Były prezydent Barcelony zatrzymany! Ale czy to szok? Klub miejscem przestępstw

Jakub Kręcidło
Jeśli zastanawiali się państwo, dlaczego Leo Messiemu tak bardzo nie było po drodze z prezydentem Josepem Marią Bartomeu i jego świtą, to dziś dostaliście odpowiedź. Były już szef Barcy, a także trzech innych dyrektorów zostało zatrzymanych za pranie pieniędzy i działanie na szkodę spółki.

Gdy Josep Maria Bartomeu był jeszcze prezydentem Barcelony, podkreślał: "Jesteśmy w kryzysie sportowym, ale nie instytucjonalnym". Już wtedy jego słowa brzmiały głupio, bo na Camp Nou trupy z szafy wypadały co chwilę. Dziś przez Barcę przeszło tsunami. Katalońska policja (Mossos d'Esquadra) w poniedziałek przeszukała klubowe biura w związku z tzw. BarcaGate (więcej o niej poniżej) i zdecydowała się zatrzymać Bartomeu, dyrektora generalnego Oscara Grau, dyrektora departamentu prawnego Ramona Pontiego i najbliższego doradcę prezydenta, Jaume Masferrera.

Zobacz wideo Liga hiszpańska ma niespodziewany problem. "To jest trochę szokujące. W tym odstają"

Była FC Barcelona, jest FC Chaos. Ale niektórzy kryzysu nie dostrzegają

Można się śmiać, że takie akcje stały się na Camp Nou normą – skazany za przestępstwa podatkowe został poprzedni prezydent Barcy Sandro Rosell, a za kratkami za korupcję siedział też Josep Lluis Nunez, który rządził Blaugraną w latach 1978-2000 – ale to kolejny dowód potężnego kryzysu, w jakim znalazł się dziś klub z Camp Nou. Nie wszyscy go jednak dostrzegają. Toni Freixa, kandydat na prezydenta Barcelony i były dyrektor zarządu Bartomeu napisał: "Jest mnóstwo osób, które chcą skrzywdzić Barcę. Nie pozwolimy na to. Nie będziesz szedł sam".

Barcelona dalej jest "więcej niż klubem", w końcu w jej biurach dokonano szeregu przestępstw

Jakkolwiek absurdalnie to nie zabrzmi, do 7 marca, gdy odbędą się wybory prezydenckie w Barcelonie, Carles Tusquets będzie miał pełnię władzy. Dosłownie. Szef komisji zarządzającej nie będzie musiał się nikogo słuchać, bo... prawdopodobnie nikogo nie będzie. Wszyscy kluczowi dyrektorzy albo zrezygnowali wraz z Bartomeu, albo zostali zatrzymani przez policję. – Należy zachować domniemanie niewinności, ale to oczywiście bardzo smutna sprawa, także dla całego klubu – ocenił Joan Laporta, faworyt opóźnionych o kilka tygodni wyborów.

Tydzień, który miał być kluczowy dla przyszłości Barcelony, rozpoczął się od rozliczenia z przeszłością. Bartomeu prezydentem był fatalnym. Jak pisał Dawid Szymczak w Sport.pl w podsumowaniu jego rządów, podjął ledwie dwie dobre decyzje i dwieście złych. Przejmował klub w złotej erze, z potencjalnie najlepszą kadrą w historii, ale za jego rządów z roku na rok było tylko gorzej. Na sucho uszło mu wiele grzechów, bo pozaboiskowe problemy swoimi występami przykrywali piłkarze. Ale gdy przestało iść na murawie, okazało się, że sytuacja Katalończyków jest tragiczna.

W efekcie działań poprzedniego zarządu Barca jest kolosem na glinianych nogach, o czym więcej pisaliśmy tutaj. Klub ma poważne problemy finansowe, rozgrzebane plany przebudowy stadionu i okolic, na boisku jest cieniem dawnej wielkości, a wizerunkowo akcje Dumy Katalonii już dawno nie były tak słabe. Niektórzy śmieją się, że hasło o "więcej niż klubie" (Mes que un Club) dalej jest prawdziwe. Tylko że tym razem nie chwalimy Barcy za aktywność charytatywną czy społeczną, a mówimy, że jest więcej niż klubem piłkarskim, bo jest miejscem, w którym dokonano szeregu przestępstw.

Czym jest tzw. BarcaGate?

Poniedziałkowa akcja jest kluczowym elementem trwającego rok śledztwa w sprawie tzw. BarcaGate ujawnionej przez dziennikarzy radia Cadena SER. Poinformowali oni, że klub wynajął firmę (I3 Ventures), by opłacać hejt w mediach społecznościowych. Skierowany był on na opozycję wobec Bartomeu (Victor Font, Joan Laporta), polityków i przedsiębiorców (były szef katalońskiego parlamentu Carles Puigdemont oraz szef giganta telekomunikacyjnego, Mediapro, Jaume Roures), a także byłych (Xavi Hernandez, Pep Guardiola) czy obecnych (Leo Messi, Gerard Pique) piłkarzy. Barcelona w ciągu roku zapłaciła I3 Ventures około miliona euro, kwotę zdecydowanie przewyższającą rynkową wartość świadczonych usług. Zrobiła to w sposób budzący podejrzenia – płatność podzielono na pięć rat poniżej 200 tys. euro, bo opłacenie każdej faktury powyżej tej kwoty musiał zaakceptować zarząd.

Opublikowanie tej informacji wywołało kolosalne zamieszanie. Barcelona początkowo odcięła się od związków z I3 Ventures, ale Bartomeu potwierdził, że zerwał z nią kontrakt. Pique za pośrednictwem Twittera nazywał "marionetką" dziennikarza broniącego klub. Wybuchł kryzys, niektórzy domagali się dymisji Bartomeu, ale odchodzili dyrektorzy, którzy nie chcieli mieć z klubem nic wspólnego, jak np. Noelia Romero, tzw. compliance officer (osoba minimalizująca ryzyko działań niezgodnych z prawem). W kwietniu z pracy zrezygnowało sześciu dyrektorów, w tym wiceprezydent Emili Rousaud, który mówił, że przy okazji BarcaGate "ktoś położył rękę na pieniądzach klubu".

Kibice skierowali zawiadomienie do prokuratury. Bartomeu się bronił, klub groził pozwami i zapraszał audytorów z PriceWaterhouseCoopers (PwC), ale z szafy wypadał trup za trupem – okazywało się, że faktury wystawiane przez I3 Ventures opłacano np. z kont La Masii czy klubowej fundacji. Do biur w lipcu po raz pierwszy wkroczyła policja, pogłębiał się kryzys sportowy, fatalne były relacje zarządu z Messim, którego Bartomeu zresztą zdążył oszukać, a z pracą żegnali się kolejni działacze. Ostatecznie, ustąpił i sam Bartomeu, którego do dymisji widmem wotum nieufności przymusili socios. Sędzia Ariadna Gil sześciokrotnie przedłużała śledztwo, aż dotarliśmy do momentu, w którym Mossos uznali za zasadne zatrzymać dyrektorów Blaugrany. 

FC Barcelona wydała komunikat, w którym deklaruje gotowość do pełnej kooperacji z organami ścigania w celu wyjaśnienia śledztwa.