Karim Benzema - to będzie jego sezon? Real Madryt odzyskuje najlepszą wersję swojej "dziewiątki"

Karim Benzema - do niedawna wyszydzany i typowany na jedną z pierwszych ofiar letniego wietrzenia szatni Realu Madryt. Zamiast na Roberta Lewandowskiego, Mauro Icardiego czy Harry'ego Kane'a, których media najczęściej wymieniały wśród kandydatów na nowego napastnika Los Blancos, działacze ze stolicy Hiszpanii ponownie postawili jednak na Benzemę. Pierwsze tygodnie sezonu 2018/2019 pokazują, że mieli rację.

Na początku tego roku wydawało się, że dni Benzemy na Estadio Santiago Bernabeu są już policzone. Pod względem liczb rozgrywał swój najgorszy sezon w karierze (finalnie w lidze zdobył zaledwie 5 goli w 32 meczach), a madryckich działaczy przestały przekonywać zapewnienia Zinedine’a Zidane’a, że na boisku jego rodak ma inne zadania. – Moja pozycja to nie tylko bramki, mam inną wizję futbolu. Nowoczesny środkowy napastnik powinien podawać, ruchem zabierać ze sobą obrońców, asystować  – bronił się wtedy Benzema, odpowiadając na zarzuty dziennikarzy i kibiców o brak skuteczności. I choć umiejętności tworzenia wolnych przestrzeni kolegom z ataku nikt mu nigdy nie odmawiał, od „dziewiątki” w Realu Madryt wymaga się po prostu więcej. Nawet kiedy ma u boku takiego snajpera jak Cristiano Ronaldo.

Hiszpańska „Marca” twierdziła wówczas, że Francuz jest jednym z kilku graczy, którzy walczą o być albo nie być w klubie. Jego przyszłość w stolicy po raz pierwszy, odkąd w 2009 roku przeniósł się do Madrytu z Lyonu, była poważnie zagrożona i nie zmieniał tego nawet fakt, że był pupilkiem Florentino Pereza (prezes osobiście nadzorował jego transfer do Realu i zawsze darzył go wyjątkową sympatią). Benzema zaczął się jednak stopniowo odbudowywać. W lidze w drugiej części sezonu wciąż co prawda strzelał rzadko, ale od stycznia do maja zaliczył aż osiem asyst, będąc w klasyfikacji ostatnich podań jednym z czołowych zawodników hiszpańskiej ekstraklasy. Do siatki trafiał za to w Lidze Mistrzów, w dodatku w najważniejszych momentach. Najpierw dwukrotnie wpisał się na listę strzelców w rewanżowym meczu półfinałowym z Bayernem Monachium, a potem w Kijowie wykorzystał błąd Lorisa Kariusa, czym położył solidne fundamenty pod trzeci z rzędu triumf Królewskich w tych rozgrywkach.

Efekty letniej harówki

Udowodnił, że wciąż ma wiele do zaoferowania zespołowi, aczkolwiek z pewnością nie tyle, by widzieć w nim lidera ofensywy. A tego właśnie oczekiwali od niego madryccy decydenci, gdy Cristiano Ronaldo odszedł latem do Juventusu, a sprowadzenie Neymara w tym roku okazało się niemożliwe. 30-letni napastnik znad Sekwany, który w dwóch ostatnich sezonach La Ligi zdobył łącznie 16 bramek, miał wziąć na siebie większą odpowiedzialność. Działacze zaryzykowali, ale wierzyli, że napastnika stać na więcej, że bez alibi w postaci Ronaldo w składzie obudzi się w nim lis pola karnego. A takowym Benzema w przeszłości przecież bywał. Przed rozpoczęciem sezonu jego licznik goli w Realu wynosił 192 trafienia i w klubowej klasyfikacji strzelców wszech czasów plasował się na 7. miejscu, wyprzedzany tylko przez takie legendy jak Hugo Sanchez (208), Ferenc Puskas (242), Santillana (290), Alfredo Di Stefano (308), Raul (323) i Cristiano Ronaldo (451). Wiara Florentino Pereza i jego współpracowników nie była zatem nieuzasadniona.

Benzema za zaufanie odpłacił się w najlepszy możliwy sposób. W trzech pierwszych ligowych kolejkach Francuz zdobył cztery bramki i jest wspólnie z Lionelem Messim liderem klasyfikacji strzelców ligi hiszpańskiej. Różnica w skuteczności w porównaniu z poprzednim sezonem jest ogromna. Obecnie, wliczając spotkanie o Superpuchar Europy z Atletico, w którym również strzelił gola, na trafienie do siatki Benzema potrzebuje średnio 2,2 strzału. W rozgrywkach 17/18 ta średnia wynosiła 7,5. Napastnik przystępuje zatem do nowego sezonu w wyśmienitej formie, która jest efektem ciężkiej pracy wykonanej w okresie przygotowawczym. Widok Francuza zostającego po treningach, by odbyć dodatkowe sesje na siłowni w ośrodku treningowym Królewskich, nie należał tego lata do rzadkości. Swój udział w metamorfozie atakującego ma również oczywiście nowy szkoleniowiec Realu Julen Lopetegui, który daje mu na boisku więcej swobody. Sam trener nie przypisuje sobie jednak z tego tytułu żadnych zasług. Podkreśla tylko, że brawa należą się przede wszystkim zawodnikowi: – Nikogo nie zmieniłem, to zasługa Karima. Jest całkowicie skupiony na grze, przez cały czas czujny, decydujący. To wielki piłkarz, który cieszy się grą i pomaga drużynie.

Benzema reprezentant?

Gdyby chodziło o jakiegokolwiek innego zawodnika i kraj, utrzymanie tak wysokiej dyspozycji prawdopodobnie szybko poskutkowałoby powołaniem do reprezentacji. W przypadku Benzemy taki scenariusz rozpatrywać trzeba bardziej w kategoriach cudu. Z kursu kolizyjnego pomiędzy piłkarzem a francuską federacją nie ma już raczej odwrotu. Od października 2015 roku napastnik Realu nie jest powoływany przez Didiera Deschampsa do kadry. Banicja atakującego jest wynikiem głośnej sprawy szantażu innego kadrowicza Mathieu Valbueny, w którą Benzema miał być zamieszany. Mimo że w zeszłym roku zawodnik Królewskich został przez sąd oczyszczony z zarzutów, powołania do reprezentacji wciąż się nie doczekał. Do czasu sprawy Valbueny na 36 spotkań ekipy Trójkolorowych prowadzonej przez Deschampsa Benzema w kadrze meczowej nie znalazł się tylko czterokrotnie, z czego raz w wyniku kontuzji kolana.

Relacje obu panów uległy później ochłodzeniu. Benzema, którego rodzice pochodzą z Algierii, zarzucił nawet selekcjonerowi, że ten, izolując go od drużyny narodowej nawet po zamknięciu sprawy sądowej, „pokłonił się presji ze strony rasistowskiej części Francji”. Oliwy do ognia dolał niedługo przed ogłoszeniem powołań na mistrzostwa świata w Rosji. W wywiadzie dla „Vanity Fair” zszokował kibiców, mówiąc że nie czuje się Francuzem. - Grałem dla reprezentacji Francji wyłącznie ze względów sportowych, ale moim krajem jest Algieria. Mam trzydzieści lat, dwójkę dzieci i chciałbym, żeby wiedziały jakie jest moje nastawienie – wyznał. Oczywiście wśród powołanych na mundial się nie znalazł.

Afera z Valbueną i tarcia z federacją to zresztą nie jedyne powody, dla których powrót Benzemy do reprezentacji to temat trudny. Pozostaje też kwestia charakteru. Nie jest tajemnicą, że napastnik z częścią aktualnych kadrowiczów nie jest w dobrych stosunkach, a o tym, że atmosfera to klucz do sukcesów, Francuzi przekonali się boleśnie na mistrzostwach świata w 2010 roku, gdzie targana wewnętrznymi konfliktami kadra udział w turnieju zakończyła już na fazie grupowej. Deschamps w ciągu dwóch ostatnich lat zbudował młodą reprezentację, która zdobyła wicemistrzostwo Europy i triumfowała na mundialu. Selekcjoner nie chce ryzykować jedności grupy, zwłaszcza że na pozycję Benzemy ma do dyspozycji chociażby Antoine’a Griezmanna czy Kyliana Mbappe. Póki Deschamps będzie zasiadł na ławce reprezentacji Francji, temat gracza Realu w drużynie narodowej pozostanie zamknięty.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.