Real Madryt jest znowu na krawędzi. A miał być spacerek

W grze o prestiż sprostał Barcelonie, by zaledwie cztery dni później polec w Wolfsburgu 0:2. Real Madryt nie odwrócił losów rywalizacji w Lidze Mistrzów, od czasów, gdy Zinedine Zidane biegał po boisku z numerem 5 na koszulce.

10 kwietnia minie 14 lat. W meczu na Santiago Bernabeu gole Ivana Helguery i Gutiego dały 'Królewskim" awans do półfinału kosztem Bayernu. Osiem dni wcześniej Real przegrał w Monachium 1:2, kiedy złotą bramkę zdobył Geremi. W półfinale doszło do klasyku z Barceloną, który "Królewscy" rozstrzygnęli już na Camp Nou po golach Zidane'a i McManamana, by na Hampden Park w Glasgow sięgnąć po swój dziewiąty Puchar Europy po finale z Bayerem. Strzał Zizou w 45. min na 2:1 na lata pozostawał wizytówką rozgrywek.

To był początek końca Galacticos - czegoś więcej niż drużyny. Marzenie Florentino Pereza szubko rozsypało się w gruzy. Zmierzch czekał za rogiem.

W 2008 roku Roma, w 2010 Lyon, w 2012 Bayern, w 2013 Borussia Dortmund i przed rokiem Juventus - to bolesne wspomnienia Realu z Ligi Mistrzów po przegraniu pierwszego meczu. Pięć razy nie udało się doprowadzić do "remontady". I tylko raz, za sprawą czterech goli Roberta Lewandowskiego, "Królewscy" byli przed rewanżem na Bernabeu w trudniejszej sytuacji niż dziś. Wygrali wtedy 2:0 - nie starczyło.

A przecież stadion Realu uchodzi za miejsce, gdzie wszystko jest możliwe. W 1975 roku w 1/8 finału Pucharu Europy "Królewscy" potrafili na nim odwrócić wynik rywalizacji z Derby County po porażce w pierwszym meczu 1:4. Pięć lat później trzeba było odrobić dwie bramki do Celtiku Glasgow i też się udało. W 1984 roku w Pucharze UEFA Real przegrał w Brukseli 0:3, by u siebie pokonać Anderlecht aż 6:1. Rok później przegrał w Moenchengladbach 1:5 i też odrobił straty, by w półfinale wyeliminować Inter przegrywając w Mediolanie 0:3. Wszystko to jednak wspomnienia z innej epoki. Ostatni raz "Królewscy" odwrócili losy rywalizacji w Pucharze Europy po porażce 0:2 w pierwszym meczu aż 23 lata temu.

Przed rewanżem z Wolfsburgiem Real jest wciąż faworytem. W Bundeslidze "Wilki" są na ósmej pozycji z 34 pkt straty do Bayernu. To także ich defensywie Robert Lewandowski zawdzięcza rekord Guinnessa, gdy na Allianz Arena pokonał Diego Benaglio pięć razy w ciągu 8 minut i 59 sekund. W 3 min 22 sekundy zdobył hat-tricka i w 5 min 42 sek cztery gole.

Wczorajszy mecz w Wolfsburgu był dla Realu katastrofą od startu do mety. Zespół stracił dwa gole i Karima Benzemę, kończył z Isco i Jamesem, którzy zmienili inżynierów środka pola Kroosa i Modrica. "Królewscy" gonili za golem od 25. minuty i celu nie osiągnęli, a przecież Liga Mistrzów jest dla nich absolutnym priorytetem. Inaczej wysiłki Zizou i jego zespołu zawisną na jednym triumfie nad Barceloną na Camp Nou, w dodatku prawdopodobnie bez praktycznego znaczenia. Miał być spacer do półfinału i już go nie ma. Real spotyka dziś los człowieka, który wyszedł po bułkę do sklepu, by po drodze zorientować się, że wybuchła wojna. Trzeba ją będzie przeżyć za 5 dni.

Z rekordu Keylora Navasa (738 minut bez gola) pozostało wspomnienie. 13 bramek Ronaldo i rekord fazy grupowej jest bez znaczenia, jeśli nie będzie dalszego ciągu. Benfica, Atletico, Manchester City i Wolfsburg - taki skład półfinału Ligi Mistrzów wciąż jest możliwy.

Tekst pochodzi z bloga Dariusza Wołowskiego - "W polu karnym".

Ile w lecie może zarobić Real Madryt? Gwiazdy na wylocie!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.