Primera Division. (Nie)chciane zmiany

W sezonie 2003/04 mistrzem Hiszpanii została Valencia. Od tego czasu na najwyższym stopniu podium stawały naprzemiennie dwie największe siły Primera Division, FC Barcelona i Real Madryt. Zdobywając w poprzedniej kampanii pierwsze od 18 lat mistrzostwo Atletico Madryt przerwało hegemonię gigantów. Wygląda jednak na to, że nie na długo.

W letnim okienku transferowym Atletico Madryt zamieniło się w supermarket, w którym zakupy zrobiły największe kluby świata. Głównie Chelsea Londyn, która nakazała powrót z wypożyczenia Thibaut Courtois, a także pozyskała Filipe Luisa oraz Diego Costę. Szeregi "Rojiblancos" opuścili również Adrian Lopez, Diego, David Villa i Jose Sousa. Zespół, który w poprzednich rozgrywkach momentami zbliżał się do doskonałości, nagle został zmuszony do przeprowadzenia solidnej rekonstrukcji.

Powstałe po odejściu gwiazd luki Diego Simeone wypełnił pozyskaniem m.in. Antoine'a Griezmanna, Mario Mandzukicia, Jana Oblaka, Guilherme'a Siqueiry czy Cristiana Ansaldiego. W sumie na nowych piłkarzy "Rojiblancos" wydali aż 91 mln euro. Z pozoru gwarantują oni walkę o najwyższe cele, ale trudno spodziewać się, aby bazujące w głównej mierze na zgraniu Atletico już od początku rozgrywek regularnie zdobywało punkty. Chyba że Simeone dokona kolejnego cudu.

Powrót "Galacticos"

Przebudowy i remonty - chciane bardziej lub mniej - to główne hasła lata w Hiszpanii. Zmian nie wymagał również triumfator ostatniej edycji Ligi Mistrzów Real Madryt. Prezes "Królewskich" Florentino Perez postanowił jednak wrócić do osławionej idei "Galacticos" i znów pozyskał najgorętsze nazwiska transferowej giełdy. I tak do szatni na Santiago Bernabeu zostali zaproszeni Toni Kroos z Bayernu Monachium oraz James Rodriguez z AS Monaco. Dla lubującego się w błogim spokoju Carlo Ancelottiego oznaczało to konieczność przeprowadzenia zmian w linii pomocy, bodaj najlepszej formacji "Królewskich" w poprzednim sezonie. Prawdopodobnie ofiarami reaktywowanej polityki "Galacticos" będą Sami Khedira oraz jeden z ulubieńców Ancelottiego Angel di Maria.

Kiedy przed rokiem Madryt opuszczał Mesut Oezil, kibice nerwowo rozglądali się za piłkarzem, który poprowadzi grę "Królewskich". Okazało się, że nowym rozgrywającym został przesunięty ze skrzydła di Maria. Sezon 2013/14 zakończył z 11 golami i 26 asystami. Teraz Ancelotti musi upchnąć w drugiej linii tuzy w typie Xabiego Alonso i Luki Modricia, a także nowo pozyskanych Rodrigueza i Kroosa. Może się jednak okazać, że Włoch zdecyduje się ustawić Kolumbijczyka w ataku. Wówczas na ławce rezerwowych usiądzie najsłabszy element tercetu BBC, czyli Gareth Bale, Karim Benzema, Cristiano Ronaldo. Pozycje Walijczyka i Portugalczyka są niepodważalne. Pada więc na Benzemę. Warto jednak wspomnieć, że w 112 meczach w barwach "Los Blancos" Francuz strzelił 71 goli. Nieźle jak na nieodpowiadającego królewskim standardom snajpera.

Iker już nie święty?

Ponadto, Real pozyskał kostarykańskiego bramkarza Keylora Navasa, który należał do najlepszych golkiperów mistrzostw świata. Aureola legendy Bernabeu, jaka unosi się nad głową Ikera Casillasa sprawiła, że Madryt musiał opuścić Diego Lopez. Co ciekawe, przez dwa ostatnie ligowe sezony Hiszpan spychał 33-latka na ławkę rezerwowych. "Święty Iker" niby ciągle ma status nietykalnego, ale na jego słabnącą formę narzekają już nie tylko kibice reprezentacji Hiszpanii, ale również Realu.

Zamieszanie między słupkami "Królewskich" nie wpływało dobrze na atmosferę w trakcie przygotowań do nowego sezonu. Ancelottiemu sen z powiek spędzał również uraz Ronaldo. Portugalczyk, kontuzjowany właściwie od końcówki poprzednich rozgrywek, znów ma być siłą napędową "Królewskich". W tzw. presezonie grał jednak niewiele. Być może dlatego stołeczny zespół przegrał wszystkie trzy sparingi.

O ile w przypadku Atletico i Realu zmiany nie były konieczne, o tyle FC Barcelona łaknęła ich wręcz chronicznie. Camp Nou opuścili trener Gerardo Martino, a także 12 piłkarzy. Na 9 nowych zawodników "Blaugrana" wydała najwięcej w historii, bo aż 162 mln euro. Stery odmienionej Barcy przejął jej były piłkarz i kapitan Luis Enrique. "Duma Katalonii" znów ma grać pięknie, szybko i nieschematycznie. Wyjściową bazą taktyczną ma być ustawienie 4-3-3, które może zmieniać się w 3-4-3, a nawet 3-2-3-2. Ponadto, Enrique ma wprowadzić do pierwszej drużyny zdolnych wychowanków, m.in. powracających z wypożyczeń Gerarda Deulofeu i Rafinhę oraz Alejandro Grimaldo, Sergiego Sampera i Munira El Haddadiego. Duch Pepa Guardioli ciągle więc unosi się nad Camp Nou.

Tłok w ataku

Twarzami nowej drużyny będą oprócz uznanych liderów - Leo Messiego, Andresa Iniesty czy Sergio Busquetsa - także dopiero co pozyskani zawodnicy - Luis Suarez, Ivan Rakitić czy Marc-Andre ter Stegen. Problemem pozostaje pogodzenie boiskowych interesów Suareza, Messiego i Neymara. Póki co, "Lucho" nie musi jednak martwić się o nadmiar bogactwa w przedniej formacji. Urugwajczyk ciągle jest zawieszony, a "Ney" wraca po kontuzji, jakiej nabawił się na mundialu.

Wydaje się, że do walki o wysokie lokaty, obok wspomnianej wyżej trójki, mogą również włączyć się Valencia, Sevilla i Athletic Bilbao. Trudno jednak spodziewać się, aby któraś z tych drużyn miała zagrozić FC Barcelonie lub Realowi Madryt. Bo nawet Atletico, które przecież zdołało sensownie wypełnić powstałe po odejściu ważnych piłkarzy luki, może nie wytrzymać morderczego wyścigu gigantów. Tuzy Primera Division znów chcą panować.

Rusza Bundesliga! Dwunastu Polaków, dwie potęgi i wielkie ambicje mniejszych

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.