Derby Madrytu zapowiadano pojedynkiem Zinedine’a Zidane’a i Diego Simeone. Trenerów tak od siebie różnych, że aż proszących się o takie zestawienie. Mają zupełnie inne temperamenty: Francuz klaszcze po golu dającym prowadzenie w derbach, jakby to była piąta bramka w mało prestiżowym meczu. Argentyńczyk i bez gola skacze przy ławce rezerwowych tak, że sędzia, by wprowadzić spokój musi sięgnąć po żółtą kartkę. Inaczej się wypowiadają, inaczej postrzegają futbol i inaczej w niego grali. Gdy kibice Realu zaczęli sarkastycznie śpiewać: "Simeone zostań", on zareagował - klaskał i zachęcał, by krzyczeli głośniej. Na prowokacje odpowiedział prowokacją. Zidane od razu po meczu schował się w tunelu, by w centrum uwagi zostali tylko jego piłkarze.
Mimo że Simeone ma ponad dwukrotnie większe doświadczenie niż Zidane, sobotni pojedynek przy linii przegrał z kretesem. Francuz wyszedł na to spotkanie z podniesioną gardą - bez klasycznych skrzydłowych, za to z aż pięcioma środkowymi pomocnikami. A gdy już zobaczył na co stać Atletico, nie czekał ze zmianami. Tuż po przerwie na boisko weszli Vinicius Junior i Lucas Vazquez. Real dostał skrzydeł. Dosłownie i w przenośni, bo nagle zaczął grać szybciej, odważniej i - paradoksalnie - bezpieczniej w defensywie. Zabrał rywalom piłkę i nie dopuszczał do groźnych okazji, przestał popełniać błędy, które w pierwszej połowie o mały włos nie doprowadziły do straty bramki. Wyglądało to tak, jakby po zmianie stron rozpoczął się inny mecz.
Nie minął kwadrans, a Vinicius znakomitym prostopadłym podaniem do Ferlanda Mendy’ego rozpoczął akcję bramkową. I za to też trzeba pokłonić się Zidane’owi. Po pierwsze, to on sprowadził Mendy’ego do Realu. Wypatrzył go w lidze francuskiej i uparł się, że to on, a nie chwalony po poprzednim sezonie Sergio Reguilon ma odciążyć Marcelo. Po drugie, to Zidane sprawił, że głowa Viniciusa coraz częściej nadąża za szybkimi nogami. Okiełznał ten brazylijski chaos na indywidualnych zajęciach. Gol z Realem Zaragozą i podanie w derbach pokazują, że coraz lepiej u niego z wykończeniem i myśleniem na boisku, a więc tym, co dotychczas najbardziej irytowało.
Chwilę po podwójnej zmianie Zidane, Simeone ściągnął z boiska Alvaro Moratę - jedynego napastnika jakiego miał w kadrze i jednego z najlepszych zawodników pierwszej połowy. Co podyktowało tę zmianę nie wiadomo do tej pory, bo nie pojawiła się żadna informacja o kontuzji. Prawdopodobnie była to niczym niewymuszona decyzja trenera. Sześć minut po tej zmianie Real strzelił gola, a Atletico nie miało kim odpowiedzieć. Przez ponad pół godziny, które zostało do końca meczu nie oddało nawet celnego strzału na bramkę Thibauta Courtoisa.
Zresztą, Atletico przez całe spotkanie tylko raz uderzyło celnie. W lidze hiszpańskie są jednak trzy zespoły pod tym względem gorsze. Mecze z Realem kończyły bez ani jednego celnego strzału. To Real Valladolid, Sevilla i Osasuna. - Uporządkowanie gry w defensywie daje nam spokój i pozwala lepiej atakować - mówi Zidane. Z ostatnich dziesięciu meczów Królewscy aż siedem kończyli z czystym kontem. Po 22 ligowych spotkaniach mają tylko 13 straconych goli. To wynik historyczny, najlepszy od sezonu 1987/1988. Taka postawa w defensywie doprowadziła do tego, że Real jest niepokonany od 19 października, czyli od dwudziestu meczów. O zeszłym sezonie, w którym dziurawa obrona była największą bolączką, nikt już na Santiago Bernabeu nie pamięta. O tym, że ręcznik powieszony na poprzeczce miałby być skuteczniejszy niż Courtois, tym bardziej.
- Wiemy, że jeśli zachowamy czyste konto, do wygranej wystarczy nam tylko jeden gol - mówił belgijski bramkarz po meczu z Realem Valladolid. To oczywistość, ale kolejne mecze Królewskich wyglądają tak, jakby piłkarze cały czas grali z tą myślą. Z taką właśnie pewnością, że jeśli gola nie stracą, to na pewno wygrają, bo z przodu zawsze coś do siatki przecież wpadnie. W tym sezonie gole dla Realu strzelało już osiemnastu piłkarzy. Wszyscy z wyjątkiem bramkarzy, Edera Militao, Marcelo, Mendy’ego i Mariano Diaza. Gdy Zidane powtarzał na konferencjach, że nie ma najważniejszego piłkarza, bo najważniejszy jest cały zespół, wielu brało to za przesadną poprawność. Tymczasem on wcielił to w życie. Piłkarzem meczu z Atletico został wybrany Fede Valverde. Ale w czym był lepszy od Karima Benzemy, strzelca jedynego gola, asystującego mu Mendy’ego czy od Viniciusa, który przyspieszył ten mecz? Real nie ma dziś jednego bohatera, jak miał Cristiano Ronaldo podczas pierwszej kadencji Zidane’a.
Mimo to, jest liderem, który rośnie. Rozwija się po fatalnym okresie przygotowawczym i przeciętnym początku sezonu. Niweluje błędy, nakłada presję na Barcelonę, rozwija kolejnych piłkarzy i wygrywając czeka na powrót tego najważniejszego - Edena Hazarda, wciąż niewykorzystanego po letnim transferze. Pojawił się z lekką nadwagą. Gdy był już w formie, drużyna grała kiepsko. A gdy zaczynała grać lepiej, jego wyeliminowała kontuzja. Już zaczął trenować, więc lada chwila wróci. Do znacznie lepszej drużyny.
Nie sposób w tym wszystkim przeoczyć Zidane’a. Francuz rozwiązuje kolejne problemy: odzyskał Lukę Modricia, który wydawał się już piłkarzem wypalonym. Jeszcze raz postawił na Isco, którego żegnała większość kibiców. Sprzedał Marcosa Llorente, a zostawił Fede Valverde. Ich bezpośrednie starcie w środku pola w derbach dobitnie pokazało, że miał rację. Rezerwowymi wygrywa w pucharze, a podstawowymi piłkarzami w lidze. W meczu z Realem Valladolid z konieczności postawił na Nacho Fernandeza, on strzelił jedynego gola w meczu. W dodatku później przyznał, że to Zizou kazał mu wyjątkowo zbiec na bliższy słupek i stamtąd zaatakować dośrodkowaną piłkę. Jeśli jeszcze odblokuje Lukę Jovicia, trzeba będzie mówić, że jest cudotwórcą.
Otoczył się znakomitymi fachowcami, m.in. Gregorym Dupontem od przygotowania fizycznego, dzięki któremu Real w drugiej połowie meczu z Atletico wydawał się mieć więcej sił niż na początku. Za jego pierwszej kadencji, mówiło się, że słabo analizuje mecze i nie trafia ze zmianami. Wprowadza nie tych piłkarzy, sięga po nich za późno albo za wcześnie. Tymczasem to właśnie zmianami wygrał ostatnie cztery mecze. Jako trener rozwija się równie szybko jak jego zespół.
Pobierz aplikację Football LIVE na Androida
Aplikacja Football LIVE Sport.pl