"On nie odmienia czasowników, wszystko mówi w bezokoliczniku". "Boję się dziennikarzy, zadadzą mu ze dwa pytania i będzie kryzys" - słychać w rozmowach pracowników uniwersytetu dla obcokrajowców w Perugii, podsłuchanych przez policję. W ostatni czwartek Luis Suarez przyjechał tam na egzamin z języka włoskiego, potrzebny, by dostać paszport tego kraju i ułatwić sobie transfer do klubu spoza ligi hiszpańskiej.
Piłkarz z paszportem unijnym jest cenniejszy, ponieważ nie dotyczą go limity obcokrajowców spoza wspólnoty. W Juventusie, który był mocno zainteresowany Suarezem, miejsca dla piłkarzy spoza wspólnoty zostały już zajęte przez Amerykanina Westona McKenniego i Brazylijczyka Arthura. Suarez w Barcelonie był traktowany jako piłkarz unijny, ponieważ w La Liga wystarcza do tego paszport UE małżonka. A żona Suareza Sofia jest z rodziny pochodzącej z Friuli, obywatelstwo włoskie mają także ich dzieci. W lidze włoskiej reguły są jednak inne, obywatelstwo musi mieć sam piłkarz. Suarez już dawno mógł mieć taki dokument, w Hiszpanii prawo wystąpienia o paszport przysługiwało mu już po dwóch latach mieszkania. Mógł też wystąpić o obywatelstwo Włoch jako mąż Włoszki i gdyby to zrobił przed 2018, nie musiałby zdawać egzaminu z języka. Ale dotychczas nie potrzebował tego dokumentu, nie skorzystał z okazji zanim przepisy imigracyjne we Włoszech zostały zaostrzone. Dopiero teraz, gdy czuł że jego czas w Barcelonie dobiega końca - nowy trener Ronald Koeman oświadczył mu wprost, że nie jest potrzebny - Urugwajczykowi zaczęło się spieszyć.
Egzamin trwał kwadrans, był skrócony z powodu koronawirusa do części ustnej. - Daliśmy mu ocenę B1. Nie był to jakiś znakomity poziom, ale dało się porozumieć. Jak to się mówi: chłopak się prześlizgnął. Jako kibic Romy poprosiłem go, żeby po transferze do Juventusu nie strzelał w meczu z nami - żartował w rozmowie z włoskimi mediami jeden z egzaminatorów, Lorenzo Rocca. Poziom B1 to - według dekretu z 2018 roku - minimum wymagane, by dostać włoski paszport.
We wtorek policja wkroczyła na uniwersytet, a prokurator Raffaele Cantone wezwał na przesłuchania pięcioro pracowników uczelni, w tym Lorenzo Roccę. Guardia di Finanza zarekwirowała potrzebne akta. Prokurator jest przekonany, że egzamin był ustawiony, pytania uzgodnione, a ocena znana jeszcze zanim piłkarz wszedł do sali egzaminacyjnej. O wszystkim miał wiedzieć zarząd uczelni. "Powiedzcie, jaką mam ocenę dać i jedziemy". "Same trójki, tak powiedziała wczoraj rektorka, taka jest linia" - słychać na nagraniach.
Śledczy już od lutego badali, czy na wydziale ds. obcokrajowców uniwersytetu w Perugii nie dochodzi do oszustw. Teraz w zarzucone przez nich sieci wpadła sprawa Suareza. "A teraz już poważnie: macie wielką odpowiedzialność, bo jak on nie zda, to tu będzie atak terrorystyczny" - mówi nagrany rozmówca Stefanii Spiny, czyli rektorki uniwersytetu.
"Ale to tobie się wydaje, że go nie przepuścimy. Dziś rozmawiałam z Lorenzo Roccą, robił z nim symulację egzaminu i praktycznie ustaliliśmy to" - odpowiada Spina. "A na jaki poziom on powinien zdać?" - pyta rozmówca. "Nie powinien, tylko musi zdać bo to 10 milionów euro pensji przecież tego się nie wywraca dlatego, że on nie mówi na B1" - odpowiada Spina. Prokuratura stawia teraz pracownikom uniwersytetu zarzuty fałszerstwa i ujawnienia tajemnicy egzaminu. Suarez na razie nie został wezwany na przesłuchanie. Oprócz unieważnienia egzaminu, grozi mu kara finansowa. A ostatecznie i tak nie trafi do Juventusu, bo dogadał się z Atletico Madryt >>
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!