W sobotę rozegrano aż pięć spotkań Bundesligi. Nie brakowało w nich emocji oraz kontrowersji. Do najbardziej kuriozalnej sytuacji doszło w spotkaniu FSV Mainz z FC Heindenheim. Mecz zakończył się wynikiem 1:0 dla gości, ale wygrana mogła być zdecydowanie bardziej okazała, gdyby nie... zachowanie Tima Kleindiensta.
Mecz rozpoczął się kapitalnie dla gości. Już w 12. minucie objęli prowadzenie za sprawą Marvina Pieringera, który pewnym strzałem z bliskiej odległości pokonał bramkarza. Później więcej okazji do zdobycia bramki mieli rywale, ale brakowało skuteczności. Podobnie zresztą jak i w drugiej połowie. Finalnie w spotkaniu oddali aż 16 strzałów, ale to nie przełożyło się na gole.
Z kolei w 90. minucie przed kapitalną szansą na podwyższenie stanęli piłkarze Heindenheim. Tuż przed polem karnym piłkę otrzymał Florian Pick. Zszedł do środka, a następnie huknął na bramkę. Tyle tylko, że piłka odbiła się od słupka, a następnie od pleców golkipera. Na szczęście dla zawodnika gości futbolówka znalazła się w okolicach linii bramkowej i powoli toczyła się w kierunku siatki.
Bramkarz nie był w stanie już nic zrobić w tej sytuacji więc wystarczyło poczekać aż piłka całym obwodem przekroczy linię. Niecierpliwy był jednak... Kleindienst. Piłkarz chciał mieć pewność, więc podbiegł do futbolówki i wykończył akcję. Tyle tylko, że tym ruchem dość zaskakująco pozbawił drużynę gola. Jak to możliwe?
Napastnik znajdował się bowiem na spalonym w momencie strzału Picka, w związku z czym trafienie nie zostało uznane. - Nie ma gola. Ciekawe, czy piłkarz Heindenheim nie mógł poczekać aż ta piłka wtoczy się do bramki, bo wtedy pewnie gol byłby uznany. Kto wie, czy nie zabrał gola koledze - mówili komentatorzy Viaplay.
Finalnie egoizm napastnika nie stanął ekipie na drodze do odniesienia zwycięstwa. Tym samym Heindenheim przesunął się na 12. miejsce w tabeli z dorobkiem 17 punktów. Z kolei rywale pozostali w strefie spadkowej - 17. lokata i tylko dziewięć punktów na koncie.