Niemcy brutalnie o Polaku. "To nie ma żadnego sensu". Koniec blisko

- Nie odgrywa praktycznie żadnej roli. Jego pobyt zdaje się nie mieć żadnego sensu - tak "Bild" podsumowuje dotychczasową przygodę Tymoteusza Puchacza w Unionie Berlin. Przygodę, która lada moment może się skończyć.

- Przyznam szczerze, że jestem trochę podmęczony całą sytuacją. Tutaj przyjeżdżasz na kadrę i grasz, wszystko jest fajnie. Potem wracasz do klubu i nie grasz. To nie jest łatwe dla mnie, ale mam nadzieję, że to się zmieni w najbliższym czasie. Robię wszystko, co mogę, żeby zacząć grać i czekam. Mogę jedynie dawać sygnały na treningu - mówił w połowie listopada Tymoteusz Puchacz, którego latem Lech Poznań sprzedał za 2,5 mln euro do Unionu Berlin. Ale jego sytuacja wygląda fatalnie, bo jak do tej pory grał jedynie w Lidze Konferencji Europy; nie dostał ani jednej szansy, ani w Bundeslidze, ani w Pucharze Niemiec. Z opcją ratunkową przychodzi Trabzonspor, czyli lider ligi tureckiej (po 19 kolejkach ma 46 pkt, o siedem więcej od drugiego Konyasporu i aż o 13 więcej od trzeciego Basaksehiru), oferujący wypożyczenie z możliwością wykupu.

Zobacz wideo Nasz człowiek w Barcelonie i PSG. Syprzak: Zostałem rzucony na głęboką wodę

"Bild" brutalnie: Pobyt Puchacza w Berlinie zdaje się nie mieć żadnego sensu

- "Nie odgrywa praktycznie żadnej roli w Unionie. Grał jedynie w Lidze Konferencji Europy (siedem meczów), ale w Bundeslidze i w Pucharze Niemiec nie grał. Teraz zimą może zostać wypożyczony z opcją wykupu latem" - pisze "Bild" i brutalnie dodaje, że "pobyt Puchacza w Berlinie zdaje się nie mieć żadnego sensu". I wylicza: Puchacza nie było w kadrze meczowej w aż 15 z 17 przypadków, a w dodatku Union odpadł z LKE, co sprawia, że szanse jego występów na grę drastycznie spadają. Puchacz nie umie przekonać do siebie trenera, który woli stawiać na Niko Giesselmanna.

Niemiecki dziennik zwraca uwagę, że Puchacz bardzo dobrze prezentuje się w ofensywie: gra odważnie, szuka pojedynków i lubi dośrodkowywać. Ale problemem jest jego gra w defensywie i fakt, że "wydaje się, że zawsze popełni jakąś gafę". A to nie podoba się trenerowi Ursowi Fischerowi, nazwanemu "fanatykiem bezpieczeństwa" - dla niego najważniejsza jest defensywa, a dopiero potem ofensywa. - Rozmawialiśmy. Poznał moją opinię i wie, nad czym ma pracować. Dostanie szansę, by się pokazać - stwierdził Fischer, ale "Bild" interpretuje te słowa następująco: - To nie brzmi, jakby Fischer wiązał z Puchaczem wielkie plany na przyszłość.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.