Właściciel klubu zwolnił trenera, bo ten zdobył tytuł. Polska? Nie, Hiszpania!

Trener Marcelino przekonuje, że został zwolniony z Valencii za to, że wygrał Puchar Hiszpanii. Już bez niego mentalnie rozbita drużyna "Nietoperzy" przegrała z Barceloną 2:5. - Jest jak jest - podsumowano zamieszanie w Valencii na klubowym profilu na Twitterze.
Zobacz wideo

Valencia przegrała w sobotę na Camp Nou z Barceloną 2:5, pozostawiając po sobie bardzo kiepskie wrażenie. Piłkarze gości długimi fragmentami meczu wyglądali na nieobecnych. Jakby ich myśli nie były przy spotkaniu rozgrywanym w Katalonii, ale gdzieś zupełnie indziej. Nic dziwnego - w końcu dwa dni wcześniej właściciel klubu Peter Lim postanowił niespodziewanie/spodziewanie (niepotrzebne skreślić) zwolnić ich ukochanego trenera Marcelino. Trenera, dzięki któremu awansowali dwa razy do Ligi Mistrzów, a w maju zdobyli Puchar Hiszpanii - pierwsze trofeum Valencii od 11 lat.

Rozbici mentalnie

Totalny bałagan w klubie musiał odbić się na duchu drużyny. Piłkarze „Nietoperzy” przegrali spotkanie z Barceloną jeszcze w szatni. Mentalnie nie dojechali na mecz. Nie dlatego, że rywal był wybitnie mocny, bo przecież bez Leo Messiego Blaugrana w ostatnich siedmiu spotkaniach wygrała tylko raz. Goście zostali upokorzeni 2:5, bo musieli mierzyć się przede wszystkim z własnymi problemami. Przegrywali 0:2 już po 7 minutach. Żaden z piłkarzy z Mestalla nie zagrała na poziomie, do którego przyzwyczaił. Zagubiony był w środku pola Dani Parejo, który tuż po zwolnieniu Marcelino napisał do niego: „Jestem pewny, że gdziekolwiek trafisz, pójdzie ci świetnie. Jeśli tylko pozwolą ci pracować”.

Rozkojarzeni byli także obrońcy Ezequiel Garay i Gabriel Paulista, których dwa razy młodszy Ansu Fati co rusz ośmieszał. Przy trzecim golu dla gospodarzy błąd popełnił Jasper Cillessen - tego wieczoru wyjątkowo niepewny, a przecież przeciwko byłemu klubowi chciał się tak dobrze pokazać. Nie mógł, bo on i jego koledzy zostali rozbici mentalnie przez singapurskiego właściciela zwolnieniem szkoleniowca, za którego gotowi byli rzucić się w ogień. Gdy w lipcu media informowały o konflikcie na linii właściciel Valencii Peter Lim - dyrektor sportowy Mateu Alemany i trener Marcelino, kapitanowie drużyny (Dani Parejo, Rodrigo Rodrigo, Jose Gaya, Geoffrey Kondogbia) chcieli lecieć do Singapuru. Zamierzali tam przekonywać Lima do pozostawienia  wspomnianej dwójki, dzięki której zespół odbudował się w ostatnich dwóch sezonach.

Właściciel zwolnił trenera, bo ten zdobył tytuł?

Kryzys wybuchł jednak wcześniej niż w lipcu, o czym powiedział sam Marcelino na pożegnalnej konferencji prasowej. 54-letni szkoleniowiec przekonywał, że to zdobycie Pucharu Króla przez jego zespół było punktem zapalnym w relacjach z właścicielem. Valencia w końcówce zeszłego sezonu walczyła zażarcie o awans do Ligi Mistrzów, rywalizując jednocześnie w rozgrywkach o Puchar Hiszpanii. Singapurski właściciel miał być wściekły, że trener i piłkarze nie odpuścili Pucharu Króla, by skupić się wyłącznie na uzyskaniu czwartego miejsca dającej prawo gry w Champions League. - Jego zdaniem były to nieistotne rozgrywki, w których udział mógł utrudnić walkę o czwarte miejsce w lidze. Pucharowy mecz z Getafe przywrócił nam wiarę i był kluczowy także w kontekście rywalizacji o Ligę Mistrzów - stwierdził Marcelino. I dodał: Kiedy 19 czerwca przybyłem do Singapuru, Lim pogratulował mi awansu do Ligi Mistrzów, a nie zdobycia pucharu. Możecie wyobrazić sobie moje zdumienie. To oczywiste, że wyniki nie były przyczyną mojego zwolnienia.

Jorge Mendes chce większych wpływów

Kibice Valencii są przekonani, że Peter Lim zadział w ten sposób na szkodę klubu. Trudno się z tym nie zgodzić. Zwolnił trenera, który nie tylko znów awansował do Ligi Mistrzów, ale także wywalczył trofeum i to w setną rocznicę założenia klubu z Mestalla. Na miejsce Marcelino zatrudniono Alberta Celadesa, który nie ma doświadczenia w piłce klubowej. Pracował głównie przy juniorskich reprezentacjach Hiszpanii. To wybór nieprzypadkowy z dwóch powodów. Oficjalnie dlatego, że Lim miał pretensje do Marcelino, że za mało stawia na wychowanków i młodych piłkarzy. Wiadomo jednak, że agentem Celadesa jest bliski współpracownik najpotężniejszego agenta na świecie Jorge Mendesa. Portugalczyk z kolei to przyjaciel singapurskiego właściciela Valencii. Przed przyjściem Alemany’ego i Marcelino Mendes miał na Mestalla aż 15 swoich piłkarzy. Dziś już tylko dwóch i żąda większych wpływów.

Zarzuty wobec byłego już szkoleniowca o niestawianie na młodych zawodników są kuriozalne. - W ciągu dwóch lat dwukrotnie awansowałem do Ligi Mistrzów. W tym czasie zadebiutowało pięciu wychowanków. Ferran Torres jest najmłodszym piłkarzem w historii Valencii, który rozegrał 50 oficjalnych spotkań. Wszystkie ze mną jako trenerem. Kiedy tu przybyłem Jose Gayà występował w reprezentacji do lat 21. Dziś to zawodnik z absolutnego topu. Carlos Soler za mojej kadencji stał się ważnym zawodnikiem pierwszego składu. Kangin Lee zadebiutował i jest w czołówce ligi jeśli chodzi o rozegrane minuty w jego wieku. To jest rzeczywistość - wyliczał Marcelino na ostatniej konferencji.

„Jest jak jest” na klubowym Twitterze

Valencia w czasie dwuletniej kadencji Marcelino ani razu nie straciła pięciu goli w jednym meczu (tylko dwa razy cztery: 1:4 z Realem Madryt i 2:4 z Arsenalem Londyn). Bez niego stało się to już w pierwszym spotkaniu na Camp Nou. We wtorek może być równie ciężko, bo „Nietoperze” zagrają w Lidze Mistrzów na Stamford Bridge z Chelsea Londyn. Próżno szukać optymizmu po ostatnim zamieszeniu w klubie z Mestalla, czego dowodem jest także wpis na klubowym koncie Valencii po porażce z Barceloną: „Cierpieliśmy, ale musimy się zjednoczyć. Żadnych walk, żadnych kłótni, które tylko nas niszczą. Jest jak jest.” To ostatnie zdanie zabrzmiało jak odwołanie się do piosenki Pawła Kukiza i Jana Borysewicza: „Bo tutaj jest jak jest, po prostu. I ty dobrze o tym wiesz.”

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.