- Takie decyzje należą do pionu sportowego. Z ekonomicznego punktu widzenia sprzedanie Leo Messiego było pożądane. Liga na nas nakłada limity płacowe i toby pomogło - tak Carles Tusquets, prezes zarządu tymczasowego, który kieruje Barceloną do czasu wyłonienia nowych władz w wyborach 24 stycznia, odpowiedział na pytanie w radiu RAC1 o to, co zrobiłby ostatniego lata, gdy Leo Messi chciał odejść z klubu.
To odpowiedź niezbyt fortunna w sytuacji, gdy Messi już od stycznia może oficjalnie negocjować z nowym pracodawcą, w lecie 2021 odejść za darmo, i niedawno powtórzył, że ma już dość bycia przedstawianym jako główny problem klubu. A do tego odpowiedź nie do końca na temat, bo dylemat, jaki miał ostatniego lata prezes Josep Maria Bartomeu, zmuszony w międzyczasie do dymisji, nie polegał na tym, czy Messiego sprzedać, czy nie, tylko czy mu pozwolić odejść za darmo. Tego chciał Messi. Bartomeu odsyłał do zaporowej klauzuli w kontrakcie piłkarza, a chętni do podjęcia negocjacji w sprawie obniżenia odstępnego do rozsądnej stawki się nie zgłosili, wiedząc, że już za rok mogą skusić Messiego bez oglądania się na Barcelonę.
Tusquets w wywiadzie wyraźnie chciał podkreślić, jak napięta jest sytuacja finansowa klubu. Na pytanie o Neymara, który po środowym zwycięstwie PSG nad Manchesterem United w Lidze Mistrzów mówił, że chciałby znów grać z Messim i że muszą się o to postarać w przyszłym roku, Tusquets odpowiedział: - Jeśli miałby przyjść do nas gratis, to można to rozważać. Ale jeśli nikogo nie sprzedamy, to nie będzie pieniędzy na transfery. W tym momencie to byłoby nieakceptowalne. Chyba że nowy prezes klubu będzie cudotwórcą - mówił Tusquets. Barcelona od tygodni rozmawia z piłkarzami o obniżkach pensji i rozłożeniu obciążeń płacowych na więcej lat, by uniknąć postępowania upadłościowego.
Rozmawialiśmy z przedstawicielami wszystkich piłkarzy i wytłumaczyliśmy sytuację. Pierwszego dnia poszedłem do szatni porozmawiać z trenerem Ronaldem Koemanem i już wtedy mi powiedział, że jest gotowy dopasować swoją pensję i pensję sztabu do okoliczności. I to bardzo pomogło, oczywiście.
Tusquets przyznał, że do tymczasowego zarządu trafiają takie faktury uzgodnione ze zdymisjonowanymi władzami, których obecni zarządcy nie mają odwagi podpisać. - Przekażemy je do podpisu nowemu prezesowi. My nie chcemy podpisywać, bo nie mamy jasności w przypadku niektórych, nie weźmiemy takiej odpowiedzialności. Albo to są faktury niejasno opisane, albo cena nie odpowiada rynkowej.