Barcelona w chaosie. Słowa Luisa Suareza przyćmiły jego gole

Real Madryt ma już dwa punkty przewagi nad FC Barceloną w wyścigu o mistrzostwo Hiszpanii. Ale oba zespoły dzieli dziś znaczenie więcej niż wskazuje tabela. W Realu panuje spokój na boisku i poza nim. W Barcelonie przeciwnie - chaos: Suarez wbija szpilkę Setienowi, Messi ignoruje jego asystenta. A to wszystko w przededniu najważniejszych meczów.

Barcelona zremisowała z Celtą Vigo, kolejny raz straciła punkty na wyjeździe, a dzień później Real wykorzystał jej wpadkę, wygrał 1:0 z Espanyolem i został samodzielnym liderem z dwoma punktami przewagi. Ale wyniki to jedno. Real różni się bowiem od Barcelony znacznie bardziej, niż wskazywałaby na to tabela. Po pandemii wrócił spokojny - na boisku, gdzie piłkarze w większości meczów mają bezsprzeczną kontrolę ich przebiegiem, strzelają gola lub dwa i zaczynają odpoczywać z piłką przy nodze, co w końcówce sezonu, gdy mecz goni mecz, jest szczególnie cenne. I poza boiskiem, przed mikrofonami, gdzie też jest spokojnie i nader poprawnie. Zupełnie inaczej niż w Barcelonie.

Zobacz wideo Arkadiusz Reca zaliczył asystę w meczu z Napoli

Luis Suarez atakuje trenera, Lionel Messi ignoruje jego asystenta

Od kiedy rozgrywki zostały wznowione, ciśnienie na Camp Nou ciągle rośnie - Messi zdążył już publicznie zarzucić Setienowi, że taka gra na Ligę Mistrzów nie wystarczy, zespół dwa razy stracić punkty i spaść na drugie miejsce, Ivan Rakitić skrytykować nieprofesjonalizm władz, Viktor Font, kandydat w przyszłorocznych wyborach na prezesa, stworzyć całą listę błędów obecnych szefów, kibice ponarzekać na grę, a Quique Setien na wszystko dookoła - sędziów, VAR, terminarz, zmiany w przepisach. I tak każdy atakował każdego, aż w sobotę doszło do tąpnięcia. Luis Suarez po zremisowanym 2:2 meczu z Celtą Vigo stwierdził: "Trenerzy są po to, aby analizować takie sytuacje i wyciągać z nich wnioski. Znów tracimy punkty poza Camp Nou, co wcześniej nam się nie zdarzało". I o tej wypowiedzi mówi się znacznie więcej niż o jego dwóch golach, bo to jasne stanowisko w sprawie, nad którą głowiło się wielu - o co chodzi z tą Barceloną na wyjazdach, że z 48 punktów możliwych do zdobycia, zgarnęła raptem 23? Ano, zdaniem Suareza - winny jest trener. 

A jaki posłuch ma w szatni Quique Setien i jego sztab, pokazały kamery "Movistar". Podczas przerwy na picie wody w meczu z Celtą, Lionel Messi zignorował jego asystenta. Gdy Eder Sarabia podszedł do niego i zaczął udzielać wskazówek, odwrócił się, rzucił coś pod nosem i odszedł. Chwilę później odkładał bidon, a Sarabia podszedł do niego raz jeszcze. Reakcja była identyczna. Wszystkiemu przyglądał się kompletnie zagubiony Setien. Madryckie media już wcześniej pisały o nieporozumieniach zawodników z trenerem, ale dopiero obrazki zarejestrowane przez telewizję dodały im wiarygodności. "AS" podał, że w innych sytuacjach podobnie zachowali się Suarez i Rakitić. "Marca" na poniedziałkowej okładce wprost pisze o rozłamie w szatni Barcelony, a w jednym z artykułów podaje konkrety: Suarez po zejściu z boiska miał pokłócić się z Sarabią, a po meczu zawodnicy mieli krytykować decyzje taktyczne trenera - w tym zmiany Antoine’a Griezmanna i Arthura. Generalnie piłkarze sami mają martwić się swoją niemocą na wyjazdach i tym, że trenerzy nie potrafią im zaproponować skutecznych rozwiązań. Potwierdzają to słowa Suareza.

 

Barcelona straciła bowiem prowadzenie w meczu z Celtą po golu Iago Aspasa w 88. minucie, czyli dokładnie tak, jak traciła w meczach z Espanyolem (2:2, gol Wu Leia w 88. minucie), Osasuną (2:2, gol Roberto Torresa w 81. minucie) i Realem Sociedad (2:2, Alexander Isak w 62. minucie). Wcześniej przegrywała na stadionach Athleitku Bilbao, Granady, Valencii, Levante i Realu. Kłopoty w wyjazdowych meczach ma od początku sezonu. Dręczyły ją przed i po pandemii. Za Ernesto Valverde i Quique Setiena. Z kibicami na stadionach i bez nich. Po kolei odpadały więc kolejne diagnozy niepowodzeń. Dziennik "Mundo Deportivo" podaje, że najczęściej winni są sami piłkarze, którzy popełniają sporo indywidualnych błędów, ale zdarza się, że są dodatkowo krzywdzeni przez sędziów. Chociażby rzut wolny, z którego Aspas zdobył wyrównującą bramkę, nie powinien być podyktowany, bo interwencja Gerarda Pique była zgodna z przepisami.

Setien, pytany o słabą formę na wyjazdach, nie odpowiedział konkretnie: - Nie wiem, co powiedzieć. Mogę wymienić tysiąc rzeczy, ale one nie są zbyt istotne. Próbujemy się bronić, utrzymując się przy piłce. Czasami trudno nam atakować, bo rywale się cofają. Chcieliśmy poprawić się w kilku aspektach, grać ofensywnie, przebywać na połowie rywala, ale Celta wykorzystała to i wyprowadzała kontry. Wiele drużyn gra przeciwko nam w ten sposób - mówił na konferencji po meczu z Celtą.

Quique Setien zostanie zwolniony? Nie daje Barcelonie najważniejszego

To wszystko sprawia, że przed najtrudniejszymi meczami, które pozostały Barcelonie do końca sezonu - z Atletico Madryt u siebie i z Villarrealem na wyjeździe - nie mówi się o grze zespołu, a debatuje nad przyszłością Setiena. Dziennikarze już zdążyli go zapytać, czy czuje się mniej pewny niż na początku, czy ma problemy z szatnią i czy obawia się zwolnienia. Oczywiście zaprzeczył, ale według Rubena Urii, dziennikarza Goal.com, większość członków zarządu już postawiła na nim krzyżyk i po sezonie będą chcieli się z nim rozstać. Są rozczarowani, że wciąż nie udało mu się wprowadzić stylu gry, który charakteryzował jego Betis i Las Palmas. Stylu, który wydawał się do Barcelony idealnie pasować. Na Camp Nou miała wrócić piękna gra, na modłę Johanna Cruyffa, którego Setien uwielbia, i znów dać kibicom radość. A przecież w żadnym klubie o stylu nie mówi się tak dużo, jak w Barcelonie. Valverde brakowało sukcesów w Lidze Mistrzów i właśnie stylu. A wielu to łączyło - wróciłaby charakterystyczna gra, pod którą skrojeni są piłkarze, w której najlepiej czuje się Messi, i która przez lata gwarantowała sukcesy, to w Champions League byłoby łatwiej o zwycięstwo. Kibice chcieli kogoś z DNA Barcy, a Setien - chociaż nie miał z nią do czynienia jako piłkarz i trener - postrzega piłkę, jakby urodził się przy Camp Nou. To był główny powód jego zatrudnienia.

Na razie jednak Barcelona pozostaje zupełnie bezbarwna, a po publikacji „Movistar” jeszcze łatwiej pisze się, że nowy trener nie potrafił trafić do piłkarzy, nie porwał ich, nie zaimponował, nie dogadał się z tymi najważniejszymi. Członków zarządu irytują też niektóre jego wypowiedzi na konferencjach prasowych, gdzie, zamiast ucinać plotki, tylko je podsyca i daje materiał do tworzenia kolejnych. Zinedine Zidane jest pod tym względem nudny flaki z olejem. Dziennikarze go podpuszczają, czasami wystawiają piłkę na pustą bramkę, gdy proszą o komentarz do sytuacji Garetha Bale’a, a on nawet jego nie skrytykuje. Wszystko zawsze jest dobrze, zawsze jest zadowolony ze swojej drużyny, każdy piłkarz może mu się przydać. Dziennikarze zasugerowali, że skreślił Jamesa Rodrigueza? Uśmiechnął się i w meczu z Sociedad wystawił w pierwszym składzie. Powiedzieli, że ma już dosyć Bale’a? Zagrał 70 minut z Mallorcą. Zapomina o Rodrygo? Pół godziny przeciwko Espanyolowi. Był wściekły na zawodników po meczu z Eibarem, gdy prowadząc 3:0 myśleli, że wygrają na stojąco? Był, dlatego w szatni zrobił im awanturę, ale na konferencji prasowej stwierdził tylko, że w drugiej połowie nie wszystko wyglądało tak, jak powinno, więc woli po prostu cieszyć się świetną grą przed przerwą. Koniec. Żadnych kontrowersji, nawet pół zdania do zacytowania na pierwszej stronie gazety.

Setien natomiast udziela wywiadu dziennikowi "Ara", a dzień później pół Hiszpanii debatuje o jego pracy. - Jeśli wystawię czterech wychowanków i przegramy, to mnie zwolnią. Jeśli wystawię najlepszych i wygramy, wszyscy będą zadowoleni, ale młodzi nie dostaną minut - opowiedział o swoich dylematach, a czasy są takie, że za każde zdanie może oberwać. Bo w jednym ma rację: "zwycięstwa wiele rzeczy maskują, porażki wszystko uwypuklają".  

Setiena mogą uratować wyniki - mistrzostwo i zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Oba wciąż możliwe, ale trudne do zrealizowania. Jeśli zostanie zwolniony, Barcelona będzie w podobnej sytuacji jak pół roku temu, gdy zdecydowała się na niego, dopiero gdy odmówili Xavi Hernandez i Ronald Koeman, a Luis Enrique był pochłonięty rodzinną tragedią. Teraz też na rynku trudno wypatrzeć trenera dla Barcelony, bo i styl musi się zgadzać, i renoma, i przydałoby się też doświadczenie na najwyższym poziomie. Szatnia z Messim przerosła już niejednego porządnego trenera, który trafiał do Barcelony po wykazaniu się w słabszym klubie. Tą drogą przeszli przecież i Valverde, i Setien, a na końcu odbili się od tej samej ściany. Setien wciąż może jeszcze ją przeskoczyć, tyle że czasu na wzięcie rozbiegu już nie ma, a ściana z dnia na dzień wydaje się coraz wyższa.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.