Primera Division. Carlo Ancelotti - siła spokoju

71 zwycięstw w 88 meczach, czyli 80,6 procenta - żaden trener w historii Realu Madryt nie wygrywał tak często. Carlo Ancelotti okazał się bratem duchowym Vicente del Bosque.

Pamiętam dyskurs selekcjonera Hiszpanii opowiadającego o tym, czego w futbolu nie znosi najbardziej. Rzadki to przypadek, bo przecież jowialny, opanowany, wręcz misiowaty Del Bosque unika jak ognia negatywnych komunikatów. Szczególnie takich, które mogły być odebrane jako krytyka Realu Madryt. Vicente kocha królewski klub, choć nie po drodze mu z jego sławnym prezydentem.

"Nie rozumiem trenerów, którzy wciąż są w złym humorze. Budzą się z myślą, że wszyscy wokół kopią pod nimi dołki. Zawsze narzekają, wszędzie czują prowokacje i spiski. Podejrzewają swoich piłkarzy, rywali i sędziów. Zastanawiam się, po co oni w ogóle tkwią w futbolu" - cytuję selekcjonera Hiszpanów z pamięci.

Ta charakterystyka pasowała jak ulał do Jose Mourinho. Portugalczyk, szkoleniowiec bez wątpienia unikalny, popadł w Madrycie w konflikt ze wszystkimi. Nawet dziś, gdy odzyskał swoje miejsce w Chelsea, która znów czerpie z jego niekwestionowanego talentu, mówi: "Kocham swoich piłkarzy" sugerując, że w stolicy Hiszpanii za tym stanem najbardziej tęsknił.

Mourinho to typ wodza, który nie widzi potrzeby dzielić się władzą. Zupełnie przeciwnie niż Del Bosque lub obecny szkoleniowiec Realu Carlo Ancelotti. Być może Cristiano Ronaldo, Sergio Ramos i Iker Casillas nie potrafiliby docenić Włocha w stu procentach, gdyby nie jego poprzednik. W czasach "Mou" Real prowadził wojnę z całym światem i tylko incydentalnie mógł czuć się zwycięzcą. Dziś świat legł u stóp "Królewskich", a doprowadził do tego typ podobnie misiowany i jowialny jak Del Bosque.

Carlo Ancelotti zdaje się nie dopuszczać do siebie myśli, że ociekający milionami współczesny futbol jest jaskinią jadowitych węży. On w takim środowisku by nie wytrwał, widzi więc dookoła ludzi przyjaznych, pełnych szacunku i sympatii wzajemnej. Jego zachowanie wobec współpracowników sprawia, że trudno go znienawidzić. Mają z tym kłopot nawet ci gracze Realu, których regularnie skazuje na ławkę dla rezerwowych. A są wśród nich piłkarze tak znani jak Fabio Coentrao, Sami Khedira, Alvaro Arbeloa, czy Asier Illarramendi sprowadzeni do Madrytu kosztem przekraczającym 90 mln euro.

Włoch, bardziej niż inni współczesny szkoleniowcy, wierzy w istnienie czegoś takiego jak jedenastka galowa. Z wszystkich drużyn Primera Division podstawowi gracze Realu spędzili na boisku najwięcej minut. W tym widzą słabość koncepcji Ancelottiego rywale "Królewskich" oczekując, że rywalizacja na tylu frontach, wciąż tym samym składem, musi doprowadzić do wyczerpania materiału. Włoch uważa, że automatyzmy wypracowane w zespole są cenniejsze niż siły do biegania. Zwłaszcza że ma w kadrze wielu atletów, o rozmiarze płuc unikalnym nawet jak na standardy zawodowej piłki.

Oczywiście kontuzje mięśniowe nie omijają Realu, trudno je jednak uznać za plagę. Stąd przez półtora roku pracy Ancelottiego drużyna wygrała 71 z 88 rozegranych meczów. Rok 2014 kończy z obłędnym bilansem 51 zwycięstw w 66 spotkaniach, zdobywając w nich 178 goli, tracąc tylko 41. Przy czym przez okrągłe 12 miesięcy debatowano o fatalnej formie Casillasa i błędach w kryciu popełnianych przez obrońców przy stałych fragmentach gry.

Za przełomowe Ancelotti uważa zwycięstwo 2:1 nad Barceloną w finale Pucharu Króla, odniesione bez Cristiano Ronaldo. Wszyscy wspominają niewiarygodny sprint Garetha Bale'a, zapominając o tym, że w 90. minucie Casillas wygrał pojedynek sam na sam z Neymarem, ocalając zwycięstwo.

Kolejne ocalił Sergio Ramos w doliczonym czasie gry finału Ligi Mistrzów z Atletico. Jeszcze trzy dni przed nim dziennikarze z Madrytu pytali Ancelottiego, czy jest świadomy, że w razie porażki zostanie wyrzucony z klubu. Według ostatnich koncepcji Carletto ma stać się Aleksem Fergusonem Realu Madryt. Brzmi to niewiarygodnie w odniesieniu do klubu, który od czasu odejścia Del Bosque (2003 rok) zatrudnił 11 trenerów.

Do błędu popełnionego w czerwcu 2003 roku Florentino Perez nigdy się nie przyznał. Wydawało mu się, że spokój Del Bosque to za mało jak na potrzeby najbogatszego klubu świata. A może galaktyczni wygrywali nie dzięki Del Bosque, ale mimo niego? Bałagan i chaos, które nastąpiły potem, stały się dla Realu historyczną lekcją. Porywczy Mourinho był tylko apogeum konfliktów i walk wewnętrznych. Z Ancelottim "Królewscy" odzyskali spokój, od kibiców, przez szefów klubu, po personel sprzątający. Carlotto grzecznie kłania się wszystkim bez wyjątku, naiwnie ufając, że klub to wielka rodzina. I może to właśnie czyni go tak wyjątkowym? Przyjemnie w to wierzyć, zwłaszcza w Święta.

Real wygrywa częściej niż kiedykolwiek i ma mniej wrogów niż kiedykolwiek. To jest dzieło siły spokoju Włocha.

Podyskutuj z autorem na jego blogu >>

Co to był za rok dla polskich kibiców! Powspominaj i wygraj 500 zł [KONKURS]

Więcej o:
Copyright © Agora SA