Największa różnica między Barceloną i Realem. "Królewscy" o krok od mistrzostwa!

Już tylko kroczek dzieli Real Madryt od zdobycia mistrzostwa Hiszpanii. Dzięki zwycięstwu 1:0 z Getafe przewaga nad FC Barceloną wzrosła do czterech punktów. Do końca pozostało pięć meczów, a Królewscy po pandemii wyglądają na nieomylnych.
Zobacz wideo

To zwycięstwo wyszarpane, okupione siniakami, zawrotami głowy i zmęczeniem. Mówi się, że mecze z Getafe przypominają wizyty u dentysty - lepiej zawczasu nastawić się, że będzie bolało. Zespół Jose Bordalasa z pasją wwierca się w rywali, uprzykrza grę wysokim pressingiem, wyrywa resztę nadziei taktycznymi faulami, nie stosuje znieczulenia i zwyczajnie męczy, bo doskonałe przygotowanie fizyczne (konik trenerów) pozwala piłkarzom wciąż wywierać presję na przeciwniku, być blisko niego, zabierać mu miejsce do rozgrywania od początku do końca. Nie słabną wraz z biegiem meczu. Przeciwnie - napędzają się słabością przeciwnika. Przyspieszają, gdy on zwalnia. 

Mecz, jak wizyta u dentysty

Już w 13. sekundzie David Timor powalił Isco na ziemię, a sędzia pokazał mu żółtą kartkę. Nic nowego - piłkarze Getafe zobaczyli ich w tym sezonie najwięcej w Europie - aż 115. Przeciwko Realowi ukaranych zostało pięciu piłkarzy. Tak walczą o wejście do Ligi Mistrzów - absolutnie historyczne osiągnięcie w historii klubu. Mają mniej talentu niż ich rywale - Sevilla, Villarreal czy Real Sociedad, więc nadrabiają to walecznością, wybieganiem, taktyczną doskonałością. Dziennikarze "El Pais" zwracają uwagę, że przez cały mecz trenerzy Getafe zachęcali swoich piłkarzy do ostrej gry, a później po każdym faulu krzyczeli na sędziego, że jest zbyt delikatny i prosili, by pozwolił wreszcie normalnie grać. Leżącym piłkarzom Realu kazali natychmiast wstawać, bo nic złego im się nie stało. W pewnym momencie nie wytrzymał nawet arbiter. - Tak będzie przez cały mecz? Powiedzcie mi! Zamierzacie tak naciskać do samego końca? - pytał Juan Martinez Munuera. Piłkarze prowokowali się dalej: "Zadzwoń po karetkę!" - krzyczał Dani Carvajal do Jaume Maty. Ramos nazywał Allana Nyoma "aktorem z Hoolywood".

Real był na taką grę przygotowany - Zinedine Zidane profilaktycznie nie powołał na to spotkanie Edena Hazarda, który dopiero co uporał się z kontuzją kostki, a jest najczęściej faulowanym piłkarzem po wznowieniu sezonu i w klubie snują już domysły, że rywale celowo trafiają korkami w jego nogę, żeby wyeliminować go z meczu. Zidane mówił o tym na przedmeczowej konferencji prasowej. Po kwadransie jego zespół dostosował się do rywala, choć dotychczas - dla odmiany - był drużyną z najmniejszą liczbą żółtych kartek w Europie. Przez 30 minuty ukarani zostali Dani Carvajal, Sergio Ramos i Luka Modrić. Królewscy zmienili się na potrzeby tego meczu. Nie przestraszyli się tego stylu Getafe, a później wygrali dzięki wyższym umiejętnościom piłkarskim.  

Wystarczyła jedna składna akcja

Na tę jedną akcję Real czekał przeszło 75 minut - do tego momentu marnował kolejne szasne niedokładnymi podaniami i prostymi stratami. Bił głową w mur. Nie miał pomysłu jak przedrzeć się z piłką między tak naładowanymi energią piłkarzami Bordalasa. Nie dało się górą, nie dało się po ziemi. Już zaczęła się wkradać frustracja, aż przyszła druga przerwa na picie wody. Przed meczem Aitor Karanka, były asystent Jose Mourinho, zwrócił uwagę, jak ważny jest to czas dla trenerów. Podczas gdy piłkarze piją, oni urządzają dodatkową odprawę taktyczną. Dostali dodatkowy czas w meczu, by podzielić się swoimi przemyśleniami. Karanka przekonuje, że zatrzymanie gry na te kilka minut, to najważniejsza zmiana, jaka zaszła w futbolu po pandemii.

Dla piłkarzy stanowi wyzwanie - na chwilę zostają wyrwani z meczu, więc naturalnie koncentracja ucieka. Hiszpanie już analizują, do ilu więcej błędów dochodzi zaraz po wznowieniu gry, ale nawet gołym okiem widać, że po tych dodatkowych przerwach mecze potrafią się zaskakująco szybko zmieniać. Spotkanie Realu z Getafe będzie pod tym względem ciekawe do obserwacji. Królewscy, którym wcześniej nic w tym meczu nie wychodziło, zaraz po powrocie na boisko, rozegrali jedną znakomitą akcję, a ich skoncentrowani dotychczas rywale popełnili prosty błąd. Real przyspieszył - piłkę w środku pola dostał Karim Benzema, wypuścił prawym skrzydłem Carvajala, a ten wbiegł w pole karne i został sfaulowany. Sergio Ramos wykorzystał rzut karny i było po meczu.

To prawdopodobnie największa dziś różnica między Realem Madryt a Barceloną. Katalończycy, żeby zwyciężyć, muszą zagrać naprawdę dobry mecz. A i to nie zawsze gwarantuje sukces, bo przeciwko Atletico Madryt zagrali najlepiej po wznowieniu sezonu, a skończyło się remisem. Real natomiast z Getafe grał słabo. Błysnął raz. Gotowy był natomiast na męczarnię, szarpanie się z rywalami, walkę i dostosowanie do warunków. Być może tak właśnie wyrywa się tytuł. Do końca sezonu pozostało bowiem już tylko pięć meczów, a Real ma cztery punkty przewagi. A nawet jeśli na koniec Barcelona zrówna się z nim w tabeli, to i tak mistrzem zostanie zespół Zidane’a ze względu na lepszy wynik w bezpośrednich meczach (0:0, 2:0).

Więcej o:
Copyright © Agora SA