Antoine Griezmann zarobi mniej w Barcelonie. Zaskakujące kwoty związane z transferem

Odejście z Atletico Antoine'a Griezmanna ma szanse na dłużej pozostać w pamięci kibiców. Szczególnie tych, co lubią filmy. Sportowa strata bohatera Madrytu, cierpienia jednostki, chęć sukcesów i starania o światową gwiazdę przez innych już zostały zekranizowane. Możliwe są kolejne części hiszpańsko - francuskiej produkcji.

Dobre czy może bardziej długo wyczekiwane filmy mają to do siebie, że ich bohaterowie powracają w kolejnych częściach. Kibice Atletico Madryt drugiej odsłony swojego hitu woleliby raczej tak szybko nie dostać. Wiąże się ona bowiem z pożegnaniem jednego z ich ulubionych aktorów. Antoine Griezmann, który 11 miesięcy wcześniej w filmowej konwencji ogłosił, że zostaje w Madrycie, teraz ze smutkiem wyznał przed kamerą, że chce nowych wyzwań. Trudno to odebrać jako niespodziewany i sensacyjny zwrot akcji. Piłkarz sprawiał wrażenie jakby ostatnio w Madrycie się męczył. Końcówka jego przygody z klubem wyglądała jednak jak mydlana opera, która jeszcze chwilę może potrwać. Po jej finale główny bohater ma być jednak uśmiechnięty, z problemami może zostać jego dotychczasowy klub, a nowy cieszyć się z losu otrzymanego na loterii.

Zobacz wideo

Transfer przed kamerami

Przed mundialem 2018 niemal cała piłkarska Hiszpania zastanawiała się czy Griezmann zostanie w Madrycie? Media huczały od plotek, pojawiały się nowe domysły, piłkarz milczał. W końcu zapowiedział, że swą decyzję przekaże za pośrednictwem filmu. Żeby się przekonać czy dalej będzie strzelać gole dla Atletico trzeba było obejrzeć ponad pół godzinną produkcję zatytułowaną “La Decision”, którą wyemitowała jedna z telewizji. Obraz stworzyło Kosmos Studio należące do… Gerarda Pique, jednej z gwiazd FC Barcelona. Co ciekawe zwiastun filmu nakręcono w dwóch wersjach - zakładającej pozostanie i pożegnanie z klubem.

Po obejrzeniu dokumentu, kibice Atletico odetchnęli z ulgą. Zły był natomiast prezes Barcelony Josep Maria Bartomeu, któremu wydawało się, że będzie wtedy w stanie sprowadzić piłkarza na Camp Nou. Radość jednych, smutek drugich, scenariusz mało oryginalny.

11 miesięcy po tych wydarzeniach historia zatoczyła koło, choć inna jest sceneria wydarzeń i finał opowieści, a także emocje u dwóch stron. Tym razem Griezmann już nie w swym domu z rodziną czy na pokładzie samolotu, a na szarej ścianie budynku tłumaczył fanom:

“Zdecydowałem się na nowe wyzwania. To trudna decyzja, ale jestem przekonany, że jest mi potrzebna. Dziękuję wam za wspieranie mnie przez 5 lat, będę zawsze o was pamiętał. Nie jest łatwo piłkarzowi wyrażać swoje emocje. To było wspaniałe 5 lat. Mam was w sercu” - przekazał fanom tłumacząc swoje motywy rozstania z Wanda Metropolitano. Tym razem zajęło mu to 120 sekund, a produkcja była niskobudżetowa choć równie popularna. W licznych kopiach na YouTubie już obejrzana została przez miliony. Wątek finansów też jest w niej ciekawy.

Przed premierą filmiku piłkarz spotkał się z władzami klubu. Jak donoszą media Miguel Angel Gil Marin, (dyrektor generalny), Andrea Berta (dyrektor sportowy) i trener Diego Simeone nie próbowali go zatrzymywać. Wiedzieli, że decyzja jest nieodwołalna i

przeczuwali, że wcześniej w związku z nią podjęto już pewne kroki. Chcieli być jednak pewni. Oficjalnego wyjaśnienia sytuacji przed ostatnim meczem życzyli sobie też koledzy Francuza z szatni. Być może chcieli przyszykować się na jakieś pożegnanie z okazji kończącego sezon starcia z Levante (18 maja na wyjeździe). Teraz wszyscy mają już w temacie klubowych rozterek Griezmanna jasność.

Mniej zarobi, więcej wygra

Jego negocjacje z Barceloną są już ponoć bardzo zaawansowane. Według niektórych źródeł projekt transferu był gotowy 31 marca. Dwa tygodnie po tym jak Atletico odpadło z Ligi Mistrzów z Juventusem. Po wygranej w pierwszym meczu 2:0, w Turynie Hiszpanie dostali zimny prysznic. Przegrali 0:3. Na początku kwietnia po porażce na Camp Nou 0:2 ekipie Simeone odjechał też tytuł mistrza kraju. Griezmann chodził w tym czasie mocno przybity, a agenci z Katalonii dwoili się i troili, by ostatecznie przekonać go do przeprowadzki. To był ten sam czas, w którym było już pewne, że do Monachium przejdzie Lucas Hernandez, a ustalane były też przenosiny z Madrytu innego ważnego dla Atletico piłkarza - Diego Godina (w maju potwierdzono jego transfer do Interu Mediolan). Griezmann czuł, że jeśli chce wygrać jakieś poważniejsze niż Superpuchar Hiszpanii czy puchar Ligi Europy klubowe trofeum czas wykonać transferowy ruch.

Ruch, który wcale nie wyjdzie mu lepiej z punktu widzenia ekonomicznego. Według doniesień mediów w Barcelonie dostanie 17 mln euro, o 4 mniej niż zarabiał w Madrycie. Dłuższy o rok ma być za to jego kontrakt, który będzie obowiązywał do 2024 roku. Do podpisania umowy ma dojść 1 lipca, gdyż wtedy klauzula za jego wykupienie spadnie z 200 do 120 mln euro. Francuz stara się by po jego transferze, jeśli to w ogóle możliwe, zadowoleni byli wszyscy. Historia ma mieć happy end. Swoje dostanie też jego poprzedni klub Real Sociedad. Do jego kasy może wpłynąć 20 proc. powyższej sumy, czyli 24 mln euro. Zadowoleni jednak wszyscy być nie mogą.

Dla Barcelony, która niedawno odpadła z Ligi Mistrzów po dwumeczu z Liverpoolem, Griezmann na pewno jest zwrotem w lepsze czasy, pożądanym ruchem marketingowym i dobrym interesem. Przechwycenie za 120 mln króla strzelców Euro 2016 i mistrza świata z 2018 roku, jednego z najlepszych piłkarzy globu, to przy transferach Philippe Coutinho (za około 150 mln euro) czy Ousmane’a Dembele (za około 140 mln) to w teorii zakup promocyjny. Tym bardziej, że rok temu uniwersalnego napastnika chciał Manchester United czy Bayern Monachium, a jak donosi prasa francuska w maju w Paryżu z jego francuskim adwokatem i siostrą spotkał się dyrektor sportowy PSG Antero Hernique. Nie były to rozmowy towarzyskie. Paryżanie też chcieliby ponoć nakręcić film z jego udziałem. Najlepiej jak zakłada koszulkę mistrzów Francji i wchodzi na Parc des Princes.

Francuz odżyje, Atletico nabierze wody?

Co oznacza rozstanie Francuza z Madrytem? Sam piłkarz zapewne nieco odżyje.W tym sezonie od miesiąca gra już z myślą, że nic nie wygra. Dziennikarze zauważają, że przygasł. Robi to, czego wymaga Simeone w defensywie, z przodu dostarcza kolegom dobre piłki, ale nie błyszczy. Od 23 kwietnia nie strzelił gola. W sumie w La Liga ma ich na koncie 15, najmniej odkąd jest w Madrycie. To daje mu dopiero ósmą lokatę w klasyfikacji strzelców. Fani zastanawiali się dlaczego z tego ostatniego, kwietniowego trafienia nie cieszył się - jak to miał w zwyczaju - wraz z nimi, a ściskał z kolegami z drużyny. Niektórzy jasnowidzowie już wtedy odczytali to jako zły znak i sygnał, że ich bohater jest gdzie indziej. Zresztą od pewnego czasu unikał też rozmów z dziennikarzami. Jego nagranie z ogłoszeniem decyzji o rozstaniu było właściwie pierwszym większym publicznym komentarzem od 3 miesięcy. Rok temu o tej samej porze skakał ze szczęścia i imponował formą w finale Ligi Europy, kiedy (przed w dużej mierze francuską publicznością) w Lyonie wbijał Marsylii dwa gole, a chwilę później całował puchar. Plan na triumf Atletico miało także i teraz, tylko już w swoim mieście, gdzie rozgrywany będzie finał Champions League. Elitarne rozgrywki skończyło jednak dla na 1/8 finału i wspominanej dramatycznej potyczce z Juventusem.

Teraz o sukcesy może być Atletico trudniej, a Diego Simeone stanął przed procesem rozmontowywania jego ekipy. Po pierwsze zmieni mu się jej cała defensywa. Klub nie przedłuża umów Juanfranem, Filipe Luisem i wspominanym już kapitanem drużyny Diego Godinem, który przechodzi do Mediolanu, a do tego mamy jeszcze stratę Hernandeza. Defensywnym pomocnikiem Rodrim interesuje się natomiast Manchester City,ale ponoć także sama Barcelona, czy Bayern. Pytanie też, jak Simeone będzie chciał wypełnić lukę po człowieku, który przez 4 lata zapewnił mu w sumie 133 gole i 50 asyst? To musi być postać na poważne i mocne kino. Inaczej fani pomyślą, że jedyna produkcja, której można się spodziewać w Madrycie będzie podobna do pewnego dłuższego filmu Jamesa Camerona.

Więcej o:
Copyright © Agora SA