O meczu Energie Cottbus z Borussią Moenchengladbach z 2002 roku prawdopodobnie nikt by nie pamiętał. Może poza dwoma zawodnikami Energie - polskiego pomocnika Radosława Kałużnego i bośniackiego bramkarza Tomislava Piplicy.
Energie Cottbus nie miało prawa tego przegrać. Już po nieco ponad pół godziny prowadziło z Gladbach 2:0, a gole strzelali Marko Topić i reprezentant Polski Radosław Kałużny. Goście wprawdzie zdołali doprowadzić do wyrównania, ale gdy w 70. minucie Kałużny dołożył drugie trafienie, wszystko wskazywało na zwycięstwo gospodarzy.
Na pięć minut przed końcem spotkania jednak do akcji wkroczył on, Tomislav Piplica. Po zablokowanym strzale jednego z rywali bramkarz Energie spodziewał się, że piłka spadnie na poprzeczkę lub górną siatkę jego bramki. Tymczasem o poprzeczkę się ona tylko prześlizgnęła i spadła na głowę Bośniaka, po czym wpadła do siatki. Mecz zakończył się remisem.
- To moja wina - nie ukrywał Piplica po spotkaniu. - Myślałem, że piłka spadnie na poprzeczkę i wypadnie poza boisko - dodawał.
Niestety, na niewiele te tłumaczenia się zdały. Piplica przeszedł do historii ligi niemieckiej, a kibice jeszcze długo mówili o jakimkolwiek dużym błędzie bramkarza, że "zrobił Piplicę". Na jego szczęście, Energie udało się utrzymać w Bundeslidze na kolejny sezon.