Katalończycy od początku grali tak, jak przyzwyczaili do tego w erze Ernesto Valverde. Gospodarze grali statycznie, nie forsowali tempa, choć oczywiście zdecydowanie na boisku dominowali.
Tryb ekonomiczny Barcelona wyłączyła po dwóch kwadransach, coraz częściej testując umiejętności broniącego w Deportivo Alaves Fernando Pacheco. Wychowanek Realu Madryt nie dawał się jednak zaskoczyć, a kiedy nie wystarczał zasięg ramion i refleks, pomagało mu obramowanie bramki, jak w 38. minucie, kiedy po świetnym strzale z rzutu wolnego Lionel Messi trafił w poprzeczkę.
W drugiej odsłonie spotkania Katalończycy praktycznie nie schodzili z połowy Alaves, a statystyki posiadania piłki sięgały w przypadku gospodarzy osiemdziesięciu procent. Podopieczni Abelardo Fernandeza długo dobrze się bronili, ale w 63. minucie musieli uznać wyższość rywali. Messi ponownie podszedł do rzutu wolnego i tym razem pokonał Pacheco, sprytnie posyłając futbolówkę pod murem - było to jubileuszowe trafienie, bo nr 6000 w historii występów Barcy w La Lidze. Już sto dwadzieścia sekund później mogło być 2:0, ale gości po kolejnym strzale Argentyńczyka uratował słupek.
Barcelona kontrolowała do końca wydarzenia na boisku, nie pozwalając na wiele przyjezdnym z Kraju Basków. W ostatnich minutach bramkarza Alaves pokonał jeszcze Philippe Coutinho, który na murawie pojawił się dopiero po przerwie, a w doliczonym czasie gry wynik na 3:0 ustalił Messi.
Drużyna Ernesto Valverde w sobotę wygrała niskim nakładem sił. Może nie efektownie, ale odkąd były szkoleniowiec Athletiku Bilbao przejął poprzedniego lata zespół Dumy Katalonii, Barcelona przyzwyczaiła do bardziej wyrafinowanej gry.
W niedzielę i poniedziałek swoje mecze w ramach 1. kolejki rozegrają najgroźniejsi rywale Barcy w walce o mistrzostwo - ostatniego dnia tygodnia na godz. 22.15 zaplanowano starcie Realu Madryt z Getafe, natomiast w poniedziałek o godz. 20. Valencia podejmie u siebie Atletico.