Eden Hazard w piekle. Z supergwiazdy nie zostało nic

Jakub Kręcidło
Eden Hazard miał być dla Realu rozwiązaniem problemów, a stał się kolejnym kłopotem. Przychodził za ponad 100 milionów euro jako jedna z największych gwiazd na świecie. Okazał się - jak mawiają Hiszpanie - "piłkarzem z kryształu", przy którym nawet Gareth Bale wygląda jak okaz zdrowia.

Półtoraroczny pobyt Edena Hazarda w Madrycie trzeba określać mianem katastrofy. Zaczęło się źle, bo piłkarz przyjechał z nadwagą, a później było tylko gorzej. Bilans 30-latka w Hiszpanii jest fatalny. Z 78 spotkań opuścił aż 43. W żadnym z 13 meczów w tym sezonie nie dotrwał do końca, jego rekord to 75 minut z Osasuną (0:0). Miał w sumie udział przy ledwie jedenastu golach (cztery strzelił, przy siedmiu asystował). W artykułach medialnych cykl był zawsze ten sam – wielkie nadzieje, kilka występów, kontuzja, rekonwalescencja, wielkie nadzieje... Oczekiwania z każdym razem malały. Dziś, po już dziesiątej kontuzji drugiego najlepszego zawodnika mundialu w Rosji, są one minimalne, a Belg coraz częściej pojawia się w gronie najgorszych transferów w historii futbolu. Co poszło nie tak?

Zobacz wideo Lewandowski coraz bliżej rekordu Muellera! Gol i asysta Polaka [ELEVEN SPORTS]

Eden Hazard w piekle. Wpadł w błędne koło. "U niego wszystko kończy się źle"

– Eden wpadł w błędne koło, z którego nie umie znaleźć wyjścia – przyznał Kristof Sas, lekarz reprezentacji Belgii. Latem 2019 roku zaczęło się od nadwagi, której konsekwencją były kłopoty mięśniowe. Później było tylko gorzej. Po faulu Thomasa Meuniera z PSG pojawiły się problemy z kostką.

Gdy Hazard się z nimi uporał, to odezwały się mięśnie. Tylko w tym sezonie musiał trzykrotnie pauzować ze względu na uraz prawego mięśnia prostego uda, a teraz wypadł z powodu problemów z tym samym mięśniem, tylko w lewej nodze. Hiszpanie mówią o piekle, tym bardziej, że w listopadzie napastnik zakaził się koronawirusem, a Sas dodaje: – "U Edena wszystko kończy się źle. Sytuacja jeszcze nie jest dramatyczna, ale trzeba błyskawicznie znaleźć ucieczkę z tej ślepej uliczki".

Real kupował supergwiazdę i trudno było to kwestionować. Przepowiednia Mourinho się sprawdziła

Z perspektywy czasu, łatwo mówić, że Real popełnił błąd. Wydał ponad 100 (a niektórzy sugerują, że 160) mln euro na napastnika, który miał tylko rok do końca kontraktu. Widział w nim lidera zespołu, a jedyne, w czym Belg lideruje, to w czasie spędzanym w gabinetach lekarskich.

Ale latem 2019 roku ten ruch nikogo nie dziwił. Pep Guardiola, trener Manchesteru City, mówił: "To piłkarz światowej klasy". Jeśli ktoś miał wypełniać lukę po Cristiano Ronaldo, to albo Kylian Mbappe, albo Neymar, albo właśnie Hazard, najlepszy gracz w Premier League. Belg był prezentowany na Santiago Bernabeu w glorii człowieka, który doprowadził Chelsea do triumfu w Lidze Europy i który sezon 2018/19 zakończył z 21 golami i 17 asystami.

Na opisanie takich ludzi Hiszpanie mają jedno słowo: "crack". Wydawał się to ruch pozbawiony ryzyka. Real brał zawodnika w kwiecie wieku (28 lat), z którym nigdy nie było problemów zdrowotnych – w Lille nie opuścił z tego powodu ani jednego meczu, w ciągu siedmiu lat w Londynie pauzował ośmiokrotnie, ale w sumie ominął ledwie 20 spotkań, kilka procent całości. Z perspektywy czasu, widać, że rację mógł mieć Jose Mourinho, który domagał się większej protekcji dla skrzydłowego. – Ciągle go kopią, kopią i kopią, a on nie przestaje grać. To fantastyczny chłopak. Ale jeśli sędziowie będą pozwalać, by był tak często faulowany, to pewnego dnia możemy stracić Edena – przewidywał w 2015 roku Portugalczyk.

Fatalne statystyki Hazarda. Kontuzje odarły go z pewności siebie. "Był jednym z pięciu najlepszych na świecie. Teraz nie mieści się w setce"

Z Hazarda-supergwiazdy zostało niewiele. Widać to i po samym oglądaniu jego gry, i po statystykach. Przed ostatnią kontuzją Belg wystąpił w siedmiu spotkaniach z rzędu (to jego najdłuższa seria w Realu), ale zmienił styl gry. Zamiast grać jeden na jeden, szukać dryblingu i strzału, szukał gry kombinacyjnej, rozgrywania, nie był już tak eksplozywny.

Porównanie liczb z ostatniego sezonu Edena w Premier League (2018/19) i z obecnego w LaLiga jest dla piłkarza brutalne. Liczba strzałów na mecz spadła dwukrotnie (1,6 do 0,8), tak jak ta kontaktów z piłką (72 do 36). Posyła dziewięciokrotnie (!) mniej kluczowych podań (2,6 do 0,3). Trzykrotnie rzadziej drybluje (3,7 do 1,3) i jest dwa razy rzadziej faulowany (2,8 do 1,5). – Przed transferem był jednym z pięciu najlepszych zawodników na świecie. Teraz nie mieści się nawet do czołowej setki. Kontuzje odarły go z pewności siebie – analizował Axel Torres, komentator hiszpańskiej telewizji Movistar+.

kontuzje Edena Hazardakontuzje Edena Hazarda El Mundo

Grafika z "El Mundo" przedstawiająca datę kontuzji, długość przerwy i liczbę straconych meczów. Hiszpanie zwracają uwagę, że w ostatnim półtoraroczu Eden stracił 283 dni i aż 43 spotkania z powodów zdrowotnych

Rozwiązaniem, jak u Robbena, jest transfer? Historia zna piłkarzy, którzy nie radzą sobie ze stresem

Podobną diagnozę wystawia doktor Jose Gonzalez. "Jeśli piłkarz gra bez wiary w siebie, czuje niepokój, przez co trudno o dobre efekty. Im bardziej się stara, tym większy jest niepokój i tym większy jest stres. A z badań wiemy, że stres i niepokój są dwoma czynnikami prowadzącymi do kontuzji mięśniowych" – napisał lekarz w komentarzu dla dziennika "AS". I choć stres nie jest główną przyczyną urazu, to może się do niej zdecydowanie przyczynić.

– Można zmierzyć poziom zmęczenia fizycznego, ale nie da się ocenić stanu układu nerwowego – diagnozuje w "ABC" Mario Fernandez, znany hiszpański trener przygotowania fizycznego. – Kiedy pojawia się stres, serce bije szybciej, ciśnienie krwi rośnie, przez co zużywa się więcej energii. Podczas gry może jej brakować, a to zwiększa ryzyko kontuzji – dodał szkoleniowiec. Historia zna przypadki zawodników, którzy nie radzili sobie z presją. W Barcelonie długo kłopoty miał Ousmane Dembele, który wydaje się wreszcie wychodzić na prostą i zagrał w jedenastu spotkaniach z rzędu. Na Santiago Bernabeu pamiętają przypadki Kaki, Garetha Bale'a czy Arjena Robbena. – Jego przypadek był podobny do tego Edena, bo Arjen nie mógł odnaleźć się w Madrycie. W Monachium, gdzie żyje się spokojniej i gdzie nie ma takiej presji, problemy zniknęły – zwraca uwagę Fernandez.

Hazardowi daleko do "nowego Bale'a". Gareth przynajmniej przydawał się drużynie 

Hazardowi przykleja się łatkę "nowego Bale'a". To stwierdzenie jest mocno krzywdzące. Dla Walijczyka. W końcu, opuścił on "ledwie" 26 proc. starć w barwach Realu (Hazard 54 proc.), mając udział przy 173 golach (105 strzelonych, 68 asyst) i będąc kluczowym elementem drużyny, która zdobyła cztery Ligi Mistrzów. O czymś takim Belg może tylko pomarzyć, tym bardziej, że nie zagra w marcowych derbach z Atletico i prawdopodobnie opuści dwumecz z Atalantą w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Sytuacja napastnika wpisuje się w depresyjny sezon Królewskich, którzy w styczniu odpadli z Pucharu Króla i Superpucharu Hiszpanii i praktycznie wykluczył się z walki o tytuł w LaLiga.

Jak wynika z ankiet przeprowadzanych przez madryckie media, kibice Los Blancos mają serdecznie dość następcy Cristiano Ronaldo. Chcieliby, by klub jak najszybciej pozbył się 30-latka i odzyskał choć część pieniędzy zainwestowanych w jego sprowadzenie. Tylko czy po kłopotach, jakie Real miał z pozbyciem się Bale'a (co udało mu się tylko tymczasowo na zasadzie wypożyczenia), rzeczywiście warto wierzyć, że znajdzie się ktoś, kto godnie zapłaci za Hazarda?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.