Około stu fanów Herthy Berlin szturmem wdarło się na boisku stadionu Olimpijskiego po klęsce 1:2 z Norymbergą. Niektórzy z kibiców byli uzbrojeni w stalowe pręty, kawałki zniszczonych ławek rezerwowych i banerów reklamowych. Byli agresywni, piłkarze musieli ratować się ucieczką do szatni.
Czterech ochroniarzy zostało lekko rannych. Zatrzymano około 30. osób.
- Istnieje potrzeba zastosowania bardziej drastycznych środków i oznacza to piłkę nożną bez kibiców - powiedział szef niemieckiej policji Rainer Wendt.
- Nie byłem na stadionie, ale telewizyjne powtórki pokazują, że ochrona była zupełnie bezradna - dodał.
Według Wendta twarde środki są konieczne, aby stwarzający kłopoty chuligani naprawdę poczuli, że wyrządzają szkodę klubom którym kibicują.
Zamieszki w Berlinie potępiły też władze ligi niemieckiej. - Władze Bundesligi i kluby nie zamierzają tolerować przemocy fanów. Staniemy w jednej linii z Niemiecką Federacją Piłki Nożnej w tej sprawie - napisał w oświadczeniu szef Bundesligi Reinhard Rauball.
- W Bundeslidze raczej nie zamyka się stadionów - mówi dziennikarz Sport.pl i "Gazety" Paweł Rzekanowski. - W Niemczech działa sprawny system komunikacji zespołów z klubami kibica, które same dbają o to, żeby chuligani nie wchodzili na stadion. Akcja w Berlinie wyglądała na zaplanowaną, i dlatego tak mocno wstrząsnęła opinią publiczną. Na filmie widać, że kibice mieli przygotowane maski, by nie zostać rozpoznanymi - dodaje.
- Władze Herthy potępiły zajście, ale są przeciwne zamknięciu stadionu. Argumentują, że w ten sposób 59 tysięcy kulturalnych fanów ucierpi za wybryk grupki chuliganów.
Jak Piszczek i Wichniarek uciekali przed kibolami Hetrhy Berlin ?