Primera Division. Dziwny przypadek Malagi

Pokonanie Realu Madryt to dla każdego klubu wielkie wydarzenie. Malaga w ostatniej kolejce Primera Division uczyniła to po raz pierwszy od 29 lat. Dla ludzi związanych z tym klubem była to jednak dosłownie chwila radości, krótki oddech od codziennych zmartwień, wykraczających daleko poza boisko.

Malaga stała się pierwszym tak znanym klubem, który na własnej skórze odczuł działanie Financial Fair Play. Zaległości w wypłatach i niezapłacone podatki sprawiły, iż hiszpański klub może nie wystąpić w pucharach w przyszłym sezonie, nawet jeśli wygrałby Ligę Mistrzów. By tego uniknąć, Malaga musi przed 31 marcem przyszłego roku spłacić wszystkie długi. Andaluzyjczycy nie są w najlepszej kondycji ekonomicznej od kilku miesięcy, gdy z finansowania nagle wycofał się właściciel Abullah Ben Nasser al-Thani, kuzyn emira Kataru. Przybycie szejka z Bliskiego Wschodu zazwyczaj oznacza nastanie nowych, lepszych czasów. Jednak w przypadku Malagi nie do końca tak się stało. Al-Thani kupił klub, który w sezonie 2009/10 ledwo uniknął spadku do Segunda Division, ratując ligę dopiero w ostatniej kolejce remisem z nie walczącym o nic Realem Madryt.

Chciał zmienić zaistniały stan rzeczy. Sprawić, by Malaga zaczęła się liczyć najpierw w Hiszpanii, a potem w Europie, przy okazji rozbijając barcelońsko-madrycki duopol. Jednak kupno i budowa klubu piłkarskiego miało być dopiero początkiem, podwalinami pod większe przedsięwzięcie. "Project Malaga" miał na celu budowę nowego stadionu na ponad 60 tysięcy miejsc, obiektów treningowych na najwyższym poziomie oraz - przede wszystkim dla al-Thaniego - szereg inwestycji w całym regionie, zakładających powstanie przystani czy hotelu w mieście. Lokalne władze miały go nie wspierać odpowiednio do jego oczekiwań, co doprowadziło do frustracji i w konsekwencji nagłego zniknięcia. Zanim to się stało, zdołał zbudować całkiem solidną ekipę, która wywalczyła awans do Ligi Mistrzów.

- Coś, co naprawdę mnie uderzyło to projekt. Kluby ostatnio często zmieniają właścicieli i wydają olbrzymie kwoty, lecz Malaga jest inna, budowana w bardzo poważny sposób - mówił Ruud Van Nistelrooy w lecie 2011 roku, pierwszy wielki piłkarz skuszony do gry na La Rosaleda. Pół roku wcześniej Malaga pozyskała m.in. Willy'ego Caballero, Martina Demichelisa czy Julio Baptistę, lecz dopiero Holender był piłkarzem o tak głośnym nazwisku, mającym działać jak magnes na innych zawodników, co otwarcie przyznawali działacze Malagi. Jego tropem podążyli Joris Mathijsen, Joaquin, Nacho Monreal, Diego Buonanotte, Jeremy Toulalan, Isco oraz najgłośniejszy transfer, czyli Santiago Cazorla. Najważniejszym ruchem okazała się zmiana trenera. W listopadzie 2010 roku Jesualdo Ferreirę zastąpił zwolniony kilka miesięcy wcześniej z Realu Madryt Manuel Pellegrini. Po 10 kolejkach Malaga była nieopodal dna tabeli, na przedostatnim miejscu. Z pomocą zimowych wzmocnień Chilijczyk wyprowadził zespół na 11. miejsce. Przewaga nad pierwszym spadkowiczem wynosiła jednak zaledwie trzy punkty. Zamiast zwalniać Pellegriniego, Malaga przedłużyła z nim kontrakt, co odróżnia ją od innych zespołów prowadzonych przez szejków - PSG było liderem, gdy w Paryżu pozbyto się trenera. Decyzja o zaufaniu Chilijczykowi okazała się strzałem w dziesiątkę. Kolejny sezon Malaga zakończyła czwartym miejscem, najlepszym w historii klubu. Przygotowania do gry w eliminacjach Ligi Mistrzów zakłóciło zniknięcie właściciela. Klub został pozostawiony na pastwę losu, musiał radzić sobie sam.

Długi narastały od kilku miesięcy. W związku z nimi odszedł dyrektor sportowy, Fernando Hierro, a Santiago Cazorla, Jose Salomon Rondon, Joris Mathijsen i Ruud van Nistelrooy złożyli skargi do futbolowych władz w związku z niewypłaconymi pensjami. Po długich prośbach ze strony klubu wycofali zażalenia - gdyby tego nie zrobili, Malaga mogłaby dzisiaj występować w Segunda B, czyli trzecim poziomie rozgrywkowym. To byłby koniec tego zespołu. By zapobiec finansowej oraz sportowej katastrofie, w lecie nastąpił exodus gwiazd. Cała wymieniona wyżej czwórka odeszła. Van Nistelrooy zakończył karierę, kontrakt z klubem rozwiązał Mathijsen, do Rosji wyemigrował Rondon. "Prezentem" Manuel Pellegrini nazwał oddanie architekta sukcesu Andaluzyjczyków, Santiego Cazorli, do Arsenalu za 19 mln euro. Rok wcześniej został kupiony z Villarrealu za 4 mln więcej. Drużyna w takim stanie nie mogła przystąpić do walki o Ligę Mistrzów, lecz kasa świeciła pustkami. Zdecydowano się na transfery bezgotówkowe. Oficjalnie stało się tak z powodu przygotowań do spotkania wymogów FFP, lecz rzeczywistość pokazała, na ile warte były te zapewnienia. Z wolnego transferu przechwycono wieczny talent, Javiera Saviolę, oraz Manuela Iturrę. Wypożyczono Oguchiego Onyewu ze Sportingu Lizbona oraz "zawodnika jednego sezonu", czyli Roque Santa Cruza z Manchesteru City.

Nikt tej zbieraninie nie dawał najmniejszych szans na powtórzenie wyników z poprzedniego sezonu. Magia Pellegriniego mimo wąskiej kadry zadziałała po raz kolejny. Jako debiutanci w Lidze Mistrzów wygrali swoją grupę nie przegrywając ani jednego spotkania. Niemal na półmetku Primera Division zajmują czwarte miejsce, tracąc do madryckiego Realu zaledwie dwa punkty. W ostatnich pięciu spotkaniach ligowych zwyciężyli czterokrotnie, odprawiając Sevillę oraz Valencię. Paradoksalnie, im gorzej dzieje się poza boiskiem, tym lepiej grają piłkarze Malagi, zupełnie jakby klubowe problemy ich nie dotyczyły.

Kluczem okazały się indywidualności. Joaquin gra tak, jakby czas cofnął się o dekadę, gdy szalał na prawym skrzydle Betisu Sevilla. Powoli przebąkuje się nawet o jego powrocie do reprezentacji. 20-letni Isco został laureatem plebiscytu "Złoty Chłopiec", wyłaniającego najlepszego piłkarza w Europie do 21 lat. Tym samym znalazł się w doborowym towarzystwie, wcześniej tę nagrodę dostawali tacy piłkarze jak Lionel Messi, Sergio Aguero czy Cesc Fabregas. Z Valencii wyciągnięto go za 6 mln euro, wykorzystując klauzulę odejścia. Saviola i Santa Cruz zdobyli łącznie aż 10 bramek, są najlepszymi strzelcami Malagi mimo wszystko cierpiącej na brak odpowiedniej siły ognia. Andaluzyjczycy braki nadrabiają obroną. Stracili 12 bramek, o 5 mniej niż kolejne drużyny w tej klasyfikacji - Atletico i Real.

Najważniejsza potyczka Malagi rozegra się w zaciszu klubowych gabinetów. Dziennik "AS" twierdzi, że kwalifikacja do przyszłorocznej Ligi Mistrzów może być kluczem do przetrwania klubu. Jednak by tak się stało, nie wystarczą odpowiednie wyniki na boisku. Równie ważne, jeśli nie ważniejsze, okażą się zdolności działaczy do wychodzenia z opresji. Oni broni nie składają, uważają, iż ich klub stał się kozłem ofiarnym, przestrogą dla innych zespołów. Gdyby nie al-Thani, Malaga prawdopodobnie nie zagrałaby w Lidze Mistrzów i dalej tułała się w dolnych rejonach Primera Division, lecz byłaby spokojniejsza o byt. Czy w takim razie eksperyment z szejkiem można uznać za udany?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.