"Ojciec Mbappe powiedział wtedy mi, że oni nie chcą do Realu. Do Barcelony by przyszli"

- Tego lata, gdy odszedł Neymar, Barcelona mogła kupić Kyliana Mbappe z Monaco za 100 milionów euro. Ale dyrektor sportowy wolał Ousmane'a Dembele, bo uważał, że Mbappe gra dla siebie, a Dembele dla drużyny - mówi "Mundo Deportivo" Javier Bordas, członek zarządu Barcelony, który odszedł z klubu razem z prezesem Josepem Marią Bartomeu. Mbappe ostatecznie wylądował w PSG, które zapłaciło za niego 180 mln euro.

- Zadzwoniłem do ojca Kyliana Mbappe i powiedział mi, że nie idą do Madrytu, bo tam byli wtedy Cristiano, Benzema i Bale. A do Barcelony mógłby pójść, bo tam już nie było Neymara. Prezes Monaco wolał, żeby Mbappe poszedł do Barcelony, nie chciał wzmacniać Paris Saint Germain. Można było ten transfer zrobić za 100 mln euro. Ale Robert Fernandez wolał Dembele, wsparł go Pep Segura (obaj odpowiadali wtedy za transfery w Barcelonie - red.). Wyjaśniali, że Mbappe gra pod siebie, a Dembele dla drużyny. A że odszedł skrzydłowy Neymar, to woleli w jego miejsce skrzydłowego, a nie napastnika - tak wspomina lato 2017 roku Javier Bordas, jeden z dyrektorów Barcelony, który odpowiadał za sprawy sportowe i odszedł klubu po dymisji prezesa Josepa Marii Bartomeu. Prezes zdecydował się na dymisję, żeby uniknąć referendum w sprawie wotum nieufności i nie być pierwszym szefem Barcelony, który zostanie odsunięty od władzy w ten sposób. 

"Polecałem Haalanda, ale usłyszałem, że to nie jest napastnik na Barcelonę" 

Kadencja Bartomeu skończyła się katastrofą: koronawirus ograniczył Barcelonie możliwość równoważenia budżetu, a umiejętność pozyskiwania pieniędzy z rynku to była jedyna rzecz, w której trudno było Bartomeu coś zarzucić. Nad projektem sportowym nie panował zupełnie, a kontrolę utracił właśnie tego lata 2017, gdy Neymar zdecydował się odejść do PSG z dnia na dzień, wpłacając gigantyczną klauzulę odstępnego, 222 mln euro. Bartomeu nie zakładał, że ktoś kiedykolwiek odejdzie z jego klubu w taki sposób, w pośpiechu szukał gwiazdorskiego transferu, żeby udawać, że Barcelona się nie osłabiła. Wydał 105 milionów euro plus bonusy za Ousmane'a Dembele, a pół roku później wydał jeszcze więcej pieniędzy za Philippe Coutinho. Obaj nie spełnili oczekiwań: Coutinho w pierwszym podejściu do Barcelony nie udźwignął presji, a Dembele oprócz ciągłych problemów ze zdrowiem i niefrasobliwości okazał się też piłkarzem, którego  - wbrew ocenie Roberta Fernandeza i Pepa Segury - bardzo trudno było wpasować w styl drużyny. Mbappe ostatecznie trafił w 2017 do PSG: najpierw na pozorne wypożyczenie, żeby ominąć ograniczenia tzw. finansowego fair play UEFA, a potem już na zasadzie transferu za 180 mln euro.

Barcelona już nigdy nie odbudowała takiej siły ofensywnej, jaką miała w czasach tercetu Messi-Suarez-Neymar, wygrywającego Barcelonie Ligę Mistrzów w sezonie, w którym Bartomeu przejmował rządy w klubie, najpierw tymczasowo. Bordas odpowiadał za sprawy sportowe, ale w "Mundo Deportivo" przekonuje, że wiele jego pomysłów odrzucali ci, którzy bezpośrednio odpowiadali za wybór piłkarzy. - Polecałem Haalanda, Ferrana Torresa, Daniego Olmo, kiedy jeszcze kosztowali po 20 milionów euro. Usłyszałem odpowiedź, że Haaland to nie jest typ napastnika dla Barcelony - mówi.   

"Dzieliło nas 20 milionów euro od ściągnięcia Neymara. Koledzy z drużyny byli gotowi obniżyć sobie pensje" 

Broniąc swojego bilansu w klubie oraz prezesa Bartomeu, który jego zdaniem nie zasłużył na tak złe pożegnanie, mówi, że sprawy sportowe mogły się potoczyć inaczej, gdyby - sugeruje - bardziej słuchano jego rad. Choćby wtedy, gdy w sierpniu 2017 za podpowiedzią Josepa Minguelli, menedżera od lat działającego w Barcelonie (pomagał i przy transferach Diego Maradony i ściągnięciu z Argentyny Leo Messiego) zadzwonił do ojca Mbappe. Albo wtedy, gdy Barcelona próbowała sprowadzić z powrotem Neymara, niezadowolonego z pierwszych sezonów w Paris Saint Germain. -  Niewiele brakowało, żeby ściągnąć Neymara z powrotem. Dzieliło nas w pewnym momencie 20 mln euro od porozumienia z PSG, ojciec Neymara powiedział, że on je wyłoży. Ale to wszystko bardzo utrudniło operację i ostatecznie się nie dogadaliśmy. A część piłkarzy była gotowa zmniejszyć swoje zarobki, żeby on wrócił. Neymar też był gotowy zrezygnować z wielu przywilejów, które miał w Paryżu. On był już pewny, że wraca, ja też. Barcelonę uważa za swój dom - mówi Bordas. - Wiem, dlaczego Neymar odszedł w 2017 z Barcelony. Ale niech on wam powie dlaczego, nie ja. Na pewno nie chodziło o to, żeby nie być w cieniu Messiego - mówi Bordas, który do klubu przyszedł w 2010, razem z Sandro Rosellem, i został w ekipie jego przyjaciela i następcy, Bartomeu. 

- Koniec był zły, a to było dziesięć najlepszych lat w historii Barcelony. Jeśli chodzi o tytuły, rozwój ekonomiczny.  Bartomeu został potraktowany niesprawiedliwie i z czasem wszystko nabierze odpowiedniego kontekstu. Popełniliśmy błędy, ale on nie zasłużył, żeby odchodzić w taki sposób po tym, co zrobił dla klubu - mówi Bordas. 

"Zwolnienie Valverde było błędem. Zatrudnienie Setiena też" 

 - Czy czujemy się winni porażki 2:8 z Bayernem? Może zrobiliśmy pewne rzeczy…, czy nie zrobiliśmy rzeczy, które powinniśmy zrobić. Zwolnienie Ernesto Valverde w połowie sezonu, gdy byliśmy liderem w lidze, było błędem. Było dużo krzyku, żeby go zwolnić, cały świat chciał go zwolnić. Uważam, że zrobiliśmy źle. Wygrał nam ligę w poprzednim sezonie z dużą przewagą, w Lidze Mistrzów przegraliśmy tylko z Liverpoolem. Ale tak przegraliśmy, że wszyscy tylko o tym mówili. A to był rok, który nam dał dużo satysfakcji. Tylko zdarzył się ten wstyd z Liverpoolem i to bardzo bolało. Ale drużyna, która prowadzi w lidze, nie powinna zmieniać trenera. Messi mówi, że w Barcelonie nie było projektu? Projekt był, dlatego byliśmy liderami w lidze. Zatrudnienie Quique Setiena też było błędem. Teraz mamy drużynę z młodymi piłkarzami, oni muszą połączyć siły z gwiazdami, które są tu całe życie. Jestem optymistą - mówi Bordas.

W tej części wywiadu, która została udostępniona w wersji wideo, przy słowach "gwiazdami, które są tu całe życie" Bordas uśmiecha się znacząco. A na pytanie o próbę odejścia Leo Messiego ostatniego lata, z powołaniem się na klauzulę w kontrakcie, która - jak sądził Argentyńczyk - dawała mu takie prawo, odpowiada. - Sposób, w jaki to robił, był brzydki i błędny, ale nawet Messi może się pomylić. Na szczęście na boisku mało się myli. Chce ciągle wygrywać i uznał, że w Barcelonie pewien cykl dobiegł końca. Teraz widzę, że nadzieja mu wróciła, ale można zauważyć, że czegoś mu jeszcze brakuje. Chciałbym, żeby był tu zadowolony i szczęśliwy, bo mieć go smutnego… Ta drużyna ma bardzo dobre strony, dobrą przyszłość, teraźniejszość. Jeśli Griezmann będzie miał szczęście pod bramką, a to jest przepiłkarz, to będzie dobrze.

Więcej o:
Copyright © Agora SA