LaLigi limicie płacowym. Jednak prezes Barcelony nie od razu przekazał tę decyzję Messiemu, tylko "symulował" negocjacje do czasu, aż piłkarz nie dołączył do drużyny przed sezonem.
Laporta na konferencji prasowej mówił, że minimalna oferta, jaką Messi był w stanie zaakceptować, przekraczała możliwości finansowe klubu. Ale jak podaje Llorente, umowy nie było, gdyż Laporta w ogóle nie zamierzał jej podpisywał i doskonale o tym wiedział od dłuższego czasu. Dowodem na to miałyby być słowa Laporty sprzed miesiąca, gdy w rozmowie z "La Vanguardią" powiedział, że po sprowadzeniu Sergio Aguero, Memphisa Depaya, Erika Garcii i Emersona klub "sprowadzi jeszcze trzech-czterech piłkarzy". A byłoby to niemożliwe w przypadku przedłużenia umowy z Messim - w takim wypadku pieniądze na wynagrodzenia przekroczyłyby 110 procent przychodów klubu ("zdrowy" poziom to maksymalnie 70 procent).
Lorente twierdzi, że Laporta cały czas kłamał w sprawie przedłużenia umowy Messiego (mówił, że wszystko jest uzgodnione, a podpisanie kontraktu to tylko kwestia czasu), aż do momentu, gdy ten wrócił do klubu po wakacjach. Prezes Barcelony na oficjalnej konferencji prasowej powiedział, że "sytuacja Barcelony jest okropna", a "kontrola finansowa wykazała, że długi są większe niż myśleliśmy, a wynagrodzenia są mocno wygórowane". - Przepisy LaLiga nie pozwalają nam zarejestrować zawodnika, a liga chce nam narzucić kontrakt z grupą inwestycyjną, który znowu zadłużałby klub, na co nie mamy ochoty. Nie zamierzam zadłużać klubu na kolejnych 50 lat tylko po to, aby zarejestrować najlepszego zawodnika w historii. Jesteśmy mu wdzięczni za wszystko, ale mimo to, Barca jest ponad wszystkim - stwierdził.
I dodał: - Negocjowaliśmy od dwóch miesięcy. Zgodziliśmy się na dwuletni kontrakt, który miał być płacony przez pięć lat. Leo wszystko ułatwił. Chcieliśmy to dopasować, bo tutaj nie obowiązują takie kryteria jak w innych ligach. Poza tym inne kluby w Hiszpanii naciskają ligę, aby przestrzegała przepisów, dlatego przeszliśmy do 5-letniego kontraktu, który Leo także zaakceptował bez żadnych problemów. Chcieliśmy cieszyć się jego grą, ale to niemożliwe. Liga mówiła, że taki kontrakt może być akceptowalny, ale po analizie powiedzieli nam, że to też nie wchodzi w grę. Zmieścilibyśmy się w limicie tylko zapożyczając klub.