Odchodzi dyrektor, a z nim całe zło? Duże zmiany we władzach Barcelony

Barcelona oficjalnie ogłosiła odejście Pepa Segury, a jej kibice zareagowali tak, jakby razem ze swoimi rzeczami z gabinetu miał spakować i zabrać wszystkie problemy: nieudane transfery, zaniedbaną La Masię, zepsute relacje z piłkarzami i podziały w zarządzie. Jego obowiązki mają przejąć Eric Abidal i Patrick Kluivert.
Zobacz wideo

Dyrektorem generalnym Barcelony został niemal równo dwa lata temu i szybko okazało się, że nie jest stworzony do tej roli. Popadał w konflikty z piłkarzami - w tym z najważniejszymi, m.in. Gerardem Pique, nie potrafił dogadać się z członkami zarządu, pogłębiał podziały. Często zarzucano mu, że nie rozumie filozofii Barcy i kształtowanego przez lata credo. Znamienne, że mający zaopiekować się zaniedbaną akademią Patrick Kluivert, zaraz po przyjściu do klubu mówił o konieczności przywrócenia filozofii Johana Cruyffa. Segura o niej zapomniał: wolał piłkarzy silnych niż technicznych, dopływ wychowanków do pierwszej drużyny zatrzymał się na Sergim Roberto, a podsumowaniem jego kadencji było odejście Xaviego Simonsa do PSG i przepuszczenie Takefusy Kubo, który zamiast z powrotem do Barcelony, trafił do Realu Madryt.

Segura musiał odejść

Stanowisko, które zajmował Segura, jest w Barcelonie przeklęte od lat. Co kilka lat ktoś podaje się do dymisji, jest zwalniany lub, jak w jego przypadku, rozstaje się za porozumieniem stron. W ostatnich latach funkcję Segury sprawowali: Andoni Zubizarreta, Raul Sanllehi, Albert Soler, Robert Fernandez, Javier Bordas i komitet: Jordi Mestre, Carles Rexach, Ariedo Braida. Pod Segurą stołek chwiał się od dawna, ale przełomem było odejście na początku lipca Jordiego Mestre, wiceprezesa Barcelony, który był jego przyjacielem i największym zwolennikiem. W zarządzie sporo było podziałów choćby dotyczących transferów: Javier Bordas i Xavier Vilajoana, odpowiedzialni za kwestie sportowe oraz Silvio Elias od spraw ekonomicznych i rozwoju głośno sprzeciwiali się odejściom Denisa Suareza, Jaspera Cillessena czy Andre Gomesa. Sprzeczano się o sprowadzenie Antoine’a Griezmanna, który zdaniem ww. trójki przed rokiem zakpił z klubu i urządził niegodny Barcy teatrzyk. - Segura stał się kozłem ofiarnym, bo postrzegano go jako przeciwnika tradycji klubu i krytykowano za stawianie na fizyczność, kosztem techniki - pisze kataloński "Sport". Sprowadzenie Malcoma, Jeisona Murillo i Kevina-Prince'a Boatenga to jego autorskie pomysły.

Segura pracę w Barcelonie zaczął w 2002 roku jako pomocnik Lorenzo Ferrery w drużynach młodzieżowych. Później był jego asystentem w rezerwach Barcy. Razem odeszli, by pracować w lidze greckiej, a następnie Pep wrócił do młodzieżowego futbolu i objął drużynę U-18 Liverpoolu. Po kilku latach został szefem tamtejszej szkółki, a w Barcelonie znów pojawił się w 2015 po wygranych wyborach przez Josepa Bartomeu. Dwa lata później został jednym z najważniejszych ludzi w klubie i miał odpowiadać za współpracę La Masii z pierwszym zespołem.

Poległ na najlepiej znanym sobie gruncie. O wielu problemach trapiących znakomitą niegdyś szkółkę pisaliśmy kilka tygodni temu, jednak w ostatnich dniach uwaga hiszpańskich mediów koncentrowała się na odejściu kilku bardzo dobrze rokujących zawodników. Mateu Morey i Sergio Gomez są już w Borussii Dortmund, Eric Garcia i Adrian Bernabe w Manchesterze City, a Dani Olmo, gwiazda młodzieżowych mistrzostw Europy do lat 21, kilka lat temu odszedł do Dinama Zagrzeb. Najgłośniej komentowano jednak odejście Xaviego Simonsa. Z kilku powodów: zdążył już dostać łatkę "nowego Iniesty", ma blisko dwa miliony obserwujących na Instagramie, podpisany kontrakt z Nike i Mino Raiolę jako agenta. Wcale nie poszło o kwestie finansowe, a o drogę rozwoju. W PSG jest zdecydowanie bliżej pierwszej drużyny i nie grozi mu utknięcie w rezerwach. Ma podążać drogą Adriena Rabiota (debiutował mając 17 lat) i trafić na stałe do pierwszej drużyny w ciągu sezonu lub dwóch. W Barcelonie od kilku lat jest to niemożliwe, bo nawet jeśli wychowankowie debiutują, to często po kilku meczach znów tkwią w rezerwach. I o ten brak poważnych szans dla wychowanków zarząd miał do Segury olbrzymie pretensje, więc zaproponował ściągnięcie do klubu Patricka Kluiverta, który miał przejąć jego kompetencje w zakresie opieki nad wychowankami. Według "Mundo Deportivo", Segura zareagował złością, nie zgodził się na ograniczenie dotychczasowych kompetencji i zapowiedział, że jeśli Holender rzeczywiście wróci na Camp Nou, to on poda się do dymisji. Nikt nawet nie próbował odwieść go od tego pomysłu.

Odszedł skompromitowany tym, co stało się z Takefusą Kubo, wychowanym w szkółce Barcelony Japończykiem, który jednak w 2015 roku musiał opuścić La Masię ze względu na sankcje nałożone przez FIFA. Wszyscy myśleli wówczas, że wróci, gdy skończy 18 lat. Ale Barcelona, a właściwie Segura, popełnił błąd. Zdaniem "AS-a", który anonimowo przytacza wypowiedzi trenerów z akademii, "największy błąd od wielu lat". Pojawiają się sprzeczne informacje, dlaczego Barcelona nie ściągnęła Kubo do siebie. I obie wersje nie świadczą dobrze o dyrektorze generalnym. Pierwsza zakłada, że Segura oparł się na informacjach transfermarkt.de, że kontrakt piłkarza z FC Tokio wygasa dopiero za rok i dlatego nie złożył swojej oferty. Mówi się też, że Barcelona skontaktowała się z agentem Kubo, ale uznała, że ten oczekuje zbyt wielkich pieniędzy. Real Madryt szczegóły jego umowy sprawdził sam, zaproponował pięcioletni kontrakt i zarobki 1,2 miliona euro rocznie. A trenerzy w La Masii mogli tylko rwać włosy z głowy. Zaskoczyło ich też to, co Segura zrobił kilka dni później, gdy ściągnął do szkółki dwóch zupełnie nieznanych holenderskich piłkarzy, w tym syna agenta Frenkiego de Jonga i podpisał kontrakt z innym Japończykiem - Hirokim Abe, zdaniem specjalistów, mniej utalentowanym niż Kubo i po raz pierwszy wyjeżdżającym grać za granicą. Kubo przez kilka lat w La Masii opanował hiszpański i kataloński i gdyby wrócił, od razu miałby łatkę "swojego". Jego sytuacja jest w klubie podawana jako przykład odejścia od tradycyjnego zarządzania akademią.

O skali irytacji zarządu najlepiej świadczy, że Segura i Mestre odeszli z klubu w samym środku okna transferowego. Przy niedopiętym transferze Neymara, braku zastępcy dla Jordiego Alby i bez wyprzedania zawodników z Barcy B, której kadra liczy 35 piłkarzy. Zdaniem "Sportu" prezesowi Bartomeu na początku negocjacji z Segurą zależało, by pozostał na stanowisku do końca okna transferowego i dokończył swoje sprawy. Naciski ze strony zarządu nie pozwoliły im się dogadać.

Byli piłkarze Barcelony mają rozwiązać problemy

Stanowisko Segury najprawdopodobniej zostanie zlikwidowane, a kompetencjami podzielą się Eric Abidal, który zajmie się sprawami pierwszej drużyny, i Patrick Kluivert, odpowiedzialny za akademię. Dla Holendra to pierwsza praca w tym charakterze. Od zakończenia kariery piłkarskiej w 2008 roku pracował m.in. jako asystent trenera w NEC Nijmegen i reprezentacji Holandii, trener młodzieży w Twente. W PSG był dyrektorem sportowym, w reprezentacji Curacao doradcą strategicznym, a w ostatnim czasie pomagał Clarencowi Seedorfowi w Kamerunie. Po odpadnięciu z Pucharu Narodów Afryki pożegnali się z reprezentacją. - Dorastałem w akademii Ajaxu, która jest bardzo podobna do La Masii. Myślę, że z tego względu mogę wiele zrobić dla rozwoju młodych piłkarzy Barcy - mówił Kluivert na swojej prezentacji.

Spekuluje się, że to nie koniec zmian w strukturach Barcy. Na wylocie z klubu mają też być Guillermo Amor, dyrektor ds. relacji instytucjonalnych i pracujący w akademii Jose Mari Bakero. Tak liczne zmiany są pokłosiem licznych problemów. Łatwiej jednak zwolnić pracowników niż uporać się z kłopotami, które po nich zostały.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.