Słowo "strajk" w kontekście Roberta Lewandowskiego padło już kilka tygodni temu w dzienniku "Bild". A w ostatnich dniach wraca, bo Lewandowski już we wtorek ma wrócić do treningów w Bayernie. 12 lipca - taką datę powrotu wyznaczył mu klub. Niemieccy dziennikarze nie są jednak przekonani czy napastnik tego dnia stawi się w ośrodku przy Saebener Strasse.
Sytuację w ostatnich dniach dodatkowo zaognił Maik Barthel, czyli były agent Lewandowskiego, gdy napastnik współpracował jeszcze z nim i Cezarym Kucharskim. Barthel przyznał w "Bildzie", że strajk jest bardzo prawdopodobny, bo Lewandowski rozważał go także dziewięć lat temu, kiedy przenosił się z Borussii Dortmund do Bayernu. - Wierzę, że Robert może nie pojawić się więcej na treningach w Monachium - powiedział Barthel i wskazał, że to miałby być rodzaj nacisku piłkarza na klub, który odrzuca kolejne oferty od Barcelony.
- Nie było mowy o żadnym strajku. Jeśli Robert będzie musiał stawić się we wtorek na treningu w Bayernie, to po prostu się stawi - słyszymy z otoczenia kapitana reprezentacji Polski. Bliskie mu osoby twierdzą, że napastnik Bayernu w ogóle nie rozważał takiego pomysłu i że to tylko wymysły niemieckich dziennikarzy i byłego agenta.
Niemieckie media informowały ostatnio, że trener Bayernu Julian Nagelsmann wolałby, żeby sytuacja Lewandowskiego wyjaśniła się, zanim Polak wróci do treningów. Ale wszystko wskazuje na to, że się nie wyjaśni. - Zakładamy, że to potrwa trochę dłużej - słyszymy w otoczeniu Lewandowskiego, gdzie pytamy o to, jaka jest szansa, że polski napastnik odejdzie z Bayernu przed wtorkiem, kiedy ma stawić się na treningu w Monachium.
Szanse na to są niewielkie, ale w czwartek prezydent Barcelony Joan Laporta poinformował, że złożył właśnie nową ofertę za Lewandowskiego. - Czekamy na odpowiedź. Mamy nadzieję, że tym razem będzie pozytywna - przyznał Laporta podczas czwartkowej prezentacji nowego obrońcy Andreasa Christensena, kiedy pytany był o Polaka. - Chcę podziękować mu teraz publicznie za to, co robi, aby do nas dołączyć - usłyszeli dziennikarze zebrani na Camp Nou.
Lewandowski co prawda nigdzie nie powiedział publicznie wprost, że chce trafić właśnie do Barcelony, ale to nie jest żadną tajemnicą, bo daje takie sygnały. Wiadomo, że chce odejść z Bayernu. Taką deklarację złożył już ponad miesiąc temu podczas zgrupowania reprezentacji Polski. - Na dziś pewne jest, że moja historia z Bayernem dobiegła końca. Po ostatnich miesiącach nie wyobrażam sobie dalszej współpracy. Transfer będzie dobrym rozwiązaniem dla obu stron. I wierzę, że Bayern nie zatrzyma mnie tylko dlatego, że może to zrobić - przyznał pod koniec maja Lewandowski.
Bayern początkowo zarzekał się, że zatrzyma Lewandowskiego za wszelką cenę, czyli że blisko 34-letni piłkarz wypełni kontrakt, który wygasa w czerwcu przyszłego roku. W kolejnych tygodniach monachijski klub zmienił jednak nastawienie i wycenił swojego najlepszego strzelca na 50 mln euro. Mistrz Niemiec chce dostać wszystkie pieniądze od razu, bez rozkładania kwoty na raty. Nie wiadomo, czy taką ofertę złożyła właśnie Barcelona, która ostatnio zaproponowała 40 mln euro plus dodatkowe 5 mln w bonusach.