Primera Division. Wielki tydzień Luisa Suareza

Już 24.10 miną cztery miesiące od dnia, gdy Luis Suarez w meczu fazy grupowej mundialu ugryzł Giorgio Chielliniego. To oznacza koniec zawieszenia dla napastnika i jego debiut w Barcelonie. Co najważniejsze, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że będzie on miał miejsce w wyjazdowym meczu z Realem Madryt. Mecz rozpocznie się w sobotę o 18.00.

Zagłosuj na aplikację Sport.pl LIVE!

- Był jak wąż, który się do mnie dorwał. Niestety FIFA nic mu nie zrobi, bo chce, by tego typu gwiazdy grały na mundialu... - mówił na konferencji pomeczowej Chiellini, gdy wszyscy, dzięki powtórkom telewizyjnym, wiedzieli już co (znów) zrobił Suarez. Urugwajczyk po raz kolejny pokazał, że na boisku obrońcy muszą się go obawiać nie tylko przez wzgląd na jego skuteczność. Okazało się jednak, że Włoch się mylił. FIFA nie miała skrupułów i zabroniła Suarezowi jakichkolwiek oficjalnych czynności piłkarskich na cztery miesiące. Nie mógł on trenować ze swoim zespołem - wtedy jeszcze Liverpoolem - a nawet oglądać go z trybun. W międzyczasie kara została złagodzona, Suarez zmienił klub, ale o debiucie w meczu ligowym wciąż nie było mowy.

Były snajper "The Reds" odcierpiał jednak swoją karę i teraz jest już o krok od debiutu. Przed nim wielki tydzień - ostatni przed wznowieniem gry w pierwszym składzie klubu. Suarez wchodzi do składu Barcelony, który na tę chwilę jest niemal bezbłędny. Katalończycy wygrali siedem z ośmiu pierwszych meczów ligowych, nie tracąc przy tym żadnej bramki, a strzelając ich dwadzieścia dwie. Ciężar trafiania na swoje barki wzięli oczywiście Neymar i Messi, odpowiednio osiem i siedem bramek w lidze, a w roli trzeciego napastnika odkryto młodego Munira, który nawet po powrocie Urugwajczyka powinien dostawać swoje szanse.

Czy Suarez faktycznie jest potrzebny?

Pytań w związku z powrotem snajpera jest oczywiście mnóstwo. Nikt nie ma wątpliwości, że nawet bez niego ekipa z Camp Nou ma ogromną siłę w ataku, a co bardziej złośliwi kibice ironicznie pytali dlaczego Luis Enrique sprowadza do swojego zespołu kolejnego napastnika, podczas gdy w jego zespole kuleje głównie defensywa. Wicemistrzowie Hiszpanii odpowiedzieli jednak na te słowa w najlepszy możliwy sposób, nie tracąc w pierwszych ośmiu meczach choćby jednej bramki. Ofensywa także funkcjonuje jak należy, pytanie tylko, czy wprowadzenie do jedenastki, którą obecnie wystawia Enrique, jeszcze jednego napastnika tej klasy nie sprawi, że efekt będzie odwrotny od zamierzonego.

Jak pokazał początek Primera Division, Leo Messi i Neymar znakomicie się rozumieją, uzupełniają i potrafią we dwóch pociągnąć Barcelonę do zwycięstwa. Gdy Suarez wracał po zawieszeniu w Liverpoolu, rok temu, jego zespół był piąty w tabeli. Ówczesny napastnik "The Reds" mimo zawieszenia zdołał sięgnąć (ze sporą przewagą) po tytuł króla strzelców i być głównym argumentem w, ostatecznie przegranej, walce o mistrzostwo Anglii. Mimo wszystko był to dla tej drużyny najlepszy sezon od wielu, wielu lat. Urugwajczyk wprowadził do ich linii ofensywnej niezwykłe ożywienie i w pojedynkę rozstrzygał losy meczu, regularnie bombardując bramkarza rywali. Barcelona takich piłkarzy już ma, ale czy jeszcze jeden tego typu zawodnik zaburzy współpracę między duetem Messi - Neymar?

Krytycy tego pomysłu twierdzą, że w Primera Division nagle musieliby zacząć grać dwiema piłkami, żeby cała trójka mogła być usatysfakcjonowana. Każdy z nich to piłkarz przyzwyczajony do stylu gry, w którym jest kluczowym elementem i choć w duecie Messi z Neymarem potrafili współpracować, to nie jest powiedziane, że gdy będą musieli podzielić się czasem przy piłce jeszcze z Suarezem, to całość zadziała tak, jak życzyliby sobie tego kibice wicemistrzów Hiszpanii. W wizji kibiców z Camp Nou ta trójka ma współpracować jeszcze lepiej, niż BBC (Bale, Benzema, Ronaldo) z Realu Madryt w szczytowej formie z końcówki zeszłego sezonu. Wszyscy oni są szybcy, niscy, a kontrataki Barcelony mają być teraz jeszcze bardziej zabójcze. Wszystko wskazuje na to, że pierwszą okazję do odpowiedzi krytykom trójka Messi - Suarez - Neymar będzie miała właśnie w starciu z "Królewskimi".

Real to nie Sunderland czy Oman. Debiut na Bernabeu?

Andoni Zubizarreta, dyrektor sportowy Barcelony, przekonuje, że decyzja o wystawieniu Suareza w pierwszym składzie należy do Luisa Enrique. On sam chce tylko, by do Madrytu wszyscy pojechali zdrowi. Pytanie jednak, czy Barca nie powinna wyciągnąć wniosków z błędów swojego głównego rywala, czyli właśnie Realu. "Królewscy" przed rokiem chcieli jak najszybciej pochwalić się światu wspomnianym trio BBC po tym, jak sprowadzili Garetha Bale'a i pokazać, jakie spustoszenie może siać w szeregach obronnych rywali. Szybko jednak okazało się, że Carlo Ancelotti się pospieszył. Walijczyk nie był jeszcze gotowy do gry, wiele mówiło się o jego kłopotach zdrowotnych i widać było, że wciąż nie jest w pełni zgrany z nowymi kolegami. Efekt? W ligowym debiucie z Villarrealem zagrał 62 minuty (remis 2:2), a dwa tygodnie później w derbach z Atletico zobaczyliśmy go tylko w pierwszej połowie (porażka 0:1). Niewielu sądziło, że w związku z tym w październikowym starciu z Barceloną Bale dostanie szanse. Walijczyk wyszedł jednak w pierwszym składzie, Real przegrał, jeszcze długo po meczu mówiło się, że wystawienie Bale'a nie było do końca autorytarną decyzją trenera ekipy z Santiago Bernabeu.

W obliczu tej sytuacji wystawienie Suareza w sobotnim meczu nie jest już tak oczywiste. Urugwajczyk co prawda już od jakiegoś czasu trenuje ze swoimi nowymi kolegami z pierwszej drużyny, ale trening to jedno, a mecz to drugie. Zwłaszcza gdy mówimy o starciu z Realem Madryt. Stawka meczu jest bardzo duża. Ewentualne zwycięstwo pozwoli Katalończykom odskoczyć już na siedem punktów od podopiecznych Carlo Ancelottiego, więc niewykorzystanie pełnego potencjału ofensywnego z pewnością spotkałoby się z krytyką. Pytanie jednak, czy faktycznie Suarez, Neymar i Messi rozumieją się na tyle dobrze, by wypuścić ich w bój na tak silnego rywala. Urugwajczyk w pierwszych czterech meczach po powrocie do gry w Liverpoolu strzelił pięć goli, ale były to mecze ze słabszymi drużynami (m.in. Sunderland, Crystal Palace). O ile umiejętności Suareza nie podlegają dyskusji, o tyle jego zgranie z kolegami wciąż jest jedną wielką niewiadomą.

Napastnik miał okazję zagrać w ostatnim meczu swojej reprezentacji przeciwko Omanowi i strzelił dwie bramki w spotkaniu, które jego reprezentacja wygrała 3:0. Sam nie ma wątpliwości, że jest gotowy, a powrót właśnie na Bernabeu był jego przeznaczeniem. - To nie dzieje się bez przyczyny, ze wszystkich 19 drużyn w lidze gramy właśnie z nimi. Cieszę się, że właśnie tam będę mógł wrócić do gry i pokazać, co potrafię. Chciałbym pokazać kibicom, że ze mną w drużynie z pewnością będziemy odnosić sukcesy - przekonywał. Wciąż jednak nie wiadomo, czy Luis Enrique zdecyduje się wystawić Urugwajczyka w pierwszym składzie. Suarez oczywiście deklaruje gotowość i przyznaje, że o ile tuż po zawieszeniu było mu ciężko, to teraz już zapomniał o sytuacji z Chiellinim. - Tylko czekam na okazję, by wrócić do gry, ale oczywiście decyzję podejmie trener. Nie zmienia to jednak faktu, że ostatnio trenowałem, ile tylko mogłem. Kiedy dowiedziałem się o zawieszeniu, pomyślałem, że zrujnowałem sobie karierę, zamknąłem się w domu z rodziną, przemyślałem wszystko i przeprosiłem. Mimo całej tej sytuacji Barcelona zdecydowała się mnie pozyskać i teraz chcę im się odwdzięczyć - przekonuje.

Więcej o: