Primera Division. Wołowski: Ostatni lot Ikera

"Samotny Iker Casillas ze łzami w oczach czytający komunikat o odejściu do Porto zdaje się być kolejnym dowodem, że najbogatszy klub świata wciąż nie wypracował formuły pożegnań legend, które stworzył" - pisze na blogu "W polu karnym" Dariusz Wołowski, dziennikarz Sport.pl i "Gazety Wyborczej".

Niedawno z Camp Nou odszedł Xavi Hernandez, dziś z Santiago Bernabeu znika Iker. Dwóch kultowych piłkarzy wyróżnionych nagrodą Księcia Asturii, których znajomość (przyjaźń?) zrewolucjonizowała hiszpański futbol. Złote era "La Roja" była bez nich niemożliwa, o ile Xavi doczekał w Barcelonie statusu instytucji, o tyle Iker w Madrycie przeżywał gehennę w ostatnich trzech latach.

Jeszcze tydzień temu wydawało się pewne, że bramkarz odchodzący z klubu po 25 latach, zostanie pożegnany inaczej niż inni wielcy wychowankowie Raul Gonzalez i Guti. Tymczasem na konferencję prasową przybył sam, odczytał z kartki komunikat, powiedział ze łzami w oczach, że Real zachowa w sercu na zawsze, wstał i odszedł, nie chcąc nawet odpowiadać na pytania. Wyglądało to wszystko zasmucająco w porównaniu z pompą, jaką zgotowano Xaviemu w Barcelonie. Prasa hiszpańska spekuluje, że poszło o pieniądze, Casillas chciał otrzymać 15 mln za wcześniejsze rozwiązanie kontraktu, Florentino Perez oferował 10 mln.

W czasie gdy świadomy swojej dwuznacznej sytuacji Casillas starał się zachować milczenie, przemówili jego rodzicie. W wywiadzie dla "EL Mundo" oskarżyli Pereza o to, że nigdy nie wspierał ich syna. Jest w tym sporo racji, mierzący 185 cm bramkarz zawsze wydawał się prezesowi za niski, by skutecznie zasłonić królewską bramkę. Koncepcja galaktyczna przewidywała, że pewnego dnia zastąpi go ktoś tak wielki jak Gianluigi Buffon, ale wychowanek się bronił i na linii bramkowej przetrwał. Zdobył 18 trofeów w tym pięć razy wygrał mistrzostwo kraju i trzy razy Ligę Mistrzów. Prasa hiszpańska nie ma wątpliwości, że odchodzi najwybitniejszy bramkarz w historii Realu. Jego prawdopodobny następca David de Gea jest o 7 cm wyższy.

Przez ostatnie trzy lata spierała się o Ikera cała Hiszpania. Był symbolem jej najwyższego wzlotu, gdy po finale mistrzostw świata w Johannesburgu całował dziennikarkę Sarę Carbonero. Ten związek miał na niego sprowadzić kłopoty, już dwa lata później. Jose Mourinho wysłał go na ławkę w Realu, zastępując Antonio Adanem, dziś bramkarzem Betisu. Ta wojna trwała, choć "The Special One" już dwa lata temu wrócił do Chelsea. Naznaczył Ikera jako "kreta" wynoszącego z szatni tajemnice, który swej pozycji w klubie chce bronić przy pomocy zaprzyjaźnionych z nim mediów.

Kiedy Iker miał 9 lat, pochodzący z Bilbao ojciec kupił mu koszulkę Athletic. Potem nie mógł już tego robić, gdy syn trafił do La Fabrica. Trwająca ćwierć wieku kariera w Realu była w zasadzie pasmem wzlotów, choć w finale Champions League 2002 roku zastąpił Cesara Sancheza w 68. min przy stanie 2:1. Tę sytuację przypominano potem za każdym razem, gdy w głowach kibiców nabrzmiewała opinia, że Vicente del Bosque ciągnie Casillasa do kadry za uszy. Faktycznie trener, który 13 lat temu odmówił mu szansy gry w finale w Glasgow, traktował Ikera jak nietykalnego. Nawet Xavi tego nie doczekał.

To wszystko pokazuje, że poza faktami, wynikami, trofeami, golami, w piłce jest wciąż dużo miejsca dla interpretacji. Czy faktycznie Iker Casillas jest gorszym bramkarzem niż Gianluigi Buffon, z którym rywalizował korespondencyjnie przez ostatnie 15 lat? Czy status wychowanka Realu ciążył mu, czy też pomógł utrzymać się na szczycie? Z pewnością szefowie Juventusu inaczej traktują swoją legendę, gdy Iker zawalił gola w finale Champions League w Lizbonie, Madryt opłakiwał to mimo zwycięstwa. Buffon popełnił błąd przy bramce Luisa Suareza w berlińskim starciu z Barceloną, a i tak w ojczyźnie okrzyknięto go bohaterem przegranego meczu.

Rodzice Casillasa twierdzą, że Perez jest fatalnym prezesem dla Realu, że powinien zająć się biznesem budowlanym, z którego wyrósł. Bez względu na to, czy przemawia przez nich gorycz, czy uzasadniony żal, klub z Bernabeu wciąż nie umie docenić swoich wychowanków. Odejście kogoś takiego jak Iker było okazją do manifestacji jedności w Realu. Żegnał się samotny, podobno sam nie chciał, by na ostatniej konferencji pojawił się u jego boku Perez, czy ktokolwiek. Po śmierci Alfredo Di Stefano nie ma w klubie osoby, która mogłaby publicznie podać młodszej legendzie rękę na pożegnanie.

Czas uleczy rany Casillasa, tak jak uleczył Gutiego i Raula Gonzaleza. Matka Ikera żałuje, że odchodzi do Porto (nazywa go klubem trzecioligowym), choć jeszcze rok temu miał ofertę z Barcelony. Oczywiście transfer do katalońskiego rywala to dziś już czysta teoria, z pewnością była jednak okazja, by zagrać Perezowi na nosie, odreagować, a przede wszystkim odbudować chwiejącą się reputację. Kochający Real bramkarz na taki krok poważyć się nie mógł. Florentino to jedno, klub, który go wychował i wyniósł na wyżyny - drugie.

"Ludzie są ponad podziałami i barwami klubowymi. Wszystkiego najlepszego przyjacielu" - napisał Ikerowi na Instagramie Carles Puyol.

Czytaj więcej na blogu "W polu karnym"

Kibice Realu pożegnali Casillasa [DUŻE ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.