Po odejściu Cristiano Ronaldo do Juventusu w 2018 roku Bale miał zostać nowym liderem zespołu, ale oczekiwaniom działaczy i kibiców nie sprostał. Jak zwykle pojawiły się kontuzje, które są zmorą piłkarza od początku jego przygody w Hiszpanii, dodatkowo problemem był również brak zaangażowania. Kiedy na ławkę trenerską Królewskich wrócił kilka miesięcy później Zinedine Zidane, wydawało się, że Walijczyk pożegna się wkrótce z Madrytem. To w końcu sam Francuz doradzał sprzedaż Bale'a pod koniec swojego pierwszego etapu w roli szkoleniowca madrytczyków.
Ubiegłego lata pojawiła się oferta z Chin. Zawodnikowi proponowano wielkie pieniądze, ale sam Real na całej transakcji miał zarobić grosze. Ostatecznie transfer nie doszedł do skutku, i to mimo słów Zidane'a na jeden z konferencji prasowych, kiedy to wprost stwierdził, że najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich zainteresowanych stron będzie odejście Bale'a.
WIDEO: Ekstraklasa traci gwiazdy. "Niedługo wrócą i będziemy ich witali z honorami"
Walijczyk, choć świadomy tego, że u Francuza nie będzie kluczową postacią, postanowił nie szukać dla siebie nowego klubu. W Realu ma wysoki kontrakt, a do tego lubi życie w Madrycie, podobnie jak jego rodzina. Nigdzie w Europie nie będzie mu wygodniej i jest on raczej tego świadomy.
Wątpliwości co do przyszłości piłkarza rozwiał teraz także sam Zidane. - Gareth zostanie z nami do 2022 roku. Tak powiedział jego agent, takie jest też życzenie samo zawodnika. Czy to problem? Nie, ja liczę na Garetha i wiem, ile może nam dać jako piłkarz - powiedział trener Królewskich na sobotniej konferencji prasowej przed ligowym meczem z Osasuną.
Wypowiedź Zidane'a ciężko jednak traktować inaczej niż jako zwykłą kurtuazję. Latem jasno dał do zrozumienia, że Bale nie jest mu potrzebny. To, że skrzydłowy na 33 możliwe mecze w tym sezonie zagrał 15, z czego 6 w pełnym wymiarze czasowym, wiele mówi o roli Walijczyka w drużynie.