Asensio wrócił po fatalnej kontuzji po ponad roku. Wystarczyło 30 sekund! Zidane złapał się za głowę

Marco Asensio zdążył załapać się na końcówkę tego sezonu dzięki pandemii koronawirusa. Wrócił w znakomitym stylu - niecałą minutę po wejściu na boisko strzelił Valencii pięknego gola, a po chwili dorzucił asystę. Real wygrał 3:0.
Zobacz wideo

Był to jego pierwszy kontakt z piłką - w tym meczu, w tym sezonie i w ogóle pierwszy od ponad roku w oficjalnym spotkaniu. Asensio może temu golowi przypisać dowolną wartość: uznać za nagrodę po dziesięciomiesięcznej pracy w siłowni, za ostateczne potwierdzenie powrotu do formy, czy za dowód, że jego lewa noga nie zardzewiała. 

Była 74. minuta meczu, od 30 sekund był na boisku. Zbiegał na bliższy słupek i dopraszał się o podanie, Ferland Mendy po chwili to dostrzegł, dośrodkował, a on bez przyjęcia, z powietrza uderzył prosto do siatki. Zinedine Zidane złapał się za głowę i był autentycznie szczęśliwy. Rezerwowi piłkarze poderwali się z trybun i bili brawo. Niektórzy chwycili za telefony, by nagrać ten moment. Chyba każdy kolega z boiska pogratulował mu tego gola, a kapitan Serio Ramos, żeby go wyściskać, przebiegł dobrych pięćdziesiąt metrów. Wszyscy wiedzieli, jak ważny to gol. 

Dla niego sezon skończył się jeszcze przed rozpoczęciem 

Tak miało to wyglądać od początku sezonu: Eden Hazard na lewym skrzydle, Asensio na prawym i Karim Benzema pośrodku. Nowy tercet na nowe czasy. Wracał Zidane i miał przywrócić wszystko, co najlepsze: odmłodzić Modricia i Marcelo, pokierować Benzemą i odbudować Asensio, który bez niego zaliczył beznadziejny sezon. On też z powrotem ulubionego trenera wiązał wielkie nadzieje. Żeby dobrze przygotować się do sezonu, odpuścił udział w młodzieżowym Euro. Myślał już o tym przyszłorocznym dla dorosłych. Udany sezon w Realu miał być przepustką do kadry. - Podczas przygotowań dbałem o najdrobniejsze szczegóły, by był to świetny sezon. Zacząłem z entuzjazmem. Wszystko szło dobrze, ale w jednym momencie się zmieniło - wspominał.

Wymarzony tercet Zidane’a rozpadł się podczas przedsezonowego sparingu z Arsenalem. Chwila nieuwagi, nierówna murawa, zmęczenie intensywnymi treningami, i po sezonie. Zerwane więzadło krzyżowe boczne i pęknięta łąkotka nie dawały nadziei na powrót jeszcze w tych rozgrywkach. Racjonalnie - o Euro też należało zapomnieć. Bliscy Asensio powiedzieli "El Pais", że był wtedy absolutnie załamany. Psychicznie niegotowy do żmudnej, codziennej pracy po operacji. Bo i plany na ten sezon były wielkie, i chęć udowodnienia, że wciąż jest wielkim talentem i może stanowić o sile Realu Madryt. Potrzebował dwóch miesięcy, żeby zaakceptować sytuację. Ojciec, brat i dziewczyna byli w tym czasie niezbędni.

Naciskał lekarzy i fizjoterapeutów, żeby trenować więcej - po dwa razy dziennie. Już w połowie marca był gotowy, by wrócić do treningów z drużyną, ale wtedy u koszykarza Realu Madryt wykryto koronawirusa i również piłkarze trafili na kwarantannę. To znów wybiło go z rytmu. Cel, który już był w zasięgu ręki, znacząco się oddalił. Kilka dni później rząd wprowadził obostrzenia, a liga została zawieszona. Frustrował się Asensio, ale cieszyli się lekarze. Rozgrywki zostały wstrzymane, a jego proces rehabilitacji trwał. Ich zdaniem, warunki do powrotu miał wymarzone. Żadnego forsowania. Nikt go nie poganiał, nie zaznaczał mu w kalendarzu żadnych dat.

Marco Asensio: "Za tym golem i powrotem stoi ogrom ciężkiej pracy"

W Valdebebas, ośrodku treningowym Realu, pojawił się dopiero w maju. Na wadze miał kilkaset gramów mniej, a na twarzy równie szeroki uśmiech jak w czwartek po golu z Valencią. Zidane był pod wrażeniem, jak jest naładowany i jak bardzo o siebie dbał. Wyniki badań wyszły perfekcyjnie. Zaczynał z podobnego poziomu jak reszta piłkarzy, ale dla własnego bezpieczeństwa na początku nosił koszulkę w innym kolorze niż reszta, by koledzy pamiętali traktować go ostrożnie. Rozpędzał się razem z zespołem. Często rozmawiał z Raulem Gonzalezem, byłym napastnikiem Realu, a obecnie trenerem rezerw. Ale "El Pais", powołując się na źródła z klubu, zaznacza, że to jego siła psychiczna była w tym wszystkim kluczowa. Wrócił bardziej dojrzały, spokojniejszy i głodny gry. 

To, co kibice zobaczyli przeciwko Valencii - chęć wzięcia udziału w każdej akcji, grę do przodu, najpierw celny strzał, później asystę przy fenomenalnym trafieniu Karima Benzemy - dziennikarze zapowiadali już po usłyszeniu relacji z wewnętrznego sparingu. Pisali, że Asensio wrócił w znakomitej formie i wręcz unosi się nad boiskiem.

"Tak wraca crack!" - napisała dzień po meczu "Marca". A Hiszpan już na boisku w pomeczowej rozmowie z "Movistar" tłumaczył, jak ważny był to wieczór. - Miałem olbrzymie chęci, żeby wrócić. To była wielomiesięczna, ciężka praca. Gdy strzeliłem tego gola, czułem wiele emocji. Satysfakcja była wielka, bo za tym golem i powrotem stoi ogrom ciężkiej pracy. Najważniejsze, że wygraliśmy i jestem gotowy na końcówkę sezonu.

Dzięki wygranej nad Valencią Real wciąż traci do FC Barcelony dwa punkty. Do końca sezonu pozostało dziewięć meczów. - Cóż, przed nami dziewięć finałów, które musimy wygrać. Skupiamy się już na meczu z Realem Sociedad - komentował Asensio. To spotkanie odbędzie się w niedzielę o godz. 22. Wcześniej - w piątek - Barcelonę czeka trudny mecz z trzecią w tabeli Sevillą.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.