Kryzys Barcelony się pogłębia. Wybory przełożone, głosowanie to prawny bubel

Jakub Kręcidło
Instytucjonalny chaos w Barcelonie wydaje się nie mieć końca. 24 stycznia wyborów prezydenckich nie będzie, a na Camp Nou szykują się do głosowania korespondencyjnego. Po 28 stycznia, gdy wygaśnie kadencja obecnej komisji zarządzającej, klub wpłynie na nieznane wody. Statut nie przewiduje bowiem tak długiego okresu bez prezydenta, a odpowiedzi na pytanie, kto będzie rządzić Barcą, nie zna nikt.

Jeśli ktoś myślał, że wraz z odejściem Josepa Marii Bartomeu w Barcelonie skończy się chaos, to srogo się przeliczył. Na Camp Nou pozostali w tym samym bałaganie, co zawsze. Jak podają katalońskie media, wybory prezydenckie niemal na pewno nie odbędą się w zakładanym terminie (24 stycznia). Klub będzie szukać innych rozwiązań (np. głosowania korespondencyjnego), ale to tylko pogorszy już teraz trudną sytuację Barcy przechodzącej jednocześnie przez trzy kryzysy – sportowy, finansowy i instytucjonalny – z których naprawdę trudno jest wybrać ten najpoważniejszy.

Zobacz wideo Co się dzieje z Barceloną? "Oczekiwałbym od Koemana trochę samokrytyki"

Barcelona potrzebuje drastycznych kroków. Ale będzie musiała na nie poczekać

– Brak wyborów 24 stycznia będzie przestępstwem przeciwko demokracji – grzmiał niedawno Joan Laporta, faworyt do objęcia roli prezydenta Barcy. Zwracał on uwagę, że klub potrzebuje szybkich i drastycznych kroków, jednak ostatecznie i na nie trzeba będzie poczekać. W związku z sytuacją pandemiczną w Katalonii, gdzie tylko w czwartek na Covid-19 zmarło 112 osób, zdecydowano się przedłużyć ograniczenia w przemieszczaniu się, co sprawiło, że organizacja wyborów straciła sens. Jak podaje Catalunya Radio, klub uważa, że aż 45 proc. socios nie miałoby możliwości wzięcia udziału w głosowaniu, co mogłoby znacząco wpłynąć na ich wynik. 

Carles Tusuqets, szef komisji zarządzającej, nie jest winny przełożeniu elekcji (nie ma wpływu na rozwój pandemii), jednak jest winnym pogłębienia się kryzysu, w którym znalazła się Duma Katalonii. Komisja zarządzająca, która przejmuje rządy w Barcelonie po dymisji prezydenta, ma jedno zadanie: jak najszybciej zorganizować wybory. Jej szef, Tusuqets, ma ograniczone możliwości. Nie może podejmować praktycznie żadnych wiążących decyzji, zarówno finansowych jak i sportowych. Widać to było nawet przy negocjacjach transferówBarca chce sprowadzić Erica Garcię z Manchesteru City, ale by mu złożyć ofertę, Tusquets potrzebował zielonego światła od kandydatów na prezydenta...

Dlaczego organizację wyborów w Barcelonie opóźniano, ile tylko się dało?

Klubowy statut przewiduje, że komisja ma trzy miesiące na zorganizowanie wyborów. Tusquets pod koniec października przejął rządy na Camp Nou, 2 listopada zapowiedział, że "zorganizuje wybory najszybciej, jak tylko będzie się dało", a ostatecznie zwołał je na najpóźniejszy możliwy termin. Dlaczego? Tego nie wie nikt, tym bardziej że nie było przeciwwskazań do głosowania w listopadzie czy grudniu, gdy nie było tak ostrych obostrzeń związanych z pandemią koronawirusa. Według planu, który się posypał, nowy prezydent miał zostać wybrany 24 stycznia. Wiemy już, że do tego nie dojdzie, a przygotowanie głosowania korespondencyjnego potrwa przynajmniej miesiąc. Powstaje zatem pytanie – kto będzie rządzić Barcą, skoro kadencja komisji zarządzającej kończy się 28 stycznia?

Wybory korespondencyjne i przedłużanie kadencji to prawny bubel

Barcelona wpływa na nieznane wody. Pierwszy raz w historii zdarzyło się, że nie uda się zorganizować wyborów w trzy miesiące i pierwszy raz planowane jest głosowanie korespondencyjne. Statut w ogóle nie przewiduje takiego rozwiązania. Teoretycznie, do i do przedłużenia kadencji Tusquetsa, i do głosowania korespondencyjnego potrzebna jest zmiana statutu. Ale by zmienić statut, konieczna jest zgoda socios na Zgromadzeniu Generalnym, którego na pewno nie uda się zorganizować przed 28 stycznia. Powstanie prawny bubel, tym bardziej że głosowanie korespondencyjne powinny zatwierdzić też katalońskie władze. – Nie ma mechanizmu legislacyjnego pozwalającego na zmianę prawa w tak krótkim czasie. Nawet jeśli wybory prezydenckie odbyłyby się w formie korespondencyjnej, potencjalny przegrany mógłby odwołać się do Komitetu Apelacyjnego przy katalońskiej federacji – mówił w Cadena SER Xavier Albert Canal, prawnik specjalizujący się w tematyce sportowej.

Na nowego prezydenta Barcelona poczeka aż do końca sezonu?

Przyszłość Barcelony pozostaje zagadką. Prawnicy sugerują, że być może udałoby się zorganizować wybory 24 stycznia, gdyby każdy socio miał przy sobie dokument, że do punktu głosowania dojeżdża na własną odpowiedzialność, jednak to znaczne komplikowanie procesu, który powinien być jak najprostszy. W piątkowy wieczór ma dojść do spotkania Tusquetsa z trzema kandydatami na prezydenta (Laporta, Victor Font i Toni Freixa), po którym powinniśmy być zdecydowanie mądrzejsi. Freixa i Font byli za przełożeniem wyborów ze względów zdrowotnych, bo liczyli, że w najbliższym czasie uda im się przekonać do siebie wyborców, jednak może się okazać, iż dostaną znacznie więcej czasu, niż się spodziewali. Katalońskie wybory parlamentarne, które miały odbyć się w połowie lutego, zostaną przełożone na przełom maja i czerwca i niewykluczone, że tyle samo będziemy musieli poczekać na rozstrzygnięcia na Camp Nou.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.