Messi wyrównał rekord Pelego. FC Barcelona bije rekordy przeciętności

Barcelona z flagowego okrętu futbolu stała się dryfującą tratwą. Trener Ronald Koeman poskładał ją z tego, co miał pod ręką, ale nadać jej stałego kierunku nie umie. Tym razem Barcelona straciła punkty u siebie z Valencią. Przegrywała, potem prowadziła, a skończyło się na 2:2.

Jedna trzecia sezonu w La Liga już za Barceloną, a jeszcze się tej drużynie nie udało wygrać więcej niż dwóch ligowych meczów z rzędu. Do lidera, Atletico, traci osiem punktów, przegrała z nim bezpośrednie starcie i ma jeden mecz rozegrany więcej. Przegrała też z Realem Madryt, a z Sevillą tylko zremisowała. Z drużyn z górnej połowy tabeli Barcelona pokonała jedynie Real Sociedad i Villarreal. We wszystkich rozgrywkach tylko raz w tym sezonie wygrała mecz, w którym pierwsza straciła gola: właśnie z Realem Sociedad w środę. Potrafiła jeszcze odrobić straty z Sevillą i Alaves, ale kończyło się 1:1.

Gdyby trzeba było wybrać jej najlepszy mecz w sezonie, byłby z tym wielki problem, bo jeśli grała ładnie dla oka i skutecznie, to zwykle tylko przez jakiś fragment spotkania, góra - całą połowę. A przed i po wpadała na mielizny. Najlepsza w lidze jest tylko pod względem strzelanych goli. Ale to wcale nie oznacza, że jest skuteczna, przeciwnie. Jej ofensywni piłkarze zmarnowali mnóstwo szans.

Czasami marnowali je nie niecelnym strzałem, ale już samym brakiem podjętej w porę decyzji o strzale. A w bronieniu ta drużyna jest przeciętna: nieuważna i nierówna. Gdy do tego dodać problemy ze współpracą w pomocy i niemożność zdominowania tam rywala (z Valencią to Sergio Busquets dał się zdominować, i musiał go w przerwie zastąpić Frenkie de Jong, choć narzekał na drobny uraz i miał być oszczędzany), to w ogóle nie dziwi, że punkty uciekają. Tym razem uciekły w meczu z Valencią, choć wydawało się do pewnego momentu, że sytuacja jest opanowana.

Zobacz wideo Co się dzieje z Barceloną? "Oczekiwałbym od Koemana trochę samokrytyki"

Messi dogonił Pelego. Ale to nie jest rekord do świętowania, tylko do stawiania pytań o przyszłość Leo

Tak jak w środku tygodnia w meczu z Realem Sociedad, tak i w sobotę z Valencią Barcelona pierwsza straciła bramkę, ale umiała odpowiedzieć dwiema. Znów napastników musiał świetnym strzałem wyręczyć obrońca: przeciw Realowi Sociedad zrobił to pięknym uderzeniem Jordi Alba, przeciw Valencii gola z półobrotu na 2:1 zdobył Ron Araujo.

A wcześniej wyrównanie dał Leo Messi, ale nawet on musiał to zrobić na raty: jego strzał z karnego podyktowanego za trącenie Antoine’a Griezmanna przez Jose Gayę – kontakt był delikatny, decyzja sędziego kontrowersyjna, ale do obrony – odbił Jaume Domenech, ale piłka wróciła do Barcelony i Messi dokończył akcję uderzeniem głową. W ten sposób Messi wyrównał rekord Pelego – 643 bramek zdobytych dla jednego klubu. Ale w obecnej sytuacji Barcelony to nie jest pretekst do świętowania, tylko do ponawiania pytań: gdzie od najbliższego sezonu będzie grał symbol tego klubu?

Zostało jeszcze tylko 12 dni do końca roku, od 1 stycznia Messi może już oficjalnie rozmawiać i podpisać umowę z innym klubem na następne sezony. Do pozostania mogłaby go dziś skłonić tylko bezinteresowna lojalność wobec klubu, w którym wygrał tak wiele i przeżył tak wiele. Bo ani projekt sportowy nie jest na dziś kuszący, ani na podwyżki się nie zanosi, tylko na cięcia pensji.

Barcelona dryfuje. A punkty uciekają - ostatnio przez dziurę, którą jest bronienie przy stałych fragmentach.

Drużyna dryfuje. Jest osłabiona kontuzjami Ansu Fatiego, Gerarda Pique i Ousmane’a Dembele – choć w przypadku tego ostatniego kontuzje to właściwie stan trwały. Trener Ronald Koeman nie poprawił na razie gry całego zespołu bez piłki. Przy golu na 1:0 Valencia ograła Barcelonę stałym fragmentem gry, gola zdobył głową Mouctar Diakhaby, a najbliżej niego był niższy o głowę Antoine Griezmann. Rywale już świetnie wiedzą, że to tutaj jest dziura, przez którą Barcelonie wypada mnóstwo punktów. Jak podliczyło "Mundo Deportivo", Barcelona w tym sezonie straciła już tyle goli po rzutach rożnych - cztery - ile przez trzy poprzednie sezony ligowe. Z czterech ostatnich meczów, Barcelona traciła tak bramki w trzech. Bramki po rzutach rożnych decydowały o porażce z Cadiz, o remisach z Sevillą i Valencią. - Jesteśmy niżsi i mamy problemy przy stałych fragmentach - mówił po meczu z Valencią Koeman. Trener, który braki drużyny analizuje otwarcie, szczerze, czasem brutalnie. Ale gorzej jest, gdy trzeba jakoś te braki zamaskować. Koeman nie potrafi wyegzekwować, żeby drużyna trzymała rytm i koncentrację. A zmianami czasami raczej szkodzi, niż pomaga. Z drugiej strony, skąd ma mieć dobrych rezerwowych, jeśli w podstawowym składzie musi zapełniać luki piłkarzami uczącymi się w biegu, jak młodzi stoperzy Araujo i Oscar Mingueza (dał się wyprzedzić przy wyrównującym golu dla Valencii)? Jedyny przypadek, gdy rezerwowi Barcelony radykalnie odmienili grę, to mecz z Betisem. Ale tam z ławki wchodził Messi.

Koeman zmienił też obraz gry na korzyść w meczu z Alaves, przesuwając na środek obrony Frenkiego de Jonga, ale wtedy z kolei zawiodła skuteczność pod bramką. I taki był 2020 w Barcelonie: ciągły dryf, a kapitanów było aż trzech: Ernesto Valverde, Quique Setien, Koeman. Do końca roku Barcelonie zostały jeszcze dwa mecze: wyjazdowy z Realem Valladolid i u siebie z Eibarem. Zwycięstwa są obowiązkiem. I nawet jeśli on zostanie spełniony, to Barcelona będzie miała na przełomie roku mniej zwycięstw w lidze (osiem) niż kandydatów (dziewięciu), którzy się zgłosili do rozpisanych na 24 stycznia wyborów nowego prezesa. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.