Musimy wzbudzić w nich strach – przekonywał przed meczem trener Eibaru Jose Luis Mendilibar. Ale jego piłkarze u rywali wzbudzili co najwyżej politowanie. Gra Basków zaczęła kleić się dopiero w momencie, gdy i pogoda stała się baskijska (nad Madrytem rozpętała się kolosalna ulewa), ale generalnie potwierdzili oni, że są jednymi z głównych kandydatów do spadku do Segunda. Królewscy wybitnie nie zagrali, ale Eibar był dużo słabszy, a o wyniku przesądził błysk geniuszu Casemiro i Marco Asensio. Pierwszy świetnie odebrał piłkę w środku pola, drugi fenomenalnie zabrał się z futbolówką i pokonał Marko Dmitrovicia.
Real pod presją czuje się jak ryba w wodzie. Czas na kolejny kluczowy trójmecz
Real dostał mecz, jakiego potrzebował: łatwy. Zinedine Zidane rotował, a zawodnicy z planu B go nie zawiedli, wykonując plan minimum. Starcie z Eibarem było dobrym przetarciem przed kluczowym okresem sezonu. We wtorek i przyszłą środę zagrają z Liverpoolem w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, natomiast w sobotę do Valdebebas przyjedzie Barcelona. W idealnym świecie, Królewscy za 10 dni będą w półfinale Champions League i dalej będą mieć spore szanse na triumf w LaLiga. W gorszym scenariuszu, madrytczycy w połowie kwietnia mogą praktycznie być bez szans na jakiekolwiek trofeum. Presja przybiłaby wiele drużyn, ale akurat Realowi pomaga. W tym sezonie już raz znalazł się on w takiej sytuacji. Na przełomie listopada i grudnia grał o uratowanie sezon w LaLiga i w Lidze Mistrzów i zwyciężył we wszystkich trzech spotkaniach – 2:0 z Borussią Monchengladbach, 1:0 z Sevillą i 2:0 z Atletico. Czy teraz będzie podobnie?
Piękni-trzydziestoletni dalej prowadzą Real. Są jak barometr zespołu
Gdybyśmy mieli analizować szanse Realu na podstawie meczu z Eibarem, pewnie nie należałoby mieć wielkich nadziei. Ale Zidane miał w głowie wtorkowe spotkanie, dlatego też zdecydował się na rotacje. Dokonał czterech zmian w podstawowej jedenastce. Od pierwszej minuty zagrali odstawieni na boczny tor Isco czy Marcelo, ale szansy nie wykorzystali. Gola strzelił Asensio, który rozegrał jeden z najlepszych meczów w sezonie (trafił też w poprzeczkę, arbiter anulował mu bramkę zdobytą piętką), ale i tak najważniejsi byli ci, którzy grają zawsze – Casemiro czy Luka Modrić. Ich forma, tak samo jak ta Toniego Kroosa (mecz z Eibarem zaczął na ławce) czy autora drugiej bramki Karima Benzemy, praktycznie się nie waha. A to spory wyczyn, biorąc pod uwagę fakt, że większość z nich to zawodnicy piękni-trzydziestoletni. Weterani są jednak barometrem drużyny: jeśli oni grają na swoim poziomie, zespół też daje radę.
Czy ktoś postawi się Florentino Perezowi?
Aż strach też myśleć, gdzie byłby Real, gdyby nie inny weteran: Florentino Perez. Prezes Królewskich w sobotę obchodził jubileusz, bo drużyna rozegrała 1000. mecz za jego kadencji. Więcej, 1402, ma tylko legendarny Santiago Bernabeu. Kadencja Hiszpana kończy się w tym roku, a klub z Chamartin zwołał wybory. Chętni mogą zgłaszać swoje kandydatury między 3 a 13 kwietnia, ale mało prawdopodobnym jest, by ktokolwiek chciał rywalizować z Florentino. Ten stara się o szóstą kadencję, a prawdopodobnie po raz czwarty uda mu się "wygrać" wybory, w których nie będzie miał kontrkandydata. Szykuje się do tego nawet klub, który poinformował, że nad głosowaniem korespondencyjnym zastanowi się dopiero wtedy, gdy pojawi się więcej niż jeden chętny do objęcia prezydentury.
Rywali odstrasza m.in. skomplikowany proces zgłaszania kandydatury. Jego warunki są zdecydowanie ostrzejsze niż te np. w Barcelonie. Różnic jest wiele (np. staż posiadania karty socio, członka klubu – 20 lat w przypadku Realu, 10 w Barcelonie), ale najważniejsza dotyczy poręczeń bankowych. I w Realu, i w Barcelonie kandydaci muszą przedstawić gwarancje w wysokości 15 proc. budżetu (ok. 124 mln euro), ale gdy w Katalonii prezydent-elekt ma 10 dni na przedstawienie gwarancji i może zbierać pieniądze skąd chce (Joan Laporta kasę dostał np. od Jaume Rouresa czy Jose Eliasa), tak w Madrycie gwarancje trzeba przedstawić w momencie zgłaszania kandydatury, a kasa może pochodzić wyłącznie z prywatnych środków kandydata. To ogranicza grono potencjalnych kandydatów wyłącznie do bogatych Hiszpanów, którzy od wielu lat są fanami Realu. Ale nawet gdy uda się spełnić te warunki, to pozostaje jeszcze "tylko" kwestia rywalizacji z Florentino. Ostatni raz szef firmy budowlanej ACS przeciwnika miał w 2004 roku. Wówczas wygrał z 91 proc. głosów.
Wiele wskazuje na to, że Florentino zostanie wybrany na szóstą, prawdopodobnie ostatnią kadencję. Hiszpan ma już 74 lata i chce zostawić klub w jak najlepszym stanie. Mimo pandemii, przebudowa Santiago Bernabeu trwa w najlepsze, a Perezowi zależy na tym, by nowy stadion zainaugurowała gwiazda światowej klasy. Stąd plotki o transferach Kyliana Mbappe czy Erlinga Haalanda, których gra w bieli od dawna stanowi marzenie przedsiębiorcy. A za jego rządów mogliśmy przyzwyczaić się, że zwykle dostaje on to, czego chce.
Mendilibar przyzwyczaił, że umie zrobić coś z niczego. Ale teraz nawet on nie daje rady
Na koniec, kilka słów o Eibarze. Już latem wydawało się, że czeka go trudny sezon, bo kadra kolejny raz została osłabiona, i tak też się stało. Przez lata pracy Mendilibar przyzwyczaił, że umie robić coś z niczego, ale teraz nawet jemu brakuje jakości, której ubytek był kolosalny. Od początku grudnia Baskowie wygrali w LaLiga ledwie raz, siedmiokrotnie remisując i aż dziesięciokrotnie przegrywając. Drużyna zmierza ku Segunda Division, a latem czeka ją rewolucja. Wygasają kontrakty trenera oraz dyrektora sportowego Frana Garagarzy, którzy cieszą się w Hiszpanii solidną marką. Z 23 piłkarzy znajdujących się obecnie w kadrze zespołu zaledwie jedenastu ma umowy na kolejny sezon. I choć teoretycznie z wypożyczenia wrócić ma np. Damian Kądzior, to z Eibaru na pewno odejdą m.in. podstawowy bramkarz Marko Dmitrović czy reprezentant Hiszpanii, skrzydłowy Bryan Gil. Spadek do Segunda mógłby być dla Eibaru sporym problemem, bo nie dość, że o awans z hiszpańskiej drugiej ligi nie jest łatwo (22 drużyny, bezpośrednio wchodzą dwie, o trzecie miejsce gra się w barażach), to jeszcze Baskowie są zespołem z malutkiego miasta. Za siedmioma górami i siedmioma lasami w ostatnich latach dokonywali cudów, ale zderzenie z drugoligową rzeczywistością może być dla Basków wyjątkowo brutalne.