Primera Division. Wątpliwości Luisa Suareza

5 goli w 16 meczach w ogóle lub dwie bramki w 11 spotkaniach Primera Division - tak czy siak osiągnięcia strzeleckie najdroższego gracza w historii Barcelony nie robią spektakularnego wrażenia - pisze na blogu dziennikarz Sport.pl Dariusz Wołowski.

Nie ma możliwości, by napastnika tak sławnego zostawiono w spokoju. Zanim jeszcze zdyskwalifikowany za ugryzienie Giorgio Chielliniego Suarez miał okazję zadebiutować w Barcelonie, media obiegły zdjęcia jego okazałego brzucha. Miesiące bezczynności miały zaowocować nadwagą Urugwajczyka, której po krótkim czasie treningów już nikt nie dostrzegał.

Wejście do nowego zespołu nie było łatwe, bo być nie mogło. Barca gra w sposób specyficzny i nawet bardzo dobrzy piłkarze mieli tam z adaptacją wielki kłopot. Nie trzeba wracać do Samuela Eto'o i Thierry'ego Henry'ego, których klasę pospiesznie zanegował Pep Guardiola. Wystarczy przykład Zlatana Ibrahimovica, by uzmysłowić sobie skalę problemu. Oczywiście Szwed nie przetrwał w Barcelonie także z powodów charakterologicznych, ale miejsce u boku Leo Messiego - czyli przedmiot marzeń tak wielu graczy, wcale nie jest łatwe do zajęcia. El Pais cytuje jednego z nich, który przyznał, że codzienna gra z Argentyńczykiem była destrukcyjna dla jego samooceny. - Nikt w klubie niczego mi nie wyrzucał, ale patrząc, co z piłką wyprawia Messi, mimowolnie sam poczułem się mały.

Przez tę samą "ścianę" przebijał się przed rokiem Neymar. W reprezentacji był innym piłkarzem, w Barcelonie innym. Powtarzał, że Messi jest jego idolem, miało się jednak wrażenie, że wspólna gra ogranicza Brazylijczyka.

Oczywiście trudności adaptacyjne w Barcelonie nie sprowadzają się do znalezienia wspólnego języka z Messim. Xavi Hernandez jest wręcz przekonany, że ktoś, kto na boisku ma trudność w porozumieniu z Argentyńczykiem, w ogóle nie nadaje się do piłki.

Urugwajczyk do wielkiego futbolu nadaje się z całą pewnością. Udowodnił to wielokrotnie, w kadrze i klubach, choć pierwszy raz trafił do takiego, w którym nie musi być alfą i omegą. 31 goli w 33 meczach Liverpoolu ubiegłego sezonu zagwarantowały mu Złotego Buta do spółki z Cristiano Ronaldo. Od 2008 roku duopol Ronaldo-Messi w tej klasyfikacji potrafiło rozbić tylko dwóch Urugwajczyków: Diego Forlan (2009) i Suarez (2014).

Dlaczego więc nowy napastnik Barcy strzela tak mało? Messi i Neymar mają na to prostą odpowiedź, Urugwajczyk pracował na to, by oni zdobyli 50 z 91 bramek drużyny. W 11 meczach ligowych uzbierał aż 7 asyst, wnosi do gry nieprawdopodobną waleczność, dzięki czemu skrzydłowi zyskują wolną przestrzeń. Nie da się tego obliczyć i wyrazić cyframi, debaty na temat wkładu Suareza w grę Barcy będą się nasilały. Jasne jest, że nawet gole, które łatwo zliczyć, nie mówią wszystkiego o klasie piłkarza, bez bramki Sergio Ramosa w finale Champions League przeciw Atletico, rekordowe 17 trafień Ronaldo zupełnie inaczej by wyglądało.

Nie te bramki, które Suarez zdobył, ale te, które zdobędzie, będą o nim świadczyć. Dla Barcelony gra o trofea dopiero się zaczyna. Jesienią drużyna przypominała wielki plac budowy - Luis Enrique rotował składem z taką intensywnością, że kibice dostawali zawrotu głowy. Musiał zburzyć stare automatyzmy, bo już na nikogo nie działały. Tworzył nowe, a to zawsze proces bolesny. Eksperymentował przy tym na drużynie, która musiała w międzyczasie zachować szanse na tytuły, więc każdy przegrany mecz był traktowany jak początek katastrofy. Omal do niej nie doszło przed ligowym meczem z Atletico, tym wygranym na Camp Nou 3:1, w którym Suarez zdobył gola i zagrał dobrze. W Pucharze Króla z tym samym rywalem wypadł znacznie gorzej, z Elche w swoje 28. urodziny odpoczywał na ławce, ale wysokie zwycięstwo 6:0 nie zamaskowało faktu, że płynność gry Barcelony na tym ucierpiała.

Cała operacja, której elementem jest sprowadzenie Suareza i Enrique, jest jak stąpanie po kruchym lodzie. Jeśli Barca zakończy sezon z pustymi rękami, to nawet najbardziej efektowna seria strzelecka Urugwajczyka jej nie pomoże. Jeśli drużyna zajdzie bardzo wysoko w Champions League, wkład Suareza okaże się bezdyskusyjny. I wszyscy to na własne oczy zobaczymy.

Dyskutuj z autorem na jego blogu

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.