Po szesnastu latach, 671 meczach, 101 golach i 22 trofeach Sergio Ramos powiedział "adios" Realowi. Nie chciał tego robić. Ale trudno obejść się wrażeniu, że proces negocjacji kontraktowych poprowadził fatalnie i ostatecznie przelicytował. Najpierw długo nie rozpoczynał negocjacji z klubem, a gdy to zrobił, to zbyt długo obstawał przy swoim. Przez kilka miesięcy domagał się, by klub spełnił jego żądania związane z dwuletnim, a nie rocznym, przedłużeniem umowy, w której zawarta miała zostać redukcja pensji. A gdy kilka dni temu zmiękł i powiedział "tak", to było za późno. – Nikt nie poinformował mnie, że propozycja przedłużenia kontraktu ma datę wygaśnięcia – żalił się jeden z największych zawodników w historii Los Blancos. Ale Florentino Perez niejednokrotnie pokazywał, że futbol to dla niego przede wszystkim biznes i tym razem również nie miał sentymentów, zgadzając się na odejście symbolu madridismo. W ten sposób spełnił się scenariusz, który jeszcze kilkanaście miesięcy temu wydawał się niewiarygodny.
Choć kryzysów w relacji Realu i Ramosa nie brakowało, bo stoper w 2015 i 2019 roku groził opuszczeniem klubu, to po wygraniu ubiegłorocznego mistrzostwa Hiszpanii atmosfera była sielankowa. I Sergio, i Florentino Perez, którego nazywa swoim piłkarskim ojcem, przekonywali, że przedłużenie kontraktu nie będzie problemem. – Na pewno się dogadamy, nie będzie żadnych problemów – przekonywał szef Królewskich. A Ramos dodawał: – Zostanę dopóty, dopóki zechce tego prezes.
Rok później te słowa brzmią dość dwuznacznie. Z jednej strony Florentino ze smutkiem mówił o rozstaniu na czwartkowej konferencji prasowej, z drugiej, dziś wiemy o trudnościach w negocjacjach. Ramos przekonuje, że nigdy nie chodziło mu o pieniądze i że bez problemu zgodziłby się na obniżkę wynagrodzeń, tak jak przystali na nią Lucas Vazquez czy Luka Modrić. Kłopotem była długość umowy. Real graczom po trzydziestce oferuje roczne kontrakty z opcją przedłużenia, co 35-latkowi, legendzie Los Blancos, niekoniecznie odpowiadało. Czuł się niedoceniany. – Myślałem, że na to zasłużyłem – narzekał Hiszpan, który w trakcie czwartkowego pożegnania dwukrotnie się rozpłakał.
Ramosowi marzyło się huczne pożegnanie z Realem, ale żegna się po trwającym rok serialu, który mógł zmęczyć. W mediach dziennikarze podzielili się na obozy pro-piłkarz i pro-klub. Niekiedy dochodziło do absurdalnych sytuacji, w których żurnaliści rozmawiali na temat przedłużenia kontraktu stopera jak o sprawie życia i śmierci. Jednym z takich momentów była płomienna przemowa Tomasa Roncero w programie "El Chiringuito", gdy nie chciał on nawet przyjąć do wiadomości, że kapitan miałby opuścić Madryt.
– Jestem wkurw... – powiedział, już opanowany, Roncero w środowy wieczór. – Liczyłem, że gdy przygotowywano konferencję prasową, to pojawi się na niej informacja o przedłużeniu kontraktu przez Sergio, najlepszego stopera w historii Realu. Ale tak się nie stało – powiedział zrezygnowany zastępca redaktora naczelnego dziennika "AS".
Ramos żegna się z Madrytem w kryzysowym momencie. To był dla niego najtrudniejszy sezon w karierze. Z miesiąca na miesiąc jego pozycja negocjacyjna słabła, bo w 2021 roku nieustannie dokuczały mu kontuzje, przez co rozegrał zaledwie sześć meczów i nie pojechał na mistrzostwa Europy. Odchodzi ze świadomością, że ostatnim meczem w jego niesamowicie udanej madryckiej karierze będzie porażka z Chelsea (0:2) w półfinale Ligi Mistrzów. Mówi "adios" w stylu pandemicznym, zdalnym, bez możliwości pożegnania się z kibicami na Santiago Bernabeu, przed którymi ostatni raz grał blisko półtora roku temu. Z klubem swojego życia rozstał się na konferencji prasowej, na której towarzyszyła mu rodzina, Perez i Emilio Butragueño. W ośrodku w Valdebebas były puchary, ale nie było nawet dziennikarzy, którzy łączyli się zdalnie i choć dziękowali oni 35-latkowi za wspólnie przeżyte chwile, to nie byli w stanie nagrodzić go owacją, którą słyszeli inni gracze opuszczający klub z Chamartin.
W piłce pamięć zwykła być krótka. Rzadko dostaje się coś za zasługi. Dlatego też nie może dziwić, że Real, szykując przebudowę składu, zdecydował się odstrzelić Ramosa. Miał do tego pełne prawo. Nie bez powodu dotychczasowy kontrakt Hiszpana, gwarantujący mu około 12 milionów euro rocznej pensji netto, przekazano młodszemu o sześć lat młodszemu Davidowi Alabie. Dzięki Austriakowi nikt, przynajmniej na razie, w Madrycie po Sergio nie płacze. Zobaczymy, czy tak będzie też za kilka miesięcy, bo gdyby Ramosowi się wrócić do pełnej sprawności po licznych kontuzjach (on sam deklaruje, że jest w pełni zdrów), bez wątpienia przydałby się każdej drużynie walczącej o triumf w Lidze Mistrzów. On sam deklaruje, że na razie nie dogadał się z żadnym klubem. – Zgłaszały się liczne ekipy, ale numerem jeden był Real. Teraz gdy definitywnie odszedłem, nadszedł czas rozpocząć negocjacje – powiedział.
Co dalej z Realem? Cóż, przyszłość klubu owiana jest mgłą niepewności. Do Madrytu po sześcioletniej przerwie wrócił Carlo Ancelotti. Potwierdzono już transfer Alaby. Klub szykuje się do sprzedania wielu zawodników, jednak ci, mając wysokie kontrakty i ciesząc się życiem w stolicy Hiszpanii, nie palą się do zmiany barw. Odejście Zidane’a i przede wszystkim Ramosa oznacza jednak gruntowne przewietrzenie szatni, w której kapitan cieszył się (zdaniem niektórych, zbyt) dużą władzą. Perez szykuje się do przebudowy składu, której efekty są zagadką. Faktem jest, iż wiosną rozbłysł talent Edera Militao, a i Nacho Fernandez rozgrywał sezon życia, ale odejście Ramosa to historyczne wydarzenie, nie tylko ze względu na postać samego stopera. Po raz pierwszy od 1904 roku (!) kapitanem Królewskich będzie zagraniczny piłkarz. Na dziś, faworytem do przejęcia opaski jest Marcelo, który jednak znajduje się na wylocie i niewykluczone, że w rolę kapitana wcieli się Karim Benzema.
– W tej sytuacji nikt nie wygrywa. Real traci wielkiego lidera, a Sergio nigdzie lepiej nie będzie – przekonywał Predrag Mijatović, którego gol w finale Ligi Mistrzów w 1998 roku zapewnił Królewskim siódmy Puchar Europy. Ramos na zawsze pozostanie w pamięci fanów dzięki wyrównującej bramce w 92 minucie i 48 sekundzie finału Champions League z Atletico w Lizbonie. Tego, jak i wielu innych legendarnych momentów, nikt mu nie odbierze. – Wydawało mi się, że małżeństwo Ramosa i Realu to idealny związek, który nigdy się nie zakończy. Ale wszystko ma swój początek i koniec – przyznał Hiszpan, którego nowy etap rozpocznie się prawdopodobnie w Paryżu lub w Manchesterze i który zapowiedział, że jeszcze wróci na Santiago Bernabeu. – Nie mówię "do widzenia" a "do zobaczenia" – zadeklarował.