Gran Derbi. Klucze do klasyku

Czy niepokonany w 31 meczach Real Madryt pozbawi Barcelonę złudzeń dotyczących obrony tytułu mistrzowskiego? Kolejne Gran Derbi to znaczący egzaminem dla obu stron. Mecz dziś o 21 - Relacja Z Czuba i Na Żywo na Sport.pl.

Kiedy 26 października Barcelona zwyciężała na Camp Nou Carlo, Ancelotti mógł wydawać się kolejnym trenerem Realu, który zalicza równię pochyłą. Sergio Ramos w roli defensywnego pomocnika, sprowadzony kosztem 91 mln euro Gareth Bale jako wysunięty napastnik i Cristiano Ronaldo, który skarżył się kolegom, że wszystko w zespole działa źle. "Bronimy się w dziesięciu, nikt nie atakuje, tak nie możemy grać" - mówił. W tamtym meczu sprowadzony do Barcelony Neymar wyglądał jak młody bóg. Zdobył gola na 1-0, zdawał się rosnąć przy każdym kontakcie z piłką. Alexis Sanchez do dziś wspomina, że tamten lob nad Diego Lopezem, po którym było 2-0, definiuje go jako piłkarza.

Jak wiemy, od tamtej pory wszystko zaczęło się zmieniać. Ancelotti już nigdy nie pozwolił sobie na tak karkołomne roszady, co skutkowało serią 31 meczów bez porażki - najdłuższą w wielkiej karierze szkoleniowca Milanu, Chelsea i PSG. "Mam najbardziej kompletny zespół, z jakim kiedykolwiek pracowałem" - wyznał niedawno, co biorąc pod uwagę styl gry zespołu, nie brzmiało jak żart czy normalna w takich wypadkach kurtuazja. Dziś to Neymar ogląda plecy Bale'a. W tym swoistym wyścigu numerów dwa w obu hiszpańskich klubach, debacie poddawana jest forma Brazylijczyka. "Widzę Bale'a unoszącego się nad murawą" - powiedział ostatnio bramkarz Barcy Victor Valdes, co dobrze oddaje stan Walijczyka.

Neymar? Jeden z jego byłych trenerów z Santosu stwierdził, że nie jest szczęśliwy w drużynie, w której wszyscy grają na kogo innego. Czy to tylko przejaw zawiści Brazylijczyków wobec pozycji Leo Messiego, w końcu pochodzi z Argentyny, czy faktyczna ocena stanu ducha wschodzącej gwiazdy "Canarinhos". W kadrze pięciokrotnych mistrzów świata 22-letni napastnik jest punktem centralnym, Brazylijczyków boli serce, gdy widzą, co robi w Barcelonie. Oni oczywiście uważają, że to nie tylko jego wina, alarmy w kraju gospodarzy mundialu nasilą się, gdy zaliczy na Santiago Bernabeu kilka minut bez znaczenia.

Po raz 19. Victor Valdes stanie naprzeciwko Cristiano Ronaldo. Na początku mecze z Katalończykami były dla Portugalczyka traumą. Teraz jest inaczej, dorósł do roli kogoś, kogo można stawiać na równi z Messim, a ostatnio nawet wyżej od Argentyńczyka. Zaliczająca dołek formy, Barca uczepia się dziś swojego lidera, licząc na jego skuteczność mogącą przedłużyć szanse w walce o tytuł. Porażka na Santiago Bernabeu to coś, na co zespół Gerardo Martino nie może sobie pozwolić, jego szanse obrony mistrzostwa spadną wtedy praktycznie do zera.

Przez ostatnie lata Real próbował gonić Barcelonę. Nawet jeszcze kilka miesięcy temu, gdy słabnący Katalończycy wygrali ligę, docierając do granicy 100 pkt. Dziś przewagę pod każdym względem zdają się mieć Królewscy, co muszą jednak udowodnić na boisku. Trudniej się gra z pozycji faworyta.

Ranna Barcelona wciąż może być jeszcze groźna, zwłaszcza że od czasu do czasu zdarzają jej się mecze, gdy zachwyca. Jeśli Katalończycy czekali na dzień, w którym będą mogli zrehabilitować się za tegoroczne porażki w Bilbao, San Sebastian czy Valladolid, to on właśnie nastał. Gdyby lokomotywa z Madrytu nie natrafiła na solidną przeszkodę, pomknie po tytuł. Gonić ją może lokalny rywal z Vicente Calderon, ale też z marnymi szansami. Triumf nad Barceloną to ostatnia rzecz, której brakuje Ancelottiemu. Pięć miesięcy temu wyglądał jak szkoleniowiec totalnie przestraszony, dziś panuje nad najtrudniejszą szatnią świata z lekkim, pogodnym uśmiechem. W 90 minut klasyku dużo się może jednak zmienić.

Podyskutuj z autorem - na jego blogu >>

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.