Barcelona ma tylko jeden plan. Heros powoli kończy. Nawet Batman przestanie walczyć z Jokerem

Quique Setien zaraz po przyjściu do Barcelony powiedział, że nie gwarantuje wyników, tylko piękny futbol. We wtorek brzydki futbol znów dał jego drużynie zwycięstwo. Piłkę do bramki wepchnął wypychany z klubu Ivan Rakitić. Niestety, cały plan Barcy na grę, nieubłaganie się starzeje.
Zobacz wideo

Przez 70 minut Barcelona biła głową w mur - na początku agresywniej, szybciej, jakby na Athletiku chciała wyładować całą złość wynikającą z utraty prowadzenia w tabeli, działania VAR-u i ogólnej krytyki. Później już w sennym tempie, tylko raz na kilka minut. Zawsze z pomocą Lionela Messiego. Akcja bramkowa też wiodła przez jego nogi, gdy otoczony kilkoma rywalami dał radę odegrać piłkę do wbiegającego w pole karne Rakiticia. Asysta znaczyła więcej niż sam strzał. Tak, jak Messi znaczy dziś więcej niż cały zespół. A może nawet "mes que un club"?

Barceloński Mesjasz wchodzi w wiek chrystusowy

Nad tortem łatwo o refleksję, chwilę zastanowienia nad dotychczasowym życiem i spojrzenie do przodu. Messi 33. raz zdmuchnie świeczki, a kibice pewnie zastanowią się, czy na horyzoncie widzi już metę - pojawiają się przecież kontuzje, biega mniej (po wznowieniu rozgrywek średnio nieco 7 km na mecz), a wygrał już niemal wszystko i od 34 trofeów uginają się półki. Dla Barcelony strzelił 629 goli. Na ile jeszcze starczy mu ambicji, zdrowia i cierpliwości do zarządu Barcelony? Świętowanie urodzin Argentyńczyka jest trudne, bo każe się nad tym wszystkim zastanowić. Trudno też świętować, że starzeje się ktoś, o kogo opiera się cały klub. Z tyloma świeczkami niewygodnie też postronnym kibicom. Bo ile nam zostało śledzenia jego rywalizacji z dwa lata starszym Cristiano Ronaldo? Mówimy o herosach. O superbohaterach. Ale przecież w końcu nawet Batman przestanie walczyć z Jokerem. A nikt nie lubi ostatnich sezonów seriali, tym bardziej, że od kilku kolejni reżyserzy marnują potencjał głównego aktora.

A we wtorek mecz z Athletikiem Bilbao raz jeszcze pokazał jak ważny jest Messi dla Barcelony. Gdy Setien trafiał na Camp Nou, mówiło się, że przychodzi ostatni romantyk futbolu, który długo zastanawia się nad wyborem: piękna porażka czy brzydkie zwycięstwo. Jego fascynacja Johannem Cruyffem była wymieniana po stronie zalet, bo akurat jego ducha w Barcelonie bardzo brakowało, ale niektórzy robili z tego zarzut, że Setien nigdy nie ma alternatywy. Nie zna innej gry, więc jego zespoły setki razy naiwnie podają piłkę, by okopany w swoim polu karnym rywal w końcu lagą do przodu wygrał mecz. Tak było w Las Palmas i Betisie.

W Barcelonie ma znacznie lepszych piłkarzy, a jednak z tym jedynym planem na grę jest jeszcze gorzej, bo - wbrew przypuszczeniom nie zakłada on utrzymywania się przy piłce, swobody w poruszaniu  zmieniającej się niepostrzeżenie w boiskowy bałagan - ale sprowadza się do podania piłki Messiemu. I niech kombinuje, niech rozgrywa, niech się męczy, niech błądzi w gąszczu nóg, niech wreszcie okiwa trzech i strzeli albo wyłoży komuś do pustej. Pozostali czekają, ruszają tylko sporadycznie - z lewej Jordi Alba, z przodu Luis Suarez ciągnący za sobą wagon obrońców. Wszystko sprowadza się do geniuszu Leo, a nie do wykorzystania go w jakimś większym systemie. I albo ten geniusz się w końcu objawi - jak w 71. minucie na Camp Nou i Barcelona wygra, albo nie - jak w Sewilli - i wtedy Barca straci punkty. W dniu urodzin Messiego strach kibiców przed przyszłością bez niego jest zrozumiały. Ale i złość na władze może rosnąć, bo czas leci, jest go coraz mniej, a one tracą czas na kolejne eksperymenty - z trenerami, transferami, akademią. To "sto lat" na urodzinach Messiego będzie wyśpiewane przede wszystkim w trosce o klub.

Walczyli, ale nie mieli pomysłów 

Barcelona w meczu z Athletikiem dręczyły te same problemy, co w meczu z Sevillą (0:0). Wbrew zapowiedziom Setiena nie grała pięknie - była przewidywalna, niezabezpieczona przed kontratakami i wciąż - to największy problem - całkowicie zależna od Messiego, któremu zdarzało się i piłkę stracić, i niecelnie podać, i nie trafić w dość prostej sytuacji. Aż jednym przyjęciem piłki wygrał ten mecz. Setiena można pochwalić za zmiany: Rakitić wszedł za Sergio Busquetsa i strzelił jedynego gola, Riqui Puig zagrał lepiej niż Arthur, a Ansu Fati lepiej niż Antoine Griezmann, który wciąż nie znalazł w Barcelonie miejsca, formy ani porozumienia z pozostałymi piłkarzami.

- Brakowało nam precyzji, przez co notowaliśmy za dużo strat. Nie mieliśmy takiej płynności jak zwykle. Po wznowieniu sezonu brakuje nam intensywności. Nie jest o nią łatwo, gdy na murawie jest tak mało miejsca. Ale już w drugiej połowie było pod tym względem lepiej, bo wejście Riquiego i Ansu dodało nam szybkości i dynamizmu. Najważniejsze, że wygraliśmy i czekamy teraz na odpowiedź naszych rywali - mówił na pomeczowej konferencji Quique Setien.

Katalońskie media - "Sport" i "Mundo Deportivo" chwalą Barceloną za zaangażowanie, krytykują za brak pomysłów. Podkreślają, że najważniejsze jest zdobycie trzech punktów, dzięki którym znów wskoczyła przed Real Madryt. Królewscy w środę o 22.00 zagrają z Mallorcą. Jeśli wygrają - ponownie będą liderem.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.