Bezwstyd Barcelony, czyli nie wszyscy są Messim

Inicjatywa "We are all Leo Messi" (Wszyscy jesteśmy Leo Messim) nie jest najbardziej kuriozalną akcją poparcia w dziejach świata, ale być może najbardziej kuriozalną w dziejach piłki - pisze Dariusz Wołowski, dziennikarz "Gazety Wyborczej"

Numer 10, przy nim dwie dłonie w granatowo-bordowych barwach Barcelony, a pod nimi angielski napis "We are all Leo Messi" (Wszyscy jesteśmy Leo Messim). Pracownicy klubu z Katalonii zebrali się na stadionie Camp Nou, by gremialnie wyrazić solidarność z grającym z numerem 10 gwiazdorem z Argentyny. Wznieśli ręce, wypowiedzieli angielskie hasło akcji, gdy kamera pokazała kataloński napis na trybunach informujący, że Barcelona to więcej niż klub. Pompa godna świętego oburzenia i wielkiej sprawy.

"Nie pozwolimy, by Leo Messi traktowany był jak przestępca" - napisano w komunikacie klubu, a tysiące kibiców przyłączyło się do akcji. "Leo, kto atakuje ciebie, atakuje Barcelonę i jej historię. Będziemy się bronić do końca. Zawsze razem" - napisał na Twitterze prezes Josep Maria Bartomeu.

Nie jest to najbardziej kuriozalna akcja poparcia w dziejach świata, ale być może najbardziej kuriozalna w dziejach piłki. Messi został skazany na 21 miesięcy więzienia za przestępstwa podatkowe przez niezawisły sąd w Barcelonie. Udowodniono, że prowadzący interesy piłkarza ojciec Jorge oszukał hiszpańskiego fiskusa na ponad 4 mln euro. Sąd nie uwzględnił argumentu piłkarza, że on wyłącznie kopie piłkę i na podatkach się nie zna. Nieznajomość prawa nie zwalnia z jego przestrzegania.

Messi nie jest jedynym piłkarzem mającym problemy skarbowe. Miało i ma je wielu polityków, sportowców, celebrytów. Ci pierwsi przyłapani na korupcji zawsze twierdzą, że są atakowani przez przeciwników politycznych. Jakich przeciwników ma FC Barcelona w sądzie w swoim własnym mieście?

Kuriozalność sytuacji potęguje to, że w tym samym czasie Bartomeu i pozostali szefowie Barcelony zgodzili się zapłacić fiskusowi 5,5 mln euro za nieprawidłowości przy przeprowadzeniu transferu Neymara. Klub z Katalonii został więc skazany dokładnie za to samo przestępstwo co jego najlepszy piłkarz.

Rozumiem sympatię, podziw, nawet miłość do pięciokrotnego laureata Złotej Piłki. Messi podarował kibicom Barçy i nie tylko im wiele magicznych momentów na boisku. Być może jest najlepszym specem od kopania piłki, jaki kiedykolwiek chodził po ziemi. Ale prawu podlegali przecież Kopernik, Einstein, Chopin i Maria Skłodowska-Curie.

Barcelona ma wielu fanów, także w Polsce. Zauroczonych tiki-taką, widowiskowym stylem gry drużyny, jej sukcesami, a nawet historią klubu splecioną z losami Katalonii. W czasach dyktatury Franco szefowie klubu wiele razy wysyłali w świat komunikaty, że nie są traktowani na równych prawach w rywalizacji z Realem Madryt. Stąd właśnie hasło "Więcej niż klub" - odnoszące się do trudnej historii.

I dziś ten sam klub występuje z absurdalnym wsparciem dla piłkarza, twierdząc, że został pokrzywdzony, bo skazano go za oszukiwanie na podatkach. Ciekawe, jak czuli się ci wszyscy katalońscy (i nie tylko) ojcowie i matki, którzy musieli wytłumaczyć własnym dzieciom, że sąd w Barcelonie popełnił nadużycie wobec piłkarza? A prawda jest taka, że fiskus nie pozwolił się wykiwać najlepszemu dryblerowi świata.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.