- W sobotę spotkamy się z najbardziej wybieganą drużyną w całej Bundeslidze, która średnio pokonuje 120,4 km na mecz. Oprócz tego dużo pracuje, walczy. Do tego gra bardzo głęboko i zwarcie w obronie. Ale my jesteśmy przyzwyczajeni do gry z takimi rywalami. Wiemy, jak sobie z nimi radzić - przekonywał trener Bayernu Julian Nagelsmann przed sobotnim meczem z Arminią Bielefeld.
Bayern, który przed tygodniem niespodziewanie przegrał 1:2 z Augsburgiem, w sobotę stracił pierwsze miejsce w tabeli po tym, jak Borussia Dortmund pokonała 3:1 VfL Wolsfburg. Mógł je odzyskać, gdyby pokonał Arminię. No i pokonał, ale nie bez problemów, bo rywal faktycznie - jak wspominał Nagelsmann - był wybiegany i skoncentrowany w obronie. A do tego miał w bramce dobrze dysponowanego Stefana Ortegę.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
Thomas Mueller, Leroy Sane, Alphonso Davies, Robert Lewandowski, Kingsley Coman. Do przerwy łatwiej chyba wymienić piłkarzy Bayernu, którzy nie próbowali strzelać na bramkę Ortegi. Problem w tym, że te wszystkie próby nie przekładały się na tę najważniejszą statystykę, czyli na bramki.
Druga połowa mogła zacząć się od bramki. A nawet powinna. Już w 46. minucie, kiedy Sane dostał fantastyczne podanie z głębi pola, ale w sytuacji sam na sam z Ortegą uderzył obok słupka. To była najlepsza okazja Bayernu. A później długo - choć mistrz Niemiec cały czas przeważał i oddawał kolejne strzały - wcale od razu nie przyszły lepsze. Aż do 71. minuty, kiedy Mueller dograł do Sane, a ten przymierzył lewą nogą sprzed pola karnego pod poprzeczkę. - No to w końcu się doczekał - komentatorzy Viaplay chwalili Sane, którego bramka dała Bayernowi zwycięstwo z Arminią.
Teraz zespół Lewandowskiego czeka tydzień bez Ligi Mistrzów. Kolejne spotkanie zespół Nagelsmanna zagra dopiero w weekend, w Dortmundzie. To będzie Der Klassiker, czyli mecz Bayernu z Borussią, która w tabeli do mistrza Niemiec traci tylko punkt. Początek spotkania w sobotę o 18.30.